46. Porozmawiajmy o seksie.

1.9K 246 146
                                    


Media: Jay Smith - Like a prayer (cover)

– Jak się czujesz?

To pierwsza rzecz, o którą zapytał, gdy zobaczył go zbliżającego się po niby ścieżce złożonej ze zdeptanej ziemi i wyblakłej trawy. Mimo wysokiej temperatury na głowie miał kaptur szarej bluzy, jakby bez względu na prażące słońce i tak było mu zimno. Choć może po prostu chciał się tym w jakiś sposób odgrodzić, co zresztą miał w codziennym zwyczaju. Szedł szybkim krokiem, ze wzrokiem spuszczonym na własne buty. Uniósł go dopiero po chwil, gdy do jego uszu doszedł dźwięk jego głosu.

Coś się zmieniło – pomyślał chłopak niezwykle błyskotliwie, gdy był już niemal przed nim, opierającym się o bok swojego samochodu, od którego odbijały się promienie słoneczne. I nawet nie chodziło o Oskara, bo w tym wypadku wszystko wydawało się być niemal takie same. To spojrzenie, w którym niezmiennie gościła troska i pewien rodzaj zacięcia pomieszany z irytującą wręcz łagodnością. Palce dotykające karoserii, bębniące w nią jakby odrobinę nerwowo. Nic nadzwyczajnego. Większe zmiany nastolatek dostrzegał w sobie. Już sam fakt, że przyszedł tu bez większego sprzeciwu, tak po prostu przystając na propozycję, jakby była czymś naturalnym i oczywistym sprawiał, że się nie poznawał. A do tego te wszystkie pokręcone emocje, które go zalewały z natężeniem rosnącym wraz ze zmniejszającą się odległością między nimi. Jakby przy nim ogarniał go osobliwy rodzaj spokoju. Jakby w jakiś niewyjaśniony sposób zaczął się przy nim czuć...dobrze.

Wzruszył ramionami i zatrzymując się na metr od niego zaczął uderzać czubkiem buta w niczemu mu nie winną ziemię.

– Żyję.

– Przepraszam, że nie dałem rady cię odebrać. Klientka pogubiła większość zaślepek i uparła się, że je znajdzie. A mogłem równie dobrze kupić nowe w meblowym po drugiej stronie ulicy – westchnął.

Kolejne wzruszenie ramion, wzrok jeszcze usilniej wbijał się w podłoże, but znęcał nad trawą, dłonie ni myślały wysuwać się z kieszeni. Delikatny, acz stanowczy uścisk powyżej łokcia. Daniel zastygł na moment i uniósł bardzo powoli głowę.

– Co?

Oskar patrzył na niego swoimi jaśniejącymi w blasku słońca niebieskimi oczyma. Coś chciał powiedzieć, ale rozmyślił się. Nie mógł zalewać go własnymi uczuciami, bo to nie przyniesie niczego dobrego. Wystarczyło przypomnieć mu w pewnych momentach, że jest kochany, na całą resztę przyjdzie jeszcze czas.

Uśmiechnął się zamiast tego delikatnie i drugą ręką sięgnął do kaptura jego bluzy, spoglądając na niego pytająco nim ujął jego brzeg w palce. Chłopak kiwnął niemal niedostrzegalnie głową, czując po chwili jak materiał zostaje zsunięty z jego włosów. Oskar musnął dłonią jeden z ciemnych kosmyków, który zawijał się uroczo na bladym jak reszta ciała czole.

– Wiedziałem, że ci się uda – szepnął miękko, zawijając z niezwykłą delikatnością owe włosy mu za ucho. – Mówiłem ci, że jesteś silny.

Nastolatek potrząsnął głową, odsuwając się nagle, jakby spłoszony pochwałą.

– Przecież kupiłem. Byłem w tej pierdolonej aptece i wziąłbym do gówno, gdybyś nie zadzwonił!

– Ale to nie ja wytrąciłem ci je z rąk. To ty sam podjąłeś ostateczną decyzję. Przecież mogłeś nie odbierać, mogłeś się rozłączyć.

– Nie chciałem... – wyszeptał tak cicho, że Oskar z pewnością by tego nie usłyszał, gdyby nie stał tuż przy nim. Skupił wzrok na bocznej szybie, przesuwają po niej palcem chyba tylko po to, by zająć czymś ciało. By nie drżało tak od środka, by nie miało ochoty na jakieś niedorzeczne gesty.

Ukryte cienieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz