44. Powód, by walczyć.

2K 258 216
                                    


Media: James Arthur - Certain things.

Jesteś silny.

Głos Oskara pojawił się znów w jego głowie, gdy wciąż trzęsącymi się rękoma gładził materiał czarnych dżinsów w górnych partiach ud. Czuł, że najgorsze już za nim. Nie miał wrażenia, że mdleje przy najdrobniejszym ruchu, choć wciąż był znacznie osłabiony. Przestał wymiotować, choć ciągle utrzymywała mu się biegunka i mdłości. Mięśnie zdecydowanie mniej bolały, ale głowa wciąż sprawiała, że raz po raz przytykał palce do skroni, jakby to miało pomóc. Był w stanie się poruszać, gdyż największy psychiczny ciężar, który doprowadził go w tym tygodniu do zbyt dużej ilości żałosnych napadów płaczu zdawał się wyraźnie zmniejszać.

Jednak drżenie wciąż było wyraźne, nawet jeśli głód z palącego pragnienia, którego nie dało się wytrzymać przeistoczyło się w zaledwie obsesję, wokół której błądziły jego nieposłuszne myśli.

– To, że wracasz do domu, nie znaczy, że zostajesz sam. Pisz do mnie, Daniel, i dzwoń. Przyjadę w każdej chwili, jeśli będziesz tego potrzebował.

W to, że byłby w stanie przyjechać, nastolatek już nie wątpił. W końcu przez ten tydzień każdy normalny człowiek już dawno wystawiłby go za drzwi albo w wersji ewentualnie nieco bardziej humanitarnej podstawił pod drzwiami pierwszego lepszego ośrodka. Doszło do niego w pełnej mocy tego faktu, że Oskar był szalony, a jak na wariatów przystało również nieobliczalny. Nie zamierzał jednak dzwonić ani pisać. Poradzi sobie sam. I tak czuł wystarczający dyskomfort pod wpływem ubiegłych dni. Nie potrafił tego do końca zinterpretować, ale zdecydowanie nie było to pozytywne uczucie. Otworzył się za bardzo. Pozwolił mu na za dużo. I te łzy, te żałosne łzy.

Kocham cię.

Nie potrafił się do tego odnieść.

Czuł, jakby te słowa dźwięczały mu w uszach pod metaforycznymi drzwiami jego umysłu. A on usilnie blokował zamek. Coś jednak stale forsowało tę oddzielającą go od nich ścianę – irytująca go nadzieja, obezwładniające ciepło, któremu tak bardzo chciał się poddać.

Tylko, że przecież on nic nie czuł.

Zerknął w bok, na dwa pudełka tabletek, które leżały na pościeli, nieopodal jego nogi.

– Tutaj masz te na żołądek, ale weź tylko, gdy zaczniesz wymiotować albo biegunka się nasili – tłumaczył mu Oskar, gdy siedzieli w jego samochodzie tuż przy bramie domu Rudyńskich. – A tu są psychotropy. Masz tutaj trzy połówki, bierz po jednej dziennie.

– Wydzielone i chuja z wiary.

– Daniel. – Mężczyzna spojrzał na niego z mieszaniną prośby i zmęczenia. – To nie tak, ja...

– Tak wiem, nie wysilaj się. Sam, kurwa, sobie bym nie zaufał.

– Kilka więcej tabletek psychotropu nie zrobiłoby różnicy, gdy masz teraz wolną rękę i w każdej chwili możesz pójść do apteki po kodeinę – zauważył po chwili. – Wierzę w ciebie, Daniel. Gdyby tak nie było poczekałbym tu na twojego ojca, przekazując mu wszystkie informacje.

Chłopak znieruchomiał, czując zimno muskające oślizgłymi palcami jego kark.

– Ale tego nie zrobię, bo wiem, że nie weźmiesz. Wiem to, Daniel.

Nastolatek uderzył tyłem głowy o ścianę. Nie ufał sobie. Myślał ciągle o tych pieprzonych tabletkach i pieniądzach, które znów były w jego kieszeni, bo przecież Oskar mu je oddał. Za osiemdziesiąt złotych mógłby kupić sześć, a nawet siedem opakowań. Co daje mu kilkadziesiąt tabletek.

Ukryte cienieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz