~ 49 ~

235 22 5
                                    

Dwa tygodnie później...

W ciągu tych kilkunastu dni, niewiele się zmieniło. Nadal chodziliśmy przygnębieni, chociaż robiliśmy dobre twarze do złej gry. Staraliśmy się poprawiać sobie nawzajem humor, co każdy z osobna doceniał. Tylko Jimin stawał się z dnia na dzień, coraz bardziej blady, co dobijało nas jeszcze bardziej. A ja coraz bliżej, byłem gotowy się zgodzić na propozycję, którą dał mi mój narzeczony dwa tygodnie temu, jednak coś mnie blokowało. Bałem się, że jak się zgodzę, los kopnie mnie w dupę i faktycznie potem zostanę sam. W tym czasie też powróciłem do ćwiczeń, co pomogło mi oderwać się od rzeczywistości. Czułem się w tych momentach wolny. Jednak coraz bliżej zbliżały się egzaminy, co oznaczało, że musiałem się zawziąć i zdać je jak najlepiej. To zabierało mi dobrą jedną czwartą dnia, a po nauce miałem ochotę tylko na sen, ale starałem się spędzać jak najwięcej czasu z Jiminem. Bałem się, że następnego dnia mogę się obudzić, a on zniknie. Dlatego czerpałem z jego obecności jak najwięcej. W momencie, gdy siedziałem w kuchni czekając na kolację, odrabiałem lekcje. Z niezwykłym skupieniem i uwagą przesuwałem długopisem po kartce mojego zeszytu od matematyki, a kiedy skończyłem, westchnąłem z ulgą, zamykając go i włożyłem go z powrotem do plecaka, który leżał koło moich nóg

- Skończyłem! - oświadczyłem z nieukrywaną radością, na co Suga się zaśmiał wesoło. - No co? Nienawidzę tego cholerstwa - powiedziałem, a ten pokręcił głową.

- Dobrze,że skończyłeś – powiedział Jin, podając mi talerz z kolacją - Bo jeszcze by ci wystygło i co wtedy? Suga, zawołaj resztę inaczej twój"swag" pogada sobie z moją ukochaną patelnią.

- LUDZIE! KOLACJA! - wrzasnął, na co wszyscy podskoczyli. - No co? Miałem zawołać, to zawołałem - wzruszył ramionami. 

- Dziękuje, smacznego wszystkim -powiedziałem z uśmiechem i zacząłem jeść. Jadłem tak szybko, że miałem wrażenie, że zaraz się udławię, ale byłem strasznie głodny.

- Jin hyung, nie jestem głodny - odezwał się z obrzydzeniem Jimin, patrząc na talerz, z którego zjadł maksymalnie jedną czwartą posiłku. 

- Powinieneś jeść więcej, Jimin.. - westchnął smutno najstarszy. - Zjedz przynajmniej do połowy tego ile ci nałożyłem... 

   Niechętnie wziął pałeczki w dłoń i nadział na niego kawałek baraniny, lecz jak tylko poczuł przy nosie zapach jedzenia to rzucił szybko z powrotem na talerz i poleciał w zawrotnym tempie do łazienki, zapewne by zwymiotować cały posiłek.

 Po chwili jednak wrócił do stołu, upijając trochę niegazowanej trochę wody ze szklanki i odsuwając od siebie talerz.

- Nie dość, że jesz tyle co nic, to teraz będziesz miał w ogóle pusty żołądek przez wymiotowanie - zdenerwował się Jin, ale nie krzyczał. - Dlatego ludzie z guzem mózgu powinni być w szpitalu, bo tam dostają potrzebne witaminy poprzez kroplówkę - masował swoje skronie.

Westchnąłem, przecierając twarz dłońmi.

- Właśnie, Jungkook, on teraz powinien leżeć w szpitalu, a ty to przedłużasz - pomyślałem. 

Spojrzałem się w kierunku Jina i smutno się uśmiechnąłem.

 - To moja wina, że nie leży jeszcze w szpitalu. - wyznałem cicho.

- Co? dlaczego tak myślisz? -zapytał patrząc zdziwiony na mnie.

Schowałem twarz w dłonie.

- Jimin zaproponował mi ugodę, która mówi jasno, że on pójdzie do szpitala,tylko wtedy jeśli mu obiecam, że jeśli on jednak umrze - przełknąłem ślinę. - nie zabije się.

Różowa Patelnia |Jikook [p.jm & j.jk]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz