~ 13 ~

490 44 8
                                    

Perspektywa Jungkooka:

Następnego dnia wstaliśmy bardzo wcześnie, by zdążyć na samolot. Jimin cały czas był jakiś zamyślony i nieobecny. Zaczynałem się o niego coraz bardziej martwić, lecz starałem się mu tego nie pokazywać. Wolałem posyłać w jego kierunku uśmiechy i pokazywać mu, że jestem przy nim. Cały lot do Miami przespał, a jak nie to słuchał muzyki. Wkurzył mnie tym, dlatego obiecałem sobie, iż nie będę się z nim cackał po przyjeździe do hotelu. Udawałem tak samo jak on, że się nie znamy chociaż bardzo mnie to bolało. Jak tylko znaleźliśmy się w pokoju hotelowym, od razu posadziłem Jimina na kanapę, olewając jego pytający wzrok.

- Miałeś mi dzisiaj powiedzieć co cię martwi - przypomniałem narzeczonemu.

- Jungkook, to nie takie proste - spuścił wzrok, strzelając swoimi palcami.

- A właśnie, że jest - oznajmiłem, krzyżując ręce na klatce piersiowej - Wystarczy otworzyć usta i powiedzieć swoje myśli na głos. Poza tym obiecałeś, że pogadamy.

- Nie mogę ci powiedzieć, rozumiesz? - podniósł się z mebla - Po prostu zlej moje zachowanie.

- Nie zrobię tego, bo cię kocham, Jimin - załapałem go za ramiona, lekko nim potrząsając - Chce ci pomóc.

- A ja nie chcę cię zamartwiać. - mruknął, patrząc mi w oczy.

- Właśnie masz mnie zamartwiać do cholery! - podniosłem głos, a w moich oczach zebrały się łzy, które zamgliły mi wzrok - Jesteśmy narzeczonymi. Od tego jestem, Jiminnie, by ci pomagać i przy tobie być w najgorszych chwilach!

- W tym nie możesz mi pomóc! - również jego ton głosu uległ zmianie - To jest moja sprawa i pewnej osoby, więc uszanuj to!

- Nie mogę. Za bardzo mi na tobie zależy, by patrzeć na twoje zmartwienia z przymrużeniem oka. Jak tego nie potrafisz zrozumieć, to nie rozumiesz też miłości - mój głos zadrżał, a po policzku spłynęła pierwsza łza - Więc po co mi się oświadczyłeś wczoraj?

- Ty tak na serio? - przytaknąłem - Kocham cię całym sercem, Jungkook i oboje o tym dobrze wiemy. - syknął wściekły - Nigdy w to nie wątp, jasne?! Oświadczyłem ci się, bo cię kocham, ale mam swoje tajemnice jak każdy człowiek. Nie potrafisz tego pojąć, że nie chcę cię ranić?!

- A ty nadal upierasz się przy swoim... - pokręciłem głową, prychając pod nosem - Mam dość, Jimin...

- Ja też - warknął udając się w stronę drzwi.

- Gdzie idziesz? - zdziwiłem się, ruszając za nim.

- Muszę ochłonąć - mruknął chłodno - W skrócie idę się najebać - dodał, wychodząc z pokoju z trzaskiem drzwi.

Patrzyłem się tępo w miejsce gdzie jeszcze przed chwilą stał Jimin. Łzy lały się ciurkiem po moich policzkach, ale nie mogłem się ruszyć przez szok. Nie chciałem być teraz sam, więc drżącą ręką sięgnąłem do kieszeni po telefon, wybierając numer stacjonarny dormu. Po paru sygnałach usłyszałem w słuchawce zaspany głos Yoongiego.

- Musisz mi pomóc - mój głos nadal mocno drżał - Jimin wyszedł z hotelu, bo się pokłóciliśmy. Nie wiem co robić, powiedział, że idzie się upić - wydukałem bliski płaczu.

- Z wami to kurde trzy światy - burknął niezadowolony - Zbieram chłopaków i lecimy tam do was, a ty się uspokój. Za parę godzin dolecimy i pójdziemy poszukać Jimina. Ty zostań już w hotelu, bo pewnie jesteś jeszcze dodatkowo zmęczony.

- O-okay... Dziękuję, Yoongi - wyszeptałem i potem usłyszałem dźwięk zakończonego połączenia, więc upadłem na kolana głośno szlochając.

Perspektywa Yoongiego:

Po usłyszeniu, że Jimin wkurwiony poszedł się uchlać, poleciałem powiadomić o tym resztę chłopaków. Razem wsiedliśmy do samochodu Jina, wcześniej pakując najpotrzebniejsze rzeczy, po czym pojechaliśmy na lotnisko. Na miejscu oznajmiono nam, że jest tylko jedno wolne miejsce na pokładzie, gdyż ktoś zrezygnował. Jin zadecydował, iż to ja mam lecieć, więc bez zbędnych narzekań się na to zgodziłem. Lubiłem balować z Jiminem, ale jak ten się upił to lepiej jak był w towarzystwie ze względu na to, że po alko robi się bardzo agresywny lub wylewny do szpiku kości. W samolocie nie mogłem usiedzieć w miejscu, gdyż czułem, że ten palant może zrobić coś naprawdę głupiego. Gorszego niż kąpanie się nago czy walenie sobie gruchy na scenie. W skrócie szalony człowiek po alkoholu to pojebany hardkorowo koks.

Na miejscu z plecakiem leciałem po nieznanym mi mieście z Google Maps w telefonie. To, że znajdę go w tak dużym mieście było mało prawdopodobne, więc zamiast latać po oddalonych od ich hotelu barach, wolałem sprawdzić te w okolicy. Biegałem jak głupi pytając się o rudowłosego, ale nikt mi nic nie mówił. Nieźle wnerwiony i bezradny, usiadłem na ławce w jakimś parku zastanawiając się gdzie jeszcze może być młodszy. W pewnej chwili zobaczyłem jak paru typa lejących jakąś osobę, która leży na chodniku. Podbiegłem tam szybko upewniając się, że tą osobą był Jimin. Szybko odgoniłem jak się okazało gówniarzy, którzy mieli nie więcej jak szesnaście lat i podniosłem nieprzytomnego przyjaciela, zaraz wybierając numer najpierw po taksówkę, a następnie do jego narzeczonego - Mam go... - oznajmiłem zdyszany.

- To dobrze. - słychać było, że mu ulżyło - Już wychodzę.

- Gdzie wychodzisz? - spytałem zdziwiony - Dam radę go...

- Idę do innego hotelu - przerwał mi z westchnięciem - Jest na mnie zły i pewnie rano nie będzie chciał mnie widzieć.

- Nie gadaj tak. - warknąłem - Zaraz będziemy, więc zostań. Rano sobie na trzeźwo wszystko wyjaśnicie.

- Nie. Ja sam muszę to wszystko przetrawić, a poza tym już się zameldowałem - oznajmił cicho .

- To podaj mi adres tego hotelu, a pojadę tam z Jiminem - mruknąłem stanowczo.

- Nie chce, by Jimin mnie jutro przepraszał, a w tym hotelu mnie znajdzie. - jego głos się złamał - Ja naprawdę chce to wszystko przemyśleć, Suga. Błagam...

- No dobra... - wyszeptałem zrezygnowany - Ale uważaj na siebie, Kook, bo marchewa mnie zabije.

- Zadzwonię po taksówkę, więc spokojnie - starał się uspokoić emocje - Do zobaczenia, Yoongi.

- Ta, do zobaczenia - zakończyłem połączenie, wkładając telefon do kieszeni kurtki - Ile ty ważysz, Park? - spytałem, można powiedzieć, że zwłoki, po czym doszedłem do taksówki, niemal wrzucając tam przyjaciela, a sam usiadłem koło kierowcy. Angielski jako tako umiałem, więc podałem dokładną ulicę, gdzie dojechaliśmy w pięć minut. Zapłaciłem należytą sumę, następnie ciągnąc nieprzytomnego przyjaciela do odpowiedniego pokoju, do którego dojście zajęło już trochę więcej czasu. Położyłem Jimina na małej kanapie, a sam ułożyłem się na łóżku zaraz po tym zasypiając po ciężkim dniu...

-----------------------------------------------------------------------

Biedne Jikooki ;-;

Nie bijcie tylko, bo mamy dobrych adwokatów xDDD

Następny rozdział powinien pojawić się we wtorek, więc wyczekujcie go w spokoju, ufoludy ^^

Do zobaczenia, ludziki ^*^


Różowa Patelnia |Jikook [p.jm & j.jk]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz