~ 74 ~

192 23 13
                                    

Perspektywa Hoseoka

Dokładnie od tygodnia Jungkook ani na małą chwilę nie zostawił Jimina albo nieprzytomny zostawał z jednym chłopakiem z dormu. Od czasu do czasu gadałem z Namjoonem, gdyż przyjaźni się ze mną dłużej niż z całą resztą i nie mógł mnie po tych wszystkich latach tak zostawić. Niestety chłopak nie przewidział, że mam swoich kolegów, którzy w czasie, kiedy ja z nim pisałem, zhakowali jego telefon, nad którym teraz mam pełną kontrolę, więc postarałem się ten fakt wykorzystać...

Podjechałem pod szpital moim pięknym motorem cały uradowany. Po wyłączeniu silnika i zaparkowaniu pojazdu w dość niewidocznym miejscu, wszedłem niezauważony do środka budynku. Cały dzień obserwowałem z ukrycia salę, w której nie było widać nikogo prócz Jina i Jungkooka. Nie interesowało mnie, gdzie jest Taehyung czy Yoongi, którzy zawsze przyjeżdżali z najstarszym, bo przecież skoro nie było ich w szpitalu to mam o dwa problemy mniej. Wiedziałem też, że Namjoon jest w pracy i nie wróci za szybo, no chyba, ze się dowie o tym, że ktoś wysyła wiadomości do ukochanego z jego telefonu, więc korzystając z okazji, iż w szpitalu zamiast pięciu jest tylko dwoje, przemyślałem jeszcze raz mój już dawno dopracowany plan i postanowiłem dzisiaj wcielić go w życie....

Wyczekałem dobrego momentu, który zdarzył się w chwili, gdy mój ukochany króliczek, opuścił salę medyczną, na której leżał jego...narzeczony, ale już niedługo były. Jin siedział za to na krzesełku przy łóżku, zapewne na czas nieobecności Kooka i patrzył na nieprzytomnego Jimina. Wyciągnąłem szybko mojego smartfona i napisałem do niego SMS'a z numeru Namjoona. Chłopak zdezorientowany rozglądał się panicznie po sali i po chwili zabrał kurtę i wybiegł z pomieszczenia zostawiając w końcu Jimina samego ze sobą no i ze mną.

Głośnymi krokami wszedłem na salę i popatrzyłem z szaleństwem na „przyjaciela". Uśmiechałem się lekko, coraz bardziej się zbliżając do chłopaka, który ukradł serce mojej własności. Nie mogłem się nacieszyć widokiem bezbronnego Jimina, podanego śmierci jak na tacy.

- Witaj Jiminie... mój „przyjacielu" - parsknąłem cichym, spokojnym śmiechem. - Zawsze byłeś świnią, ale myślałem, że potrafisz być dobrym przyjacielem, wiesz? Miałem nadzieję, iż chociaż dla przyjaciół potrafisz być kimś znacznie lepszym i... będziemy jak rodzina. - ustałem opierając się o ramię łóżka, na którym leżał, - Pewnie zastanawiasz się dlaczego tak myślę. To ci odpowiem...- odchrząknąłem. - Raz na imprezie zwierzyłem ci się z tego, że czuję coś do Jungkooka. Przekazałem, iż zamierzam mu to wyznać, ale nie jestem pewny czy to odwzajemnia i chciałby tego. – westchnąłem ciężko. - Powiedziałem ci o tym, a ty i tak mi go odebrałeś, lecz nie sądzisz, że młody, żeby mnie nie zranić, zgodziłby się zostać moją miłością i z czasem by mnie pokochał? Zakpiłeś z naszej przyjaźni zabierając mi go i broniąc się zdaniem "Kocham Jungkooka i nic na to nie poradzę". – mój głos się lekko załamał, ale zaraz powróciłem do poprzedniego stanu. - Starałem się zrozumieć to, że zakochaliście się w sobie i nic nie mogę zrobić z tym faktem, ale nie mogłem i nadal nie mogę zapomnieć o tym uczuciu. O miłości jaką czuję do twojego narzeczonego. Starałem się zapomnieć dla dobra nas wszystkich, jednakże nie powstrzymałem się i gdy najmłodszy dowiedział się o tym uczuciu pocałowałem jego miękkie usteczka. Mimo iż bardzo mi się ten pocałunek podobał, miałem wyrzuty sumienia, bo go zraniłem... nie przejmowałem się tobą... ba nawet cieszyłem się, że chociaż raz poczułeś się tak samo jak ja za każdym razem, gdy tak bardzo okazujecie sobie przy nas uczucia. Zrozumiałem po powrocie z Miami, że kochacie się od bardzo dawna i nie mogę tego zmienić, ale potem okazało się, że masz raka i przyznałeś, iż może ktoś inny jest stworzony dla Jungkooka – zaśmiałem się. - To mi dało nadzieję, Jimin, nadzieję na to, że będę z Jungkookiem i to szczęśliwy. Mogąc dać mu więcej miłości niż ty, którą po czasie z samotności po stracie ciebie odwzajemni. Nie pozwolę byś znów wrócił i mi go odebrał, rozumiesz? Wiem, że aktualnie mnie nienawidzi, lecz czuję, iż z czasem zrozumie moje intencje i wielką miłość, którą go darze tylko potrzeba czasu co za tymi wszystkimi wydarzeniami idzie - westchnąłem podchodząc bliżej jego głowy. - Nie powiem, że mi przykro, ale wiedz, że to tylko i wyłącznie twoja wina w jaki sposób skończysz... – wyciągnąłem poduszkę spod jego głowy i odpiąłem rurkę, która pomagała mu oddychać. - Gdybyś się trzymał od tego słodkiego królika z daleka, pewnie żaden z was by nie cierpiał, nadal byśmy byli przyjaciółmi, a co najważniejsze ty byś dalej żył. - przyłożyłem przedmiot do twarzy chłopaka, zakrywając jego usta i nos. - Żegnaj Jimin.... Do zobaczenia w piekle... – warknąłem ostatnie zdanie i zacząłem przyglądać się temu jak chłopak zaczyna się wiercić. Dusił się. Próbował się wyrwać ze snu, ale na darmo. Byłem silniejszy, chociaż młodszy walczył...

Po chwili przestał się ruszać, a ja zaraz przystawiłem ucho do jego klatki piersiowej, w której nie było ani słychać ani czuć bicia jego serca. Maszyna, która wykryła zatrzymanie akcji serca zaczęła pikać bardzo głośno dając mi oficjalny znak by uciec z miejsca zdarzenia.

Wyszedłem z pomieszczenia mając na twarzy wielki promienny uśmiech. Ustałem na końcu korytarza prowadzącego do wyjścia ewakuacyjnego z widokiem wprost na to miejsce. Patrzyłem jak różni pracownicy tego budynku zaczynając wbiegać do miejsca, gdzie jeszcze przed chwilą się znajdowałem. Widziałem z daleka jak lekarze walczą o jego życie, ale wierzyłem, że bezskutecznie.

Nagle z korytarza po mojej prawej stronie parę metrów dalej wybiegł Jungkook, który pewnie widząc lekarzy biegnących w stronę sali Jimina zaniepokoił się i pobiegł za nimi. Odwróciłem wzrok od chłopaka, a także stojącej przed nim sali, wbijając wesołe spojrzenie w podłogę i oparłem się szczęśliwy o drzwi, którymi zaraz miałem uciec z budynku, ciesząc się, że teraz nic nie stoi mi na przeszkodzie do przejęcia kontroli nad sercem Jungkooka. Nie wiadomo skąd poczułem silne ramiona łapiące mnie mocno za ręce, następnie splątując je za moimi plecami. Szybko wyrwałem się z brutalnego uścisku, a moim oczom ukazał się Namjoon, lecz ani śladu po Jinie. Obejrzałem się w tył i zobaczyłem najstarszego przy zrozpaczonym i wściekłym Jungkooku, który patrzył na mnie z mordem w oczach, a zaraz potem zaczął biec w moją stronę...

-----------------------

[*] - dla autorek tego opka (czyli dla nas XD)

<3 - dla czytelników

Do następnego, ludziki ^*^


Różowa Patelnia |Jikook [p.jm & j.jk]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz