Dwa tygodnie później...
W ciągu tych kilkunastu dni, niewiele się zmieniło. Nadal chodziliśmy przygnębieni, chociaż robiliśmy dobre twarze do złej gry. Staraliśmy się poprawiać sobie nawzajem humor, co każdy z osobna doceniał. Tylko Jimin stawał się z dnia na dzień, coraz bardziej blady, co dobijało nas jeszcze bardziej. A ja coraz bliżej, byłem gotowy się zgodzić na propozycję, którą dał mi mój narzeczony dwa tygodnie temu, jednak coś mnie blokowało. Bałem się, że jak się zgodzę, los kopnie mnie w dupę i faktycznie potem zostanę sam. W tym czasie też powróciłem do ćwiczeń, co pomogło mi oderwać się od rzeczywistości. Czułem się w tych momentach wolny. Jednak coraz bliżej zbliżały się egzaminy, co oznaczało, że musiałem się zawziąć i zdać je jak najlepiej. To zabierało mi dobrą jedną czwartą dnia, a po nauce miałem ochotę tylko na sen, ale starałem się spędzać jak najwięcej czasu z Jiminem. Bałem się, że następnego dnia mogę się obudzić, a on zniknie. Dlatego czerpałem z jego obecności jak najwięcej. W momencie, gdy siedziałem w kuchni czekając na kolację, odrabiałem lekcje. Z niezwykłym skupieniem i uwagą przesuwałem długopisem po kartce mojego zeszytu od matematyki, a kiedy skończyłem, westchnąłem z ulgą, zamykając go i włożyłem go z powrotem do plecaka, który leżał koło moich nóg
- Skończyłem! - oświadczyłem z nieukrywaną radością, na co Suga się zaśmiał wesoło. - No co? Nienawidzę tego cholerstwa - powiedziałem, a ten pokręcił głową.
- Dobrze,że skończyłeś – powiedział Jin, podając mi talerz z kolacją - Bo jeszcze by ci wystygło i co wtedy? Suga, zawołaj resztę inaczej twój"swag" pogada sobie z moją ukochaną patelnią.
- LUDZIE! KOLACJA! - wrzasnął, na co wszyscy podskoczyli. - No co? Miałem zawołać, to zawołałem - wzruszył ramionami.
- Dziękuje, smacznego wszystkim -powiedziałem z uśmiechem i zacząłem jeść. Jadłem tak szybko, że miałem wrażenie, że zaraz się udławię, ale byłem strasznie głodny.
- Jin hyung, nie jestem głodny - odezwał się z obrzydzeniem Jimin, patrząc na talerz, z którego zjadł maksymalnie jedną czwartą posiłku.
- Powinieneś jeść więcej, Jimin.. - westchnął smutno najstarszy. - Zjedz przynajmniej do połowy tego ile ci nałożyłem...
Niechętnie wziął pałeczki w dłoń i nadział na niego kawałek baraniny, lecz jak tylko poczuł przy nosie zapach jedzenia to rzucił szybko z powrotem na talerz i poleciał w zawrotnym tempie do łazienki, zapewne by zwymiotować cały posiłek.
Po chwili jednak wrócił do stołu, upijając trochę niegazowanej trochę wody ze szklanki i odsuwając od siebie talerz.
- Nie dość, że jesz tyle co nic, to teraz będziesz miał w ogóle pusty żołądek przez wymiotowanie - zdenerwował się Jin, ale nie krzyczał. - Dlatego ludzie z guzem mózgu powinni być w szpitalu, bo tam dostają potrzebne witaminy poprzez kroplówkę - masował swoje skronie.
Westchnąłem, przecierając twarz dłońmi.
- Właśnie, Jungkook, on teraz powinien leżeć w szpitalu, a ty to przedłużasz - pomyślałem.
Spojrzałem się w kierunku Jina i smutno się uśmiechnąłem.
- To moja wina, że nie leży jeszcze w szpitalu. - wyznałem cicho.
- Co? dlaczego tak myślisz? -zapytał patrząc zdziwiony na mnie.
Schowałem twarz w dłonie.
- Jimin zaproponował mi ugodę, która mówi jasno, że on pójdzie do szpitala,tylko wtedy jeśli mu obiecam, że jeśli on jednak umrze - przełknąłem ślinę. - nie zabije się.
CZYTASZ
Różowa Patelnia |Jikook [p.jm & j.jk]
FanfictionHistoria siedmiu przyjaciół, którzy sprostali czoła nie jednemu wyzwaniu stając się dla siebie rodziną. Ich relacje znów zaczynają ulegać zmianie, gdy dwójka przyjaciół się zaręcza, a następnie ktoś u góry pragnie zabrać do siebie jednego z narzeczo...