~ 75 ~

204 24 14
                                    

Perspektywa Jungkooka

Siedziałem w barku, popijając kawę z uśmiechem. Wreszcie się coś zaczynało układać, byłem naprawdę szczęśliwy. Jimin coraz lepiej wyglądał, co dawało mi nadzieję, że już niedługo wróci do zdrowia. Nie mogłem się doczekać, żeby znowu zobaczyć jego uśmiech i momentu, kiedy znowu będę mógł powiedzieć. że bardzo go kocham. Moje serce śmiało się razem ze mną, jak widziałem, że jego skóra znowu nabiera kolorów. Wstałem, z westchnięciem z miejsca, zostawiając uprzednio pieniądze za kawę, którą kupiłem. Spojrzałem się w kierunku, gdzie było wyjście z pomieszczenia i zobaczyłem przez szybę, jak grupa ludzi w białych fartuchach biegnie w stronę sali Jimina. Momentalnie zerwałem się do biegu, potykając się o własne nogi. Serce zaczęło mi bić w zawrotnym tempie, w głowie zaczęły się kłębić najgorsze scenariusze.

Kiedy dotarłem przed miejsce, gdzie leżał mój narzeczony, zauważyłem jak jeden z lekarzy pochyla się nad nim, trzymając w ręku defibrylator. Zacząłem kręcić przeraźliwie szybko głową, nie wierząc w to co widzę.

- Nie, nie, nie.. - szeptałem w kółko, patrząc z rozpaczą na tą scenę. - Jimin, nie rób mi tego, proszę. Walcz! - stopniowo podnosiłem głos pod wpływem emocji. W końcu z moich oczu, zaczęły wypływać pierwsze łzy, które z każdą sekundą, podwajały swoją ilość. W momencie, kiedy poczułem oplatające mnie ręce, zacząłem się wierzgać. - Nie, nie! - krzyknąłem w końcu. Mój umysł powoli przyswajał sobie, to co działo się w tamtej chwili.- Jimin, proszę, nie poradzę sobie bez ciebie - pomyślałem, czując ból w sercu.

Jak się okazało, przytulający mnie człowiek to był Jin, który zaczął mi szeptać uspokajające słowa na ucho, przez które zacząłem głośno szlochać. W końcu chłopak, obrócił mnie i w tamtym momencie, stałem twarzą w twarz z Hoseokiem, który miał podejrzanie duży uśmiech. Połączyłem fakty. Już zrozumiałem, że to jest jego sprawka. Jin puścił mnie i ze wściekłością, odszedł w kierunku Namjoona, który stał za winowajcą

Podszedłem do nich i położyłem dłoń na ramieniu bruneta, żeby go uspokoić. Spojrzał się na mnie z niezrozumiałym wyrazem twarzy, a ja uśmiechnąłem się do niego lekko z załzawionymi oczami. Pokiwał głową, po czym odsunął się kawałek. Mój wzrok spoczął na Hoseoku, który nadal na swojej posiadał ten parszywie szczęśliwy uśmiech. Zacisnąłem dłonie w pięści, a moim następnym krokiem było uderzenie go z pięści, używając swojej całej siły, w policzek. Pod wpływem uderzenia, twarz chłopaka odwróciła się w drugą stronę. Złapałem go za szyję i ustawiłem ponownie jego głowę, żeby patrzył na mnie. Uderzyłem go drugi raz. Mocniej niż poprzednio.

- Tego chciałeś? Chciałeś, żebym powoli się staczał? Chciałeś, żebym już nigdy nie zaznał szczęścia? Chciałeś, żebym płakał po nocach? Chciałeś, żebym cierpiał? Jeśli tak, to proszę - szepnąłem, czując coraz więcej łez na policzkach. On uniósł swoją dłoń, jakby chciał je zetrzeć. Odsunąłem się od Hoseoka, patrząc na niego z niedowierzaniem. - Naprawdę masz jeszcze czelność mnie dotykać? Po tym co mi zrobiłeś? W momencie, kiedy złamałeś moje serce? Kiedy zraniłeś mnie bardziej niż ktokolwiek? Wiesz, że miałem ciężko w życiu, a teraz będę miał jeszcze ciężej. Tylko dzięki tobie. Tylko dzięki tobie, teraz będę powoli umierał z cierpienia i tęsknoty. Nie próbuj się usprawiedliwiać, że to tylko dlatego, że mnie kochasz i, że dzięki temu będziemy mieli szansę, bo to nieprawda. Moje już złamane serce, należy tylko i wyłącznie do Jimina. Nikogo innego. Czemu nie umiesz tego zrozumieć? - zapytałem cicho, łkając w środku.

- Jesteśmy dla siebie stworzeni – zaczął spokojnie Hoseok. - Jimin to tylko niepotrzebny śmieć, który nigdy niemiał nigdy się urodzić. Powinien za moje cierpienie umrzeć jeszcze gorzej, na przykład z kulki w głowę, ale niestety by wystrzał był za głośny. - zaśmiał się głośno niczym szaleniec. - Nie ważne jak bardzo mnie teraz nienawidzisz, zobaczysz, iż w końcu mnie pokochasz. Pamiętaj o tym, że będę wiecznie czekał na ciebie i twoją miłości. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, kochanie, jak bardzo przyjemnie było go zabić. Patrzeć jak próbuje się wydostać z tego stanu uśpienia. Patrzyłem jak się dusi i jako pierwszy zdałem sobie sprawę, że Park Jimin nie jest nieśmiertelny. Tak bardzo się cieszę z tego, że to ja udowodnię, że jest zwykłą ciotą która umiera poprzez uduszenie w śnie. Może lepiej to ujmę, umarł poprzez uduszenie w śnie... - powiedział najspokojniejszym i najszczęśliwszym tonem.

- Nie waż się nawet mówić, że Jimin jest śmieciem! - krzyknąłem zdenerwowany. - Nigdy cię nie pokocham, nigdy cię nawet nie polubię! Nie mów na mnie kochanie, nie zwracaj się do mnie po imieniu, nie zasługujesz na to! Jesteś chujem bez serca i jak ty chcesz mnie kochać, co?! Uroiłeś sobie w swojej głupiej głowie, że jesteśmy dla siebie stworzeni, a tak naprawdę to gówno prawda! To nie ty, sprawiłeś, że jestem pewniejszy siebie i to nie ty, sprawiłeś, że mój uśmiech stał się prawdziwszy! To Jimin to zrobił! To Jimin mi pomógł, wyjść z tego gówna, jakim było moje życie! - wrzasnąłem, a po czym wzdychnąłem zły. - Nigdy nie waż nawet mówić jego imienia, jebany chuju bez serca! Naprawdę wolisz patrzeć na to jak cierpię, a nie na to jak jestem szczęśliwy?! Nie zależy ci na mnie, tylko na swojej przyjemności i szczęściu, uświadom to sobie! Nie kochasz mnie, nie zależy ci na mnie! Jesteś egoistą, który nie powinien się w ogóle urodzić!

- Powinieneś w końcu zrozumieć, że taka osoba jak Park Jimin właśnie przestała istnieć, a ty zostałeś na tej ziemi. Zostawił cię. On na ciebie nie zasługuje i nigdy nie zasługiwał. To ja byłem przy tobie kiedy on robił ci z życia piekło. I tak mi się odpłacasz? POKOCHAŁEŚ NAJWIĘKSZEGO CHUJA NA TYM ŚWIECIE I MASZ DO MNIE PRETENSJE,ŻE SIĘ TAKIEGO KOGOŚ POZBYŁEM?! BYŁ DLA CIEBIE CIĘŻAREM OD KIEDY SIĘ POZNALIŚCIE! NIE ZROBIŁ NICZEGO CO DAJE NAM BIAŁO NA CZARNYM, ŻE CIĘ NAPRAWDĘ KOCHAŁ! NO DALEJ! PRZYZNAJ, ŻE UDAWAŁ TO UCZUCIE BY MIEĆ KOGOŚ KTO BĘDZIE SIĘ NAD NIM LITOWAŁ I POMAGAŁ! NIE ZOSTAWIŁ CIĘ W TAK TRUDNYCH W JEGO ŻYCIU CHWILACH, BO CIĘ NIENAWIDZIŁ I CHCIAŁ TYLKO PATRZEĆ NA TWÓJ BÓL,GDYŻ GO POKOCHAŁEŚ! GDYBY BYŁ MĄDRY TO DAWNO TEMU ZGŁOSIŁBY SIĘ DO SZPITALA I STARAŁ SIĘ PRZEŻYĆ, ALE ZGODZIŁ SIĘ NA PRZYJAZD TUTAJ DOPIERO JAK ZROZUMIAŁ, ŻE NA SERIO UMIERA! BO PARK JIMIN BYŁ CHUJEM, GÓWNIARZEM, ALKOHOLIKIEM, ZŁODZIEJEM, KURWĄ, EGOISTĄ I WIECZNIE KOGOŚ RANIĄCYM POTWOREM! ZASŁUŻYŁ NA ŚMIERĆ! – Hoseok krzyczał dosyć głośno, ale z jego twarzy nie znikał szaleńczy uśmieszek szczęścia.

- NIE PRÓBUJ WIĘCEJ TAK MÓWIĆ! JESTEŚ NICZEGO WARTYM ŚMIECIEM, KTÓRY NIE ZASŁUGUJĘ NA TO, ŻEBY TAK MÓWIĆ O CZŁOWIEKU, KTÓRY MNIE URATOWAŁ. DZIĘKI NIEMU JESZCZE ŻYJE, HOSEOK, ROZUMIESZ?! – wrzasnąłem. - ŻYJĘ TYLKO DZIĘKI NIEMU, NIE DZIĘKI TOBIE, NIE DZIĘKI CHŁOPAKOM! ŻYJĘ DZIĘKI NIEMU! NIENAWIDZĘ CIĘ! JIMIN NIGDY NIE PRZESTANIE ISTNIEĆ, ZROZUM TO! ZAWSZE BĘDZIE W MOIM SERCU, ZAWSZE! NIKT GO NIE ZASTĄPI!

- Jeszcze się przekonamy... – wyszeptał Jung, ruszając do drzwi ewakuacyjnych, nawet nie oglądając się za siebie. - Życzę wam miłego pogrzebu. – dodał, podnosząc rękę w geście pożegnania i zniknął za drzwiami ewakuacyjnymi.

-----------------------------------

Nah, podoba się?

Ja wiem, ze mało osób tego raka czyta, ale jest chociaż trochę okay?

Do następnego, ludziki ^*^

Różowa Patelnia |Jikook [p.jm & j.jk]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz