31. I wyjrzało to, co ukryte i ujrzało światło dzienne.

2.2K 251 249
                                    


Media: Sufjan Stevens - Should Have Known Better

Daniel oparł się plecami o jasną ścianę korytarza. A przynajmniej kiedyś była ona jasna, teraz zaczęła przypominać przykurzoną szarość przez całą masę odcisków butów i śladów, w których genezę lepiej było nie wnikać. Kończył się rok szkolny, więc pewnie w końcu ktoś ulży temu smutnemu, muśniętemu brudem odcieniowi i weźmie się w wakacje za malowanie. Tak naprawdę nawet on jej nie szczędził, opierając podeszwę tenisówki o jej dolną część. Na głowie miał kaptur szarej bluzy spod którego wydostawały się brązowe kosmyki, zaczynające go już denerwować. Nie po drodze jednak mu było do fryzjera, a i pieniędzy byłoby mu szkoda, bo przecież ostatnio fortunę wydawał na tabletki. Zmuszony był więc znosić te wchodzące mu tak często do oczu włosy, które z uporem zakładał za uszy – w większości przypadków nieskutecznie, bo te, jakby żyjąc własnym życiem i tak układały się po swojemu.

Obejrzał się w prawo, z nudów skubiąc zębami dolną wargę. Zgraja nastolatków spacerowała korytarzem. Pojedyncze grupki stacjonowały przy drzwiach, ktoś pajacował przy jednym z okien, próbując, ku uciesze swoich dopingujących, wskoczyć na parapet. Chłopak wywrócił oczami. Nie umiał się tego dnia na niczym skupić. Czas na lekcjach przelatywał mu między palcami, litery i liczby jakby się rozmazywały, z wyrzutem pchając mu się nachalnie między oczy. A on jakąś częścią myśli odganiał je jak obrzydliwe muchy, które wracały raz po raz. Odganiał, skupiając się na skrajnie innych. Tych, w których dominował pewien brunet, starszy od niego o siedem lat. Wciąż nie potrafił sobie poukładać tego, co się wydarzyło poprzedniego wieczora. Z jednej strony był na siebie wściekły za okazanie słabości, za wypuszczenie z uwięzi emocji i uczuć, które nie powinny nigdy, przed nikim ujrzeć światła dziennego. Z drugiej strony czuł pewien rodzaj lekkości, że chociaż to jedno odciążyło chwiejącą się górę odłożonych na bok spraw. Zwłaszcza, że mężczyzna nie negował go, nie karcił za łzy, na których myśl on sam się krzywił, czując wstyd. To jak kwas, który rozlewał się po jego wnętrznościach, wypalając wszystkie zalążki nadziei i pozytywniejszych spostrzeżeń. Pozostawiając tylko to, co najbardziej oczywiste. Był zerem. I nawet jeśli jakimś niewytłumaczalnym dla niego sposobem intencje Oskara były szczere, to on na to nie zasługiwał. Na tę dobroć i troskę, na ten czas i przyciskanie do swojej piersi, na te pocałunki, które nie wiedzieć czemu wciąż odciśnięte były na jego wargach, tak jak dłonie, które pozostawiły niewidoczne palące znamiona na jego ciele. Nie zasługiwał na żadną z tych rzeczy. Był zły, był niewarty. Był tylko marnym, żałosnym ćpunem, zdolnym do wszystkiego za te swoje pieprzone tableteczki. Żałosną, tylko zawadzającą imitacją egzystencji, która skażała wszystko każdym oddechem, każdym spojrzeniem. Słabym tchórzem, który nie miał kontroli nad własnym życiem. Jak mógł z tym całym swoim gównianym bałaganem zbliżać się do kogokolwiek? I co ważniejsze... po co?

Odwrócił głowę, zmieniając nogę, która oparta była o ścianę. Wyciągnął jedną z dłoni z kieszeni spodni i potarł nos. Zmrużył wzrok widząc Kamilę na końcu korytarza, którą w pasie chwytał od tyłu Filip. Dokładnie ten sam, który wyprawia najlepsze domówki, przy którego działce jakiś czas temu rzygał i pozawalał się wyprowadzać Oskarowi. Dziewczyna pisnęła, by zaraz obrócić się i zarzucić mu ręce na szyję. Śmiała się, wyglądała na zadowoloną. Daniel zaś marszczył się coraz bardziej, kompletnie nie rozumiejąc co się właściwie wyrabia. Nie ulegało wątpliwości, że była nim. Co to w takim razie ma miejsce każdego czwartkowego popołudnia? I zapewne będzie miało miejsce w dniu dzisiejszym?

Gdy wychodził ze szkoły mógł dostrzec niebo pokrywające się mlecznymi, gęstymi chmurami. Odrobinę silniejszy niż w ostatnich dniach wiatr smagnął go po twarzy, gdy chwycił za kaptur, by szczelniej zasunąć go na głowę. Pociągnął nawet sznureczki wystające mu przy szyi. Nie było zbyt ciepło. Poprawił plecak, który niezmiennie opierał mu się na prawym ramieniu i ruszył przed siebie. Teraz myślał tylko o tym, by zaszyć się w swoim pokoju i zażyć tabletki. Pozwolić myślom odpłynąć, a temu złudnemu ciepłu wedrzeć się pod jego złaknioną skórę. Na jedną ulotną godzinę pozwolić sobie na luksus nieroztrząsania niczego.

Ukryte cienieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz