[5]

38 6 0
                                    

Gajeel otworzył powoli oczy. Najpierw jedno, potem drugie. Podniósł wzrok na pręty. Nadal był w klatce. Niewiele pamiętał. Jakaś blondynka, zupa, a potem... Film się urywał. Spróbował się podnieść, ale kajdany nie pozwoliły mu. Przeklął siarczyście.

- Myślisz, że tylko ty masz przerąbane?- odwrócił się do właściciela głosu.

Nastoletni, różowowłosy chłopak siedział po drugiej stronie celi. Miał zwyczajne, trochę postrzępione i znoszone ubranie. Jego ręce również spięto za plecami. Na kolanach zielonookiego leżał malutki, bo nie większy od kota niebieski smok. Pochrapywał cicho wypuszczając z nosa kłęby białego dymu. Czarnowłosy wzdrygnął się na widok gada. Smoki, dzikie bestie żądne ludzkiej krwi, były zarazą. Tępiono je, bo niszczyły wioski, plony, zabijały bydło i owce. Nikt nie potrafił ich poskromić, a co dopiero oswoić, ale różowowłosy nastolatek wydawał się czuć całkiem swobodnie w takim towarzystwie.

- A co? Że niby ty masz gorzej?- starał się brzmieć obojętnie, lecz ten smok...

- Nie jest groźny.- jakby czytając w jego myślach chłopak uśmiechnął się- I tak, mam znacznie gorzej. Podobno jakiś mroczny mag zaprosił mnie na herbatkę.- sarkazm w jego słowach był aż nazbyt wyczuwalny.

- Masz przerąbane.- podsumował czarnowłosy.

- No... A tak przy okazji jestem Natsu.- przedstawił się wesoło.

- Gajeel.

Mimo nieciekawej sytuacji wydawał się beztroski. Ich rozwijającą się rozmowę przerwało wejście tej samej blondynki, która przyniosła mu wcześniej jedzenie.

- Dobijamy do portu północnego królestwa. Przygotujcie się do zejścia na ląd.- oświadczyła.

...

Już same doki były imponujące. Kilkadziesiąt jachtów i statków zacumowanych na nabrzeżu pokazywały potęgę państwa. Nie tak wyobrażał sobie jednak powitanie przyszłej królowej. Zamiast roześmianych, wiwatujących tłumów przywitała ich grupa opancerzonych po zęby, zakutych w czarne zbroje żołnierzy. Na ląd zeszła tylko ich czwórka. Natsu, Gajeel, Levy i Lucy. Czerwonooki nie wiedział czemu jego też zabierają, ale nie narzekał. Na ramieniu różowowłosego przysiadł błękitny gad.

- Za mną. Lord Zeref was oczekuje.- polecił najwyraźniej dowódca.

Podążyli za nim w eskorcie po czterech ludzi z każdej strony. Reszta oddziału weszła na pokład i otoczyła załogę. Niebieskowłosa obserwowała to ze złością. Spodziewała się takiego obrotu sprawy, ale jednak... Była zła na czarnego maga za wszystko co zrobił. Tętniące życiem miasto opustoszało. Niegdyś piękne place i fontanny zostały zapuszczone. To nie było to samo miejsce. Zacisnęła pięści. Poczuła na ramieniu ciepłą dłoń. Dotknęła jej i popatrzyła z wdzięcznością na Lucy. Wiedziała, że przyjaciółka czuje to samo.

Przekroczyli mury pałacu. Kunsztowna budowla wznosząca się w samym środku stolicy onieśmielała swą wielkością. McGarden spojrzała na strzeliste zamkowe wieże. Tu znów była tylko małą dziewczynką i ta świadomość ją przerażała.

Zostali zaprowadzeni do sali tronowej. Na inkrustowanym klejnotami, złotym podwyższeniu stał fotel, a na nim siedział nie kto inny jak Lord Zeref. Na głowie szatyna spoczywała korona. Uśmiechał się z satysfakcją.

- Proszę, proszę, a już myślałem, że stchórzyłaś.

- Odszczekaj to!- zacmokał tylko z dezaprobatą.

Wstał, poprawił królewski płaszcz i zwrócił się do straży:

- Zabierzcie ich do lochów. Nie mam nastroju.- i jakby nigdy nic skierował się do wyjścia.

- Ty sukinsynie, jak śmiesz nosić ten płaszcz i koronę?! Jak śmiesz łamać dane słowo?! Powiedziałeś, że jeśli przyprowadzę Ci smoczego maga ognia uwolnisz moich rodziców i opuścisz kraj! Zrób to, do cholery ty pie...- zaniemówiła.

Niewidzialna ręka owinęła się wokół szyi królewny pozbawiając ją powietrza. Czarny mag podszedł do niej niespiesznie.

- Oj, Leviś, Leviś... Nie łamię żadnej obietnicy. Para królewska była dość kłopotliwa, więc jeśli dobrze pamiętam wąchają kwiatki od spodu od... Dwóch lat?- serce dziewczyny przyspieszyło.

Spuściła głowę cała drżąc. Tyle wysiłku, tyle trudu...

Dla Gajeela tego było za wiele. Nie do końca łapał o co w tym wszystkich chodziło, ale jedna sprawa była banalnie prosta nawet jak dla niego: koleś krzywdził Levy- zasługiwał na wpierdziel. Proste? Proste.

Rzucił się w stronę samozwańczego władcy. Żołnierze nie zdążyliby go powstrzymać, był zbyt gwałtowny. Celował w twarz Zerefa, lecz w tuż nad skórą jego dłoń napotkała niewidzialną barierę. Po zaciśniętej pięści przeszła elektryczna fala. Zaiskrzyło. Mocne kopnięcie prądem powaliło czerwonookiego na marmurową posadzkę. Syknął przyciskając poparzoną kończynę do ciała. Piekło jak nie wiem. Czarny mag zaniósł się śmiechem. Upiornym i okrutnym zupełnie jak jego oczy zimne niczym lód.

- Ty...- w głosie Natsu brzmiało niedowierzanie- ... Co się z tobą stało? Nie poznaję Cię...- ostatnie zdanie prawie szepnął.

- Wiesz, braciszku~ ludzie się zmieniają.- perfidny uśmieszek nie schodził z jego nienaturalnie bladej twarzy.

Lucy zamurowało. Że niby Natsu i Zeref...? Ale oni byli tak różni. Różowowłosy taki miły, wesoły, chociaż dziecinny i irytujący na swój sposób uroczy. Czarny mag był jego zupełnym przeciwieństwem. Szalony, żądny władzy tyran rozkoszujący się cierpieniem innych. Nie mogła uwierzyć. I chyba nie chciała.

- Zabierzcie ich.- machnął ręką na strażników król.

Stopy niebieskowłosej do tej pory zawieszone w powietrzu dotknęły podłoża. Dziewczyna osunęła się na kolana ciężko dysząc. Nadal drżała jak cieniutka gałązka, która w każdej chwili może pęknąć pod naporem wiatru. Nie zwróciła nawet uwagi gdy zbrojny pomógł jej wstać i wyprowadził z komnaty.

Archowum |ᴏʀɪɢɪɴᴀʟ sᴛᴏʀɪᴇs| ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz