52. Gdy koszmar staje w drzwiach.

1.7K 221 187
                                    


Powietrze w samochodzie gęstniało z każdym przejechanym metrem, a cisza wkradała się w młody umysł chłopaka, doprowadzając go do obłędu ze strachu i zmartwienia. Nie przejmował się bowiem tylko sobą. Jego zaniepokojone myśli kierowały się również w stronę Oskara, który przecież z jego powodu miał teraz problemy. Wiedział, że to wszystko się źle skończy. Mógł zamknąć usta i nie pieprzyć głupot. Mógł nie pozwolić sobie na tę więź, do której nawet nie zdążył przywyknąć. Mógł nie jechać w te cholerne Tatry i zamknąć się przed nim, odmawiając mu dostępu. Tak byłoby lepiej, prościej. Przez całe życie udawał, okłamując wszystkich dookoła i przy okazji siebie, gdy tak często niemal sam wierzył, że wszystko jest w porządku. Dlaczego więc teraz musiał zdobyć się na tą gówno wartą szczerość, która tylko wszystkim zaszkodziła? To nie był jego świat. Zażył odrobinę czegoś, co mógł ośmielić się nazwać szczęściem i na ten krótki moment zatracił się w tym, tracąc przy okazji głowę i zdrowy rozsądek. A teraz musiał za to zapłacić. . . potem zaś wyciągnąć wnioski. I być może nie ponawiać popełnionego błędu. Choć czy naprawdę mógł relacje z Oskarem nazwać takim mianem? Czy mógł żałować tego ciepła, tej emocjonalnej bliskości, która do tej pory z nikim innym się nie wytworzyła?

Samochód zatrzymał się na podjeździe. Artur wyszedł z niego, z niepokojącą delikatnością zamykając za sobą drzwi. Daniel przełknął głośno ślinę, sięgając dłonią do klamki. Czuł, że robi mu się coraz bardziej słabo, instynkt domagał się ucieczki. On jednak, ignorując nerwowe mdłości, nacisnął na nieduży kawałeczek plastiku poniżej szyby i otworzył drzwi, wysuwając na zewnątrz jedną z nóg. Stopa dotknęła kostki brukowej, a promienie słoneczne poraziły jego oczy, które zmrużył, hamując przeciągły, płaczliwy jęk, który cisnął mu się na usta. Choć może właśnie powinien na nie spojrzeć? Skoro mógł to być ostatni raz.

Dźwignął się, wychodząc całkiem i zamykając za sobą. Jednak czy naprawdę mógł liczyć na komfort śmierci? Czy choć raz doświadczył tego miłosierdzia z jego strony?

– Do domu – usłyszał warknięcie dobiegające z oddali.

Uniósł głowę, spoglądając w tamtą stronę i odruchowo skulił się, gdy jego spojrzenie skrzyżowało się z tym ojca. Przełknął ślinę, pozwalając sobie na krótkie przymknięcie powiek dopiero, gdy mężczyzna odwrócił i skierował do wnętrza domu. I wykonał krok, a potem następny.

Świadomość zaczęła zasnuwać się mgłą, którą wytwarzał jego umysł w celu choć nieznacznej ochrony przed utratą zmysłów. Szedł do przodu, niemal płacząc, a przed oczami ciągle przesuwały mu się obrazy wspomnień z ostatnich dni, które przecinały te inne, dzisiejsze. Oskar leżący na kostce brukowej, Oskar rzucający się na Artura. Oskar, którego nie do końca przytomne ciało wpychane było do radiowozu.

Co on narobił? Powinien już pojąć, że czegokolwiek się nie dotknie, wszystko musi spierdolić. Powinien pojąć, że pewne rzeczy po prostu nie są dla niego. Powinien pojąć to i wiele więcej.

Tymczasem było za późno.

Z pełną mocą dotarło to do niego, gdy z cichym kliknięciem zamknęły się za nim frontowe drzwi. Nie zdążył nawet pisnąć ni zadrżeć ze strachu, gdy został szarpnięty i pchnięty przez hol. Upadł na panele, te same, które przecież kładły silne acz delikatne ręce Oskara, na które teraz skapnęła jedna z jego niepotrzebnych łez.

– Myślisz, że możesz na prawo i lewo opowiadać te brednie, niewdzięczny gówniarzu?! – Dopadł do niego, chwytając za materiał jego koszulki, unosząc go nieco, by zaraz wymierzyć mu piekący policzek.

Nie ośmielił się nawet zbliżyć palców do zaczerwienionej skóry. Zacisnął powieki, a razem z nimi zęby, by nie wydać z siebie najmniejszego krzyku. Poddał się temu, co nieuniknione.

Ukryte cienieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz