13

6 1 0
                                    

Jeremy
Wyszliśmy na mocno oświetlony parking. Stało na nim niewiele samochodów. Lekko kropiło. Podąrzyłem za kobietą w stronę czarnego auta. Bodajże toyoty. Żaden gość z zakrwawionym nożem czy naładowanym pistoletem nie wyskoczył zza rogu co, nie powiem, sprawiło mi ulgę. Zająłem miejsce z tyłu za kierowcą na szarym, miękkim fotelu. Po samochodzie unosił się zapach wanili i nowości. Obok mnie siedziała jakaś brązowowłosa dziewczyna, którą kojarzyłem z widzenia, a koło niej Katie. Z przodu, za kierownicą młody facet o posturze football'isty, a na miejscu pasarzera matka blondynki. Samochód ruszył. Zagapiłem się w okno. W radiu leciało cicho jakieś disco polo. Kłopotliwe, ciężkie milczenie przerwał dopiero brunet. Zaproponował Lucy, że może podwieść nas pod sam dom na co ta chętnie się zgodziła.

Nas wciąż brzmiało dziwnie nawet w mojej głowie. Nie przywykłem do identyfikowania się z grupą. Zawsze myślałem o sobie. Byłem ja i ojciec pijak, diler. Ja i reszta klasy. Ja i inni ludzie. Ja i cały uwzięty na mnie wrzechświat. Nigdy my. Trudno się dziwić. Nie życzyłbym swojego życia nawet najgorszemu wrogowi. Głównie dla tego, że go nie miałem. Ludzie zwyczajnie mnie ignorowali albo precyzyjniej powiedzieć, że to ja miałem na nich wywalone. Nie obchodziło mnie co mówią czy myślą. Zaczepki, plotki, docinki, szepty... To wszystko spływało po mnie niepozostawiając ani jednego zadrapania, ani jednej blizny czy rany. W teorii mniej więcej tak to wyglądało. W rzeczywistości... Porównywałem to do łyżew i zamarzniętego jeziora. Płozy, nawet najlżejszego łyżwiarza, zostawiają ślad i gdy tych rys powstaje zdyt wiele lód staje się cieńszy. Powoli, stopniowo jego warstwa maleje. Nie od razu, najpierw tylko nieznacznie, prawie niezauważalnie, ale po pewnym czasie pod nieostrożnym człowiekiem lód pęknie, a on wpadnie do wody i zacznie się topić. Tak to działa. Byłem w stanie sporo znieść, ale każdy ma swoje granice. Moja kiedyś zniknie i wtedy pokażę tym wszystkim bogatym bachorom co potrafię... "Raz a dobrze zapamiętają, że nie mają prawa czuć się leprze! Co ja myślę?"- potrząsnąłem nerwowo głową.

Dopiero po długiej chwili zdałem sobie sprawę jak podobny jest kierowca do dziewczyny obok mnie. Zdecydowanie za młody na ojca musiał być jej bratem czy kimś takim. Na przykład kuzynem? Zastanowiłem się również skąd znam brązowooką. Ubrana w markowe ciuchy, czysta i porządnie uczesana. Do tego jeszcze ta wypasiona, nowiutka bryka. W ten sposób zdyskwalikowałem większość miejsc. Została właściwie szkoła, bo tylko tam przebywałem na tyle długo by kogoś zapamiętać. Chyba była w naszej klasie. Przypomniałem sobie, że trzymała się na przerwach z Katie. Psiapsiółki się znalazły. Pff...

Oparłem głowę na łokciu. Latarnie, domy i okna za coraz gęstrzą kurtyną deszczu zlewały się w jedną nijaką masę, przemykały szybko za szybą znikając w rozmazanych smugach.

Katie
"Czy Jeremy już wie, że to ja go znalazłam?"- zastanawiałam się. Ze spuszczoną głową, pozwalając by włosy opadły mi na twarz wsłuchiwałam się w radio. Nie rozpoznawałam słów piosenki, ani nawet melodii. Chciałam tylko odciąć się od wszystkiego, odciąć się od świata. "Jak się teraz czuje?"- pytania rozbrzmiewały w mojej głowie, bo bojąc się je zadać na głos sprawiałam, że gula w gardle rosła, a ja choćbym i mogła nie byłabym w stanie wykrztusić przez nią ani słowa-" Moje zachowanie jest normalne? Myślę o nim bez przerwy i nie mogę przestać. To zupełnie jakbym była w nim..." Poczerwieniałam. Ukradkiem, ledwo kątem oka, zerknęłam na szarookiego. Patrzył na mnie również. Zauważyłam to ułamek sekundy przed tym jak odwrócił wzrok. Nie wiem czemu, ale był jakiś nieswój. Niby mógł być w szoku tylko... Czułam w nim coś na kształt... No właśnie, czego? Zdenerwowania? Poczucia winy? Smutku? Złości? A może miałam omamy?

Nim zdążyłam znaleźć odpowiedź samochód zatrzymał się przed naszym domem. Światło świeciło się tylko w kuchni, zasłonki w pokoju Emily były zasłonięte. Mała poszła już spać.

- Dziękuję, Sam.- powiedziała mama wysiadając.

- Cieszę się, że mogłem pomóc, pani Johnson.- odparł na tyle pogodnie na ile pozwalała sytuacja.

- Trzymaj się.- brunetka lekko ścisnęła moją rękę w niemej chęci dodania mi otuchy.

Odwzajemniłam gest i rozpięłam pasy. Stanęłam na mokrym chodniku. Padało coraz mocniej. Posłałam tak wesoły uśmiech na jaki tylko było mnie stać Maggie i zamknęłam drzwiczki auta. Szarooki naciągnął kaptur bluzy na głowę. Zbliżyliśmy się do drzwi. Mama wyciągnęła z kieszeni pęk kluczy z futerkowym breloczkiem-pandą. Znalazła właściwy, wsunęła go do zamka i przekręciła. Drzwi otwarły się cicho. Weszliśmy do środka. Westchnęłam z ulgą. Nareszcie w domu.

Zsunęłam ze stóp porzyczone buty bez ich rozwiązywania. Zciągnęłam kurtkę i odwiesiłam ją na wieszak.

- Idźcie spać.- poprosiła pani domu nie mając sił na wiele więcej.

Kiwnęłam głową na zgodę. Oczy kleiły mi się i byłam bliska uśnięcia na stojąco.

- Chodźmy.- mruknęłam do Jeremy'ego wchodząc po schodach.

Archowum |ᴏʀɪɢɪɴᴀʟ sᴛᴏʀɪᴇs| ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz