Przez całe ciało Oskara przeszedł zimny, doprowadzający go niemal do omdlenia, dreszcz. Musiał przysiąść, gdyż nogi nagle odmówiły mu posłuszeństwa, jakby również zszokowane tym, co właśnie zarejestrował umysł.
Artur Rudyński – mężczyzna, którego Oskar nie potrafił obdarzyć sympatią przez choćby sytuację z remontem, co potem jedynie nasiliło się po wyznaniu Daniela odnośnie ojcostwa i stosunku do chłopaka. A teraz to. Bił go. Być może każdego dnia, gdy on siedział sobie w zaciszu swojego mieszkania, próbując dojść przyczyny zachowań nastolatka, wściekając się czasem na jego upór i często dziecinne reakcje. Gdy on oglądał jakieś kretyńskie filmy w Internecie, gdy siedział przed otwartym oknem na skraju parapetu, Daniel mógł przeżywać piekło.
Ta szrama na plecach, te siniaki...ta rozcięta warga i limo pod okiem, efekt rzekomych szkolnych potyczek.
Kodeina. Pojął nagle, a ta świadomość zacisnęła mu dłonie w pięści i doprowadziła do zgrzytnięcia zębów. To była ucieczka. Próba odreagowania, odcięcia się, odejścia w inny, pozbawiony bólu świat.
– Zapomnij. – Usłyszał ciche, jakby wycedzone przez zęby, dochodzące lata świetlne od niego.
Uniósł gwałtownie głowę, spoglądając na tę jego, wciśniętą w kolana.
Dopiero gdy uniósł rękę, zobaczył, że trzęsie mu się z nerwów i wzburzenia.
– Zabiję go.
Jego głos przepełniony był już nie tylko złością. To coś, co raczej oscylowało na granicy furii i przesyconego nią zdeterminowania. Daniel zadarł głowę, spoglądając na niego z nieukrywanym strachem. Co on narobił? Co, do diabła, narobił?!
– Żartowałem – wyrwało się z jego ust w rozpaczliwej, nieprzemyślanej próbie wycofania się z własnego błędu.
Oskar tylko pokręcił głową. Zerwał się z łóżka i wplótł drżące palce w niczemu niewinne kosmyki, które posłusznie poddawały się jego nerwowym ruchom.
– Ile? – Tylko tyle zdołało przecisnąć się przez jego ściśnięte gardło, by nie wywołać łez, by nie przeistoczyć się w głośny krzyk, tak bardzo teraz niepotrzebny.
Daniel zdawał się jakby bardziej wciskać w ścianę. Ukrył głowę w ramionach, chcąc zniknąć. Zdematerializować się tu i teraz, bo przecież już nie odwoła swoich słów, już na nic wykręcanie się i zaprzeczanie. Chciało mu się płakać, chciało wrzeszczeć, chciał zrobić cokolwiek, by nie musieć o tym mówić, by nie musieć patrzeć na jego twarz, tak bardzo wzburzoną. W te oczy tnące tak ostro wściekłym spojrzeniem. By nie musieć zderzać się z konsekwencją swoich słów, która go dopadnie, gdy tylko wróci. Wątpił, by Oskar mógł trzymać język za zębami. A jeśli on się dowie, że komuś powiedział...zabije go. Zatłucze na śmierć i to w momencie, gdy właśnie zaczynał chcieć żyć.
Nie mógł opanować dreszczy, które raz po raz przechodziły przez jego ciało, bólu głowy, który nasilał się, rozsadzając mu czaszkę.
– Ile, Daniel?! – Kolejne ostre cięcie z kolejnym warkliwym tłem. Skulił się jeszcze bardziej, a po jego policzku potoczyła się pierwsza łza, która od razu została starta przez ramię, które stykało się z delikatną skórą. Ręce jeszcze usilniej oplatały nagie kolana. Co miał teraz zrobić?
Niemal podskoczył, czując muśnięcie opuszek jego palców, które z ostrożnością przesunęły się po jego łokciu.
– Nie bój się, nie odsuwaj się teraz ode mnie – poprosił cicho, przysiadając obok niego. Odgarnął włosy z jego pochylonego czoła. – Jak długo to trwa? – zapytał już zdecydowanie łagodniej, zły sam na siebie za zbyt dużą ostrość w poprzednich słowach.
CZYTASZ
Ukryte cienie
RomanceOskar Zeń nie przypuszczał, że akurat czternasty kwietnia stanie się początkiem czegoś, o co sam by się nie podejrzewał. W czego centrum będzie pewien wulgarny nastolatek, który najchętniej wepchnąłby go pod pierwszy lepszy tramwaj. A potem siebie...