Jeden

41 7 0
                                    

Lawrence

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Lawrence

Nie chciał, żeby krzyczała. Nie potrafił tego słuchać, żałując, że z wyostrzonymi zmysłami nie miał co liczyć na to, że uda mu się od tego dźwięku odciąć. Miał ochotę po prostu wyjść z tego domu, trzasnąć drzwiami i jak najszybciej oddalić się na tyle, na ile byłoby to możliwe, by więcej nie słyszeć głosu Beatrycze. Wiedział, że było to samolubnym pragnieniem, którego nawet nie powinien brać pod uwagę, ale... jaki tak naprawdę miał wybór?

Właściwie nie zastanawiał się nad tym, co i dlaczego robił, kiedy w pośpiechu brał kobietę na ręce. Przeniósł ją na zakurzoną, dawno nieużywaną kanapę, obojętny na to, żeby próbowała mu się wyrwać. Wydało mu się, że prócz jej krzyku usłyszał coś jeszcze - słowa, która prawie na pewno miały jakieś znaczenie - ale nie potrafił skupić się na głosie Beatrycze na tyle, by zrozumieć, co mówiła. To i tak nie miało znaczenia, przynajmniej w tamtej chwili.

Niespokojnie powiódł wzrokiem po zaciemnionym pokoju. Blask tańczących na palenisku płomieni łagodnie rozświetlał pokój, chociaż jasność nie sięgała wszędzie. Niektóre kąty wciąż były zaciemnione, chociaż dzięki wyostrzony zmysłom bez trudu potrafił dostrzec, że niczego w nich nie było. Wszystko wskazywało na to, że on i Beatrycze byli w tym domu sami, zwłaszcza po ucieczce Amelie. Coś w tej myśli powinno było go uspokoić, a jednak L. wcale nie poczuł się lepiej, nie mogąc pozbyć się dziwnego wrażenia bycia obserwowanym.

Zawahał się, w milczeniu przypatrując bladej twarzy Beatrycze. Chwycił ją za nagarski, kiedy nagle z krzykiem wyrzuciła obie ręce przed siebie, próbując na oślep uderzyć coś, co - przynajmniej w jej mniemaniu - musiało znajdować się tuż przed nią. Błękitne oczy rozszerzyły się, gdy spojrzała mu w twarz, najpewniej wcale go nie widząc. Na moment zamarła i już tylko oddychała szybko i płytko, spazmatycznie chwytając powietrze

- L... - wyrwało jej się.

Zaklął w duchu, zwłaszcza że zaraz po tym, jak go rozpoznała, znów zaczęła krzyczeć. Miał ochotę zostawić ją i niespokojnie zacząć krążyć po pokoju, z każdą sekundą coraz bardziej zaniepokojony. W przeciwieństwie do niej wiedział, co się działo, zwłaszcza że sam przez to przechodził - i to dwukrotnie. Sęk w tym, że przy drugim podejściu oświadczył tego na własne życzenie, chociaż i tak bolało jak diabli. Ona na to nie zasłużyła, nie wspominając o tym, że obserwowanie jej cierpienia okazało się o wiele gorsze, niż gdyby miał doświadczyć tego osobiście.

- Jestem tu - rzucił z opóźnieniem, chociaż szczerze wątpił, by jego odpowiedź miała jakiekolwiek znaczenie. - To... niedługo się skończy. Sama zobaczysz.

Nie pierwszy raz kłamał, jednak nigdy nie miał z tego powodu aż takich wyrzutów sumienia. Bo przecież to nie było koniec - a wręcz przeciwko.

To szaleństwo miało się ciągnąć przez jeszcze przynajmniej dwie doby albo dłużej.

Przez jego twarz przemknął cień, więc w pośpiechu uciekł wzrokiem gdzieś w bok. Nie sądził, by Beatrycze mogła dostrzec wyraz jego twarzy, a tym bardziej wyciągnąć jakieś wnioski - nie w takim stanie - ale wolał nie ryzykować. Zresztą patrzenie na nią, kiedy próbowała się z nim szarpać, płakała i krzyczała z bólu, samo w sobie okazało się czymś ponad jego siły.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA VIII: ŁOWCA] (TOM 1/2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz