28. Boję się własnej gęstniejącej ciemności.

2.3K 270 168
                                    


Media: It's a fear - Within Temptation.


    Plątanina myśli zaczynała go wykańczać. Ulotna euforia tak bardzo wyczekiwanej codziennie godziny po południu wirowała w szaleńczym rytmie z przytłaczającym mrokiem miażdżącym mu płuca. I tą sztucznością, którą rozsiewał dookoła siebie. Wobec każdego posłanego mu spojrzenia. Wobec każdego uśmiechu, jego własny, odrobinę arogancki i złośliwy. I irytacja. Całe pokłady irytacji, które wdzierały się pod jego pojedyncze cieniutkie warstwy nieukształtowanych jeszcze dobrze myśli. Denerwowali go ludzie, a często nawet i matka natura. Pieprzone, świergolące ptaki, ciepłe promienie czerwcowego słońca. Fioletowy bez, który intensywnie zaczął pachnieć tuż obok bramy jego domu. Tylko on wiedział jak często zaciskał dłonie na głowie, z rozpaczliwym pragnieniem wydrapania sobie mózgu. By nie czuć, by nie myśleć. Ta żałosna godzina dziennie, gdy oddziaływała na niego kodeina była niewystarczająco. Po głowie zaczynały błąkać mu się szalone rozwiązania, które tymczasowo odrzucał, przerażony ich istotą.

Zajście z środy również mu nie pomagało. Uciekł w popłochu z samochodu Oskara, tak naprawdę przerażony jego bliskością i własnym przyzwoleniem. Reakcją własnego ciała, jednak nie tylko. Delikatnie drgnięcie dolnej partii jego ciała nie byłoby dla niego zaskoczeniem. Seks nie był mu obcy i pociąg również nie. Ale wtedy podczas tej krótkiej chwili zadziało się coś więcej. Coś osobliwego zaczęło wkradać się w jego duszę, coś czego wcześniej nie znał i nie zamierzał poznawać. Coś, co w tych nielicznych sekundach kazało mu posłuchać go i poddać się jego słowom.

Bzdura!

Jednak mógł mieć pretensje tym razem tylko do siebie. W końcu to on polazł nie wiadomo po co do tego szpitala. To on poszedł wcześniej na te tory. A doskonale wiedział, jaki jest ten obłąkany facet. Co też mu strzeliło do głowy! Do tej samej, w której ciągle pojawiało się poważne spojrzenie jego jasnych oczu, które niemal przewiercało go na wylot. Z całym tym niepojętym mu błaganiem i jakąś chorą determinacją. Nie rozumiał tego. Wciąż nie rozumiał, dlaczego jakiś obcy typ miałby się nim przejmować. Z jakiej racji miałby łaknąć jego uwagi i prosić o otworzenie się przed sobą? Przecież mógł już poznać, że Daniel prędzej wezwałby patrol policji, niż pozwolił na jakiekolwiek profity względem bruneta.

Dręczyło go to i nie dawało mu spokoju, mimo że usilnie próbował zepchnąć w kąt świadomości wszelkie myśli o Oskarze. Wszelkie analizy własnej beznadziejnej osoby i swojego zachowania. Tłamsił w sobie, z wyraźnym grymasem na ustach rodzące się wyrzuty sumienia, które uznał za niedorzeczne.

Nie potrzebował nikogo nowego w swoim życiu. To i tak nic w nim nie zmieni, a jedynie wszystko skomplikuje. Prawda była też taka, że Daniel nie sądził, by ktokolwiek mógł potrzebować jego samego. W tak czysty, niewinny sposób, który nie istniał w umysłach ludzkich i był tylko wymysłem reżyserów i upitych winem powieściopisarzy. Bo zdecydowanie nikt o zdrowych zmysłach bądź trzeźwy nie były w stanie wymyślić takiej niedorzeczności. Ludzi łączyły ze sobą interesy. Obustronne korzyści czy to seksualne, materialne, czy biznesowe. Albo poczucie obowiązku, gdy pojawiają się dzieci albo wspólny kredyt w Providencie.

Dlatego wciąż nie rozumiał, a ta niemożność pojęcia tego człowieka i jego intencji rodziła w nim stłamszoną frustrację, którą jako kolejne nawarstwiające się uczucie musiał ukrywać pod swoją maską złośliwego uśmiechu.

A do tego wszystkiego Kamila. Nadszedł przecież w końcu ten okropny, czwartkowy wieczór i Daniel udał się do domu dziewczyny. Tego dnia wyjątkowo była sama. Powitała go w salonie, gdzie z wierzy wydobywały się ciche dźwięki jakiejś popularnej muzyki. Na stole stał dzbanek z lemoniadą i dwie szklanki. Przy stoliku, na dywanie spał smacznie szaropopielaty perski kot, który wyglądał jak tłusta kula futra z puchatym ogonem zawiniętym przy tylnych łapkach.

Ukryte cienieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz