27. Wieczorek zapoznawczy przy winie.

2.3K 271 278
                                    


     Młody, jasnowłosy mężczyzna przeskakiwał po dwa stopnie, by dostać się na swoje piętro. W ciszy, nie wypowiadając ni jednego słowa, bo też i nie miał przy sobie towarzysza, by do kogokolwiek otworzyć usta i wydobyć z siebie choć ulotny, cichy dźwięk. Odgłos podeszew uderzających w schody niósł się echem po całej klatce. Był wieczór. Zbliżała się dwudziesta druga. A on przygnał tu ze szpitala, gdzie możliwe, że niepotrzebnie się udał. I nie, nie był zły ani nie miał urazu. No może odrobinę, bo jednak nie spodziewał się zastać tam tego chłopaka. Od razu w jego myślach zaczęło się rodzić tysiące pytań o postęp jego relacji z Oskarem i skłamałby, gdyby obstawał przy tym, że go to nie dotknęło. Wiedział jednak, że to było bardzo irracjonalne dotknięcie, które powinien wyrzucić ze swojego umysłu, tak jak całą resztę swoich uczuć, które nie miały szans wskoczenia na wyższy poziom zaawansowania, włączając w to starcie w praktyce. I nie da się zaprzeczyć, że naprawdę dość dobrze sobie radził. W końcu zadzwonił dzisiaj do niego, rozmawiał z nim normalnie, bez wszelkich zgrzytów i zawieszeń głosu, co rzecz jasna jego rozmówcy niespecjalnie wychodziło. Pojechał tam nawet, bo jakby mógł się nie zjawić, skoro jego przyjaciel i jedyny mężczyzna, który uparcie siedział w jego duszy i umyśle miał problem. Tylko, że nikt nie nakłoni go do przebywania na jednej niedużej płaszczyźnie przestrzennej z tą puszką Pandory w ciele nastolatka. Swoją drogą niesamowite, że nie dalej jak dwa miesiące temu sypiali ze sobą, mając w tym obustronną satysfakcję i przyjemność.

A propos seksu. To aż nie do pojęcia, że od dwóch tygodni nikogo nie poderwał. Jak tak dalej pójdzie to wpadnie w jakiś celibat czy inną abstynencję jak pobożny kapłan na ambonie. A kto by mu załatwił gejowską, tęczową sutannę?

Pokręcił głową, wsuwając kluczyk w zamek. Przekręcił, poprawiając jedną ręką górę ciemnoszarego rozpiętego swetra, który sięgał mu do połowy ud. Pchnął drzwi i wszedł do środka, zamykając je za sobą. Już od progu dobiegła do niego cicha acz zdecydowanie skoczna muzyka i rytmiczne, delikatne łopotanie. Krystian zmarszczył brwi i zsunął jasne, sportowe obuwie, popychając je stopą bliżej ściany.

Przeszedł przez korytarz, kierując się do swojego pokoju, gdy nagle usłyszał chichot z tego obok, a zaraz potem łamane jękiem wyzwisko.

– Ty perfidna suko!

Krystian znieruchomiał. Cofnął rękę, która już zawisła nad klamką i odwrócił się w stronę przeciwległych drzwi. Ktoś był u niego? Była dziewczyna? Choć nie słyszał innych głosów, więc to raczej wątpliwie. A coś na pewno dałoby się usłyszeć. Może nie znał się na kobietach, ale takiej obelgi raczej nikt nie zostawiłaby bez komentarza. Albo chociaż charakterystycznego plaśnięcia świadczącego o zetknięciu otwartej dłoni z twarzą.

Wiedziony zaciekawieniem i bardzo subtelnymi przebłyskami zaniepokojenia, zbliżył się do uchylonych drzwi i zapukał w nie kilkakrotnie. Zaraz te zostały rozwarte, a jego oczom ukazała się uśmiechnięta, w najbardziej sztucznym grymasie jaki w życiu widział, twarz współlokatora. Oczy mu błyszczały w ten konkretny sposób, który dawał do zrozumienia, że do trzeźwości trochę mu brakuje.

– Nie chcę przeszkadzać we wrzucaniu powietrzu, swoją drogą nie wiedziałem, że jest płci żeńskiej. Oddychamy kobietami?

Antek uniósł brew, a jego rozciągnięte w uśmiechu usta nabrały szczerego wyrazu. Przesunął palcem po swojej wyraźnie zaznaczonej linii szczęki, coś przez chwilę rozważając.

– Napijesz się ze mną? Mam wino. Nie piwo, bo jest gorzkie i mam po nim zgagę. Eleganckie wino, dojone po menelowemu z gwinta.

Krystian przekrzywił nieznacznie głowę. Zaplótł ręce na piersi i oparł się biodrem o futrynę.

Ukryte cienieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz