66. Gdy chce się wierzyć, że musi być lepiej.

2.4K 237 204
                                    


„ ... skazuje Artura Rudyńskiego na trzy lata pozbawienia wolności, jednocześnie decydując się na odebranie władzy rodzicielskiej zarówno jemu, jak i matce nieletniego – Annie Rudyńskiej. Tym samym ustanawia Oskara Zenia prawnym opiekunem Daniela Rudyńskiego aż do ukończenia przez niego osiemnastego roku życia. Biorąc pod uwagę młody wiek osoby, na którą spada taka odpowiedzialność i problemy zdrowotne nieletniego sąd również postanawia objąć ich nadzorem kuratorskim przez okres sześciu miesięcy."

Oskar nie pamiętał kiedy ostatnio odczuwał taka lekkość. Kiedy jego usta miały możliwość rozciągania się w tak szczerym i szerokim uśmiechu. Udało się. Daniel miał zamieszkać u niego.

– Dziękuję – odezwał się w stronę adwokata, który zamykał właśnie za sobą drzwi do sali rozpraw. Jego jasne włosy opadały mu delikatnie na czoło, na ramionach narzuconą miał togę, którą właśnie zaczął rozpinać.

– To moja praca, panie Oskarze. Choć pomoc wam była dla mnie przyjemnością. Niech mi pan wierzy nie często zdarzają się sprawy, którym można oddać serce i szczerze się w nie zaangażować.

Oskar uśmiechnął i pokiwał głową. Po głowie kotłowały mu się tysiące słów, które powinien teraz powiedzieć, jednak on zdołał wydobyć z siebie tylko kolejne, krótkie:

– Dziękuję.

I zamierzał już odchodzić, gdy jednak ciepły głos adwokata go zatrzymał.

– Do rozprawy przeciw Skarnickiemu zostało piętnaście dni, nie potrzebuje pan wsparcia?

Oskar odwrócił się do niego przodem, posyłając mu pytające spojrzenie.

– Chyba nie rozumiem.

Mężczyzna uśmiechnął się szerzej, przewieszając swoją togę przez przedramię.

– Jeśli pan zechce, mogę w sądzie reprezentować Daniela. Tutaj oskarżycielem jest sam prokurator, jednak myślę że Skarnicki nie będzie szczędził pieniędzy na prawnika. Będzie chciał umniejszyć swoją winę maksymalnie. Poza tym, w tym wypadku chłopak będzie musiał stawić się na co najmniej jedną rozprawę. Jest bardzo istotnym świadkiem. Choć w tym wypadku nawet więcej niż świadkiem, biorąc pod uwagę Rudyńskiego, którego stopień zamieszania w sprawę sąd będzie chciał ustalić. To będzie trudny proces, panie Oskarze. Jeśli adwokatem Skarnickiego okaże się być jakaś bezwzględna harpia, może się zrobić nieprzyjemnie nie tylko dla oskarżonego.

Brwi mężczyzny ściągnęły się lekko ku sobie.

– Marcel, tak? Mogę mówić po imieniu?

Blondyn skinął głową.

– Z chęcią, naprawdę. Ale jeśli mam być całkiem szczery, to nie do końca stać mnie na twoje usługi. Damy jakoś radę.

Adwokat wzruszył ramionami.

– Dlatego też nie mówię o pieniądzach.

Kłamstwem byłoby stwierdzenie, że Oskar cokolwiek z tego rozumiał.

– Dlaczego?

Oczy Marcela zalśniły wesoło.

– Och, z czystego egoizmu. Doprowadziłem do tego, że masz prawa do opieki, a nie było to łatwe. Nie lubię patrzeć jak coś, na co długo pracuję się rozpada, chciałbym więc mieć na was oko przez pewien czas. Uwierz lub nie, kurator często nie rozumie czym jest pojęcie pomocy. Poza tym, pro bono genialnie działa na wizerunek – zaśmiał się delikatnie, po czym wyciągnął dłoń w kierunku Oskara. – Daj mi znać, jeśli się zdecydujesz.

Oskar jeszcze przez dłuższą chwilę, patrzył jak mężczyzna odchodzi, wciąż nie rozumiejąc, co właściwie usłyszał. Nie miał jednak czasu tego roztrząsać, bo zaraz dopadł do niego Krystian, wydający z siebie dzikie okrzyki radości.

– Ja wiedziałem, no wiedziałem i już. Wróżu Krystek się nie myli, o nie! Swoja drogą, patrz Antoni jakie to wygodne. Ludzie się babrają w pieluchach w zupkach, a ten bam i ma już wyrośniętego, odchowanego.

Oskar wywrócił tylko oczami, wiedząc, że każde jego słowo i tak przemknie fryzjerowi mimo uszu.

– Wam również jeszcze raz dziękuję. Tylko, że muszę iść, za kwadrans powinienem być w szpitalu. Daniel na pewno siedzi jak na szpilkach. Wciąż nie mogę uwierzyć, że za tydzień zabiorę go do domu. Do naszego domu.

Chwilę potem dwaj blondyni zostali sami na opustoszałym sądowym korytarzu. Uśmiech momentalnie zniknął z twarzy Krystiana, a mężczyzna poczuł nagle, że pocą mu się ręce. Przez ostatnie dni nieustannie bił się z myślami, starając się najpierw stłamsić to, co przecież tak mało delikatnie waliło go po głowie. Było to bowiem bardziej niż oczywiste, że nie chciał, by Antek wyjeżdżał. Ani teraz ani nigdy. Zaś perspektywa całkowitej przeprowadzki do innego państwa niemal odbierała mu dech. Bo przecież jak tak bez Antoniego? Miał być sam w tym wielkim, pustym mieszkaniu? Jeszcze z tą parówą, której przecież właściciel na pewno nie zabierze ze sobą? Czuł niewyobrażalną wręcz ciężkość na samą myśl, że miałoby tak być już zawsze. Nie chciał tak, nie mógł do tego dopuścić. Dlatego też wychodząc z budynku sądu czuł jak nerwy pożerają go z minuty na minutę coraz bardziej, że aż nieprawdopodobne, iż coś jeszcze z niego zostało.

Szedł, stawiając coraz to nowe kroki, w głowie mając tylko ustalony poprzedniego wieczora scenariusz. Wszystko będzie tak, jak sobie zaplanował, bo co mogłoby pójść nie tak?

Wsiadł na miejsce pasażera, pocierając kilkakrotnie dłonie o ukryte w ciemnych spodniach uda. Przecież to nic takiego, a on wariował, jakby co najmniej miał się rozebrać przez całym miastem. To tylko Antoni, jego Antoni, jego...

Trzask drzwi od strony kierowcy sprawił, że omal nie podskoczył. Odwrócił głowę w jego stronę i wziął głęboki oddech, chwytając jego rękę, która właśnie zmierzała do wsunięcia kluczyka do stacyjki.

Mężczyzna zmarszczył czoło, posyłając mu pytające spojrzenie.

Krystian otworzył usta, by zaraz je zamknąć. Zdenerwowanie nasilało się, w głowie miał coraz większą pustkę.

– Pieprzyć – mruknął i energicznym ruchem wyciągnął dłonie w jego kierunku, ujmując w nie jego twarz, by zaraz złączyć ich usta na krótko, ale z pełnią tęsknoty, która już zdążyła się zrodzić w jego sercu.

Antek nie krył zdumienia. W pierwszym odruchu chciał go odepchnąć, przypominając sobie o tych wszystkich rzeczach, które miały w ostatnim czasie miejsce. Zrezygnował jednak, ograniczając się do osłabienia pocałunku, zmieniając go z żarliwego na bardziej delikatny i czuły. Odsunął go lekko od siebie, przekrzywiając z zaciekawieniem głowę na bok.

– Wyjaśnisz?

Krystian miał pewność, że za moment dostanie zawału.

– Ja wiem, że to tak z tyłkowej strony to wszystko. Wiem, że za dwa dni jedziesz sobie do tej swojej Francji, ale...ja chcę żeby coś cię tu trzymało. Ja chcę spróbować, Antoś, na poważnie. Nie tylko z seksem, ale z całą tą związkową miłosno-odpowiedzialną otoczką.

Ciemne oczy Antka patrzyły na niego z mieszaniną rozbawionego rozczulenia. Dotknął swoimi długimi palcami jego policzka i przesunął nimi niżej, na kark mężczyzny.

– Więc chcesz być tylko moim pokręconym dupkiem?

Krystian uniósł jeden z kącików ust do góry, czując jak zalewa go fala radości, pomieszanej z ulgą.

– Chcę, skarbie.

...

Moje kochane Robaczki!

Dotarliśmy do końca części pierwszej :)

W tym miejscu chcę Wam podziękować za to, że byliście tu, że przeżywaliście to wszystko razem z tymi osiołkami. Dziękuję za te wszystkie wyświetlenia i gwiazdki, za cudowne komentarze. Pisałam to już nie raz, ale jesteście wspaniali!

To opowiadanie nie było łatwe, ale dzięki motywacji, jaką od Was otrzymywałam codziennie miałam ochotę pisać więcej i więcej :)

Tymczasem zapraszam Was na drugą część: Ukryte cienie - W przedsionku autodestrukcji :) 

Buziaki;*

Ukryte cienieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz