Ból.
Wielu z błogością przyjęłoby jego fizyczny wymiar, który nie raz ratował przed przekroczeniem tej niewidocznej granicy, od której często nie było już odwrotu. Reakcja ciała, która sygnalizować miała, że coś jest nie w porządku. Czerwona lampka tworząca grymas na ustach, dreszcz na ciele, czasem powodujący wbicie paznokci w różne inne miejsca, jakby to miało przenieść nieprzyjemne doznania w inny punkt. W ten bezpieczniejszy, niezdewastowany tak bardzo przez bezlitosne impulsy, które bynajmniej nie zamierzały przestać. Niektórzy zwykli powtarzać, że skoro boli, to znaczy, że żyjesz. Coś zdecydowanie w tym było, w końcu martwi nie mogli już niczego odczuwać.
Danielowi wystarczył jednak delikatny przebłysk świadomości, by chcieć wrócić do oceanu znieczulenia, po którym niemal bezwiednie dryfował przez nieokreśloną ilość czasu. Tysiące igieł i wierteł zaatakowały go zewsząd. Kłując i przebijając się swoją nierzeczywistą postacią przez jego skórę, przez czaszkę, przez każdy centymetr jego ciała.
Czuł ogień. Ten sam piekielny ogień, którego już doświadczał, pod wpływem którego jego powieki, gwałtownie się rozwarły, ukazując paniczne przerażenie. Ciało samo poderwało się, narażając na dotkliwsze w skutkach odczuwanie, by zaraz wcisnąć się w kąt łóżka pokrytego niemal sterylnie białą pościelą. Tym razem jednak wszystko było silniejsze. Jakby tamte kodeinowe płonienie były zaledwie namiastką tego, co czuł teraz. Jakby były pchłą na ciele wściekłego rottweilera.
Biel. Nigdy nie przepadał za tym kolorem, ale teraz wręcz go ogłupiała. Wdzierała się do oczu, odbijając światło, które nie wiadomo gdzie miało swoje źródło. Białe ściany, biała pościel, pieprzony biały zegar, z białymi, plastikowymi wskazówkami wybijający ten irytujący rytm, który dudnił mu w uszach do tego stopnia, że dłonie same się na nich zacisnęły, tak jak zęby, które przygryzły bezwiednie dolną wargę. Zaszczypało, a ze świeżo otwartej rany, która również nie wiadomo skąd i kiedy się wzięła wydostało się kilka kropel szkarłatnej krwi.
Potem zaś zaczęły uderzać w niego wspomnienia. Rzucały się na niego niczym żądne krwi i mięsa wilki, które za nic miały jego nieme prośby i pojawiające się w oczach łzy. Wszystko było zamglone, wciąż niejasne. Nie potrzebował jednak dużo, by po raz kolejny poczuć do siebie odrazę. By zaszlochać głośno i zacząć rozpaczliwie przebierać nogami, jakby to miało w czymś pomóc, jakby mogło odrzucić od niego to wszystko, każdy pojedynczy dotyk, każdą przeklętą kroplę spermy, która kalała wcześniej zarówno przypadkowe jak i te celowe miejsca na jego ciele. Obrazy przesuwały się przed jego oczami, a on usilniej zaciskał powieki, niemal wbijając sobie paznokcie w skroń. Ci mężczyźni. I na czele on...
Nie, on nie chciał, nie mógł nawet o tym myśleć, nie potrafił.
Nie, nie, nie.
– Mam coś, co pomoże ci przestać cierpieć. – Zimny, acz spokojny głos poniósł się po pomieszczeniu, sprawiając, że chłopak zamarł. Nawet łza na jego policzku zdawała się zatrzymać w swojej drodze ku linii jego szczęki. – Patrz na mnie. – Padło ostre polecenie.
Daniel zadrżał, posłusznie, choć wciąż niepewnie, otwierając oczy. Dostrzegł go. Stał przy złączeniu przeciwległych ścian. Ręce miał niedbale skrzyżowane na piersi. W palcach obracał przezroczystą, wypełnioną do połowy niedużą strzykawkę.
Chłopak potrząsnął głową.
Mężczyzna zaczął się głośno śmiać. Przez ciało nastolatka przebiegł zimny dreszcz.
–To, że teraz wszystko cię boli jest w większości twoją zasługą. Wczoraj nie musiało się skończyć żadną ilością krwi. Będziesz przytomny czy ci się to podoba, czy nie i zaczniesz ze mną współpracować, bo dostałeś już tego cuda wystarczająco dużo, by w przypadku odmowy umrzeć w nieprzyjemny sposób. Myślałeś, że detoks od kodeiny był dla ciebie trudny? To była fraszka, mój mały. Zaufaj mi, nie chcesz poczuć w pełni czym jest głód heroinowy. A działanie spada, widzę to po twoim zachowaniu i rozszerzających się źrenicach. Skorzystaj z trzeźwości umysłu i poczuj to, co może cię czekać, gdy znów zaczniesz sprawiać kłopoty.
CZYTASZ
Ukryte cienie
RomanceOskar Zeń nie przypuszczał, że akurat czternasty kwietnia stanie się początkiem czegoś, o co sam by się nie podejrzewał. W czego centrum będzie pewien wulgarny nastolatek, który najchętniej wepchnąłby go pod pierwszy lepszy tramwaj. A potem siebie...