[3]

77 7 0
                                    

Była najlepsza w swoim zawodzie. Nie było mowy by o niej nie słyszał.

- Myślałem, że jesteś facetem.- splunął krwią.

Przywaliła mu z kolana wprost w podbródek. Cudem nie zemdlał. W jej oczach płonął ogień. Ten koleś... Ona go tak... On był... Warknęła ze złości.

- Pomyśl zanim coś powiesz. Jeszcze mogę Cię zabić.- zagroziła.

- To później już nie będziesz mogła, kotku?- nie potrafił się powstrzymać. Kiedy się złościła przypominała rozdrażnionego kociaka. Najeżała się by wyglądać na większą, zdawała się wysuwać pazurki...

Tym razem oberwał mocniej. Najpierw z pięści, a potem wstała i kopnęła go w brzuch. A potem wyszła. Głośno tupiąc i trzaskając drzwiami. Od tak. Bo mogła. A on gdy skończył jęczeć z bólu po doznanym ciosie popatrzył na dawno zamknięte drzwi i pomyślał, że chyba właśnie się zakochał. Ta dziewczyna była po prostu cudowna.

...

Gdy stracił już nadzieję na posiłek pod pokład zeszła blondynka. Ubrana podobnie jak Levy, lecz z rapierem zamiast szpady i bez kapelusza. Kolor jej spodni również był inny. Trzymała w dłoniach tacę z kilkoma miskami czegoś. Ze swojej pozycji nie mógł dostrzec zawartości. Zbliżyła się do jego klatki, zdjęła jedno naczynie i ustawiła wewnątrz. Wstała, machnęła ręką i odsunęła się dwa kroki wstecz. Poczuł jak kajdany nagle znikają. Powoli wstał, rozmasował obolałe nadgarstki. W misce była zupa jarzynowa. Całkiem nieźle pachniała, więc upił łyk. Była smaczna. Dziewczyna czekała aż zje lustrując go swoimi brązowymi oczami jednak daleko im było do tych niebieskowłosej. Tak przynajmniej uznał Gajeel. Gdy wypił wszystko do dna blondynka zaintonowała dźwięcznym głosem:

- Ao nokus le previte. Scylis konpus aquilite.

Oparł się ciężko o kratę. Pociemniało mu przed oczami. Pomyślał, że mogli czegoś dosypać do zupy. Rychło w czas. Skrzywił się i osunął się na zimne deski.

...

Czekała w swojej kajucie na powrót Lucy przeglądając stare tomiszcza i mapy. Heartfilia pełniła funkcję jej prawej ręki. Teraz, kiedy już nie mogła ufać nikomu nawet sobie tylko blondynce zdradzała sekrety. Znały się od dzieciństwa i kochały jak siostry. Ufała jej bardziej niż komukolwiek.

Uderzyła pięścią w dębowy blat z frustracją. Kolejny błędny trop sprowadził ją do Magnolii- największego, portowego miasta południowego królestwa, jeśli następny też okaże się klapą stracą wiele tygodni na samą podróż. Nie mogła tym razem zawalić. Jeśli źle wskaże cel może być za późno na cokolwiek. Zbyt wiele porażek i fiasek. Musiała odnaleźć źródło magii ognia. Znaleźć tego człowieka, o którym krążą legendy, że brata się ze smokami. Zrobi to albo może pożegnać się z koroną. Dano jej trzy lata. Do końca terminu pozostały cztery miesiące. Musi dać radę.

- Hej...- drzwi uchyliły się, a w nich stanęła uśmiechnięta Lu- Uśpiłam go jak prosiłaś.

- Dzięki.- mruknęła znad stosu kart. Była zmęczona i śpiąca.

Wyraźnie zmartwiona dziewczyna podeszła do niej. Ujęła twarz przyjaciółki w dłonie.

- Ej, nie zamartwiaj się. Dasz radę. Wierzę w Ciebie.- uśmiechnęła się pocieszająco.

Ta tylko odetchnęła ciężko. Podniosła się z krzesła, wyminęła biurko i stanęła naprzeciw Lucy. Spuściła szybko głowę pozwalając długim do ramion kosmykom zakryć twarz. Zacisnęła pięści i natychmiast je rozluźniła.

- Boję się.- wyszeptała- A co jeśli zawiodę? Jeśli Zeref...- poczuła jak ciepłe ramiona zamykają ją w uścisku.

Wtuliła się w blondynkę. Nie płakała, ale była tego bliska. Zbyt bliska. Nie mogła płakać. Nie mogła okazywać słabości. Nigdy. Nie mogła być słaba. Nie takiej królowej oczekiwano. Odsunęła się.

- Przepraszam... Muszę się przewietrzyć.- wyminęła dziewczynę i wyszła na pokład.

Od razu owiało ją przyjemnie chłodne powietrze. Rozgwieżdżone niebo lśniło tysiącami konstelacji. Oparła się o barierkę wdychając kojącą woń morza. Stali w porcie, lecz do jej uszu nie dochodziły odgłosy miasta. Spokój i cisza. Tego potrzebowała. Chwili by zebrać myśli i oczyścić umysł. Westchnęła. Zastanawiała się czy teraz w jej rodzinnych stronach ktoś też wpatruje się w niebo i może myśli o niej. Nie, to niemożliwe. Król i królowa północy zamknięci w lochach własnego pałacu nie mogli tego robić, a któż by inny mógł ją wspominać? Czarny mag postawił sprawę jasno. Albo przyprowadzi do niego smoczego maga płomieni albo jej rodzice zostaną zgładzeni, a kraj spotka zagłada. Nie miała wyboru. W wieku ledwie trzynastu lat postawiono przed nią zadanie niemożliwe, a ona musiała mu sprostać. Sęk w tym, że nie znała nawet imienia swego celu. I tak od ponad dwóch lat tułała się po świecie ucząc się magi, walki, łapiąc mniejsze smoki... Odsunęła się kilka kroków w tył i z całej siły kopnęła w pustą beczkę. Ta poturlała się przez cały pokład i rozbiła o maszt. Jeszcze raz spojrzała w niebo i wróciła na dół. Musiała znaleźć pewnego maga.

Archowum |ᴏʀɪɢɪɴᴀʟ sᴛᴏʀɪᴇs| ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz