Sto czterdzieści jeden

18 2 0
                                    

Cassandra

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Cassandra

Trwała w ciszy. Sądziła, że milczenie okaże się wyzwaniem, które ją przerośnie, ale szybko przekonała się, że nie jest aż tak źle. W milczeniu wpatrywała się w pas drogi przed sobą, raz po raz wybijając palcami jakiś nerwowy rytm na kolanie. Próbowała ignorować siedzącą za kierownicą kobietę, zbytnio obawiając się, że ta nagle się otrząśnie, wpadnie w panikę i spróbuje wyrzucić ją z auta.

Cassandra nerwowo przygryzła wnętrze policzka. Jak do tego doszło? Nie docierało do niej to, co zrobiła, choć bez wątpienia właśnie udało jej się dokonać czegoś wyjątkowego. Jak inaczej miała określić to, że właśnie bez większego wysiłku narzuciła cudzej osobie swoją wolę? Całą sobą czuła, że było w tym coś nadnaturalnego – że dosłownie naruszyła czyjś umysł, wymuszając to, czego w tamtej chwili chciała. To przyszło jej tak naturalnie, jak oddychanie. Po prostu wiedziała, co robić, zdajać się na coś, co była w stanie określić wyłącznie mianem instynktu.

Jak zwierzę... Zwierzęta posługują się instynktem, prawda?

Potrząsnęła głową. Wiedziała, że właśnie ostatecznie zaprzeczyła wszystkim argumentom, których trzymała się jeszcze godzinę wcześniej, próbując przekonać samą siebie, że na jej stan istniało jakieś logiczne wyjaśnienie, ale nie potrafiła się tym przejąć. W gruncie rzeczy nie czuła niczego. Co więcej, taki stan rzeczy jak najbardziej jej odpowiadał – pustka, która ją wypełniała, po prostu była dobra. Świadomość, że z każdą minutą była coraz bliżej domu, również poprawiła Cassandrze humor.

Przecież wszystko musiało się jakoś ułożyć. Prędzej czy później, zwłaszcza że planowała wrócić do mamy. Jakaś jej cząstka naiwnie wierzyła, że po przekroczeniu progu domu, w jakiś cudowny sposób sprawy nagle się wyklarują. Już nawet nie chodziło o zrozumienie, bo na to przestała już liczyć. Pragnęła za to poczucia kontroli, jakże różnego od rozbicia, które towarzyszyło jej przez te wszystkie dni. Wiedziała, czego chce, więc zamierzała to dostać.

Spuściła wzrok na swoje złożone na kolanach dłonie. Z trudem zmusiła się, by przestać stukać, w jednej chwili mając wrażenie, że w innym wypadku trafił ją szlag. Z drugiej strony, samej sobie chciała udowodnić, że jednak była w stanie nad sobą zapanować. To ona podejmowała decyzje; od chwili, w której wyszła z tamtego domu, znów była za siebie odpowiedzialna. Czegokolwiek by jej nie powiedzieli, wciąż miała wybór. A skoro tak, zamierzała przyjąć na siebie pełnię odpowiedzialności za wszystko, co działo się wokół niej. Skoro ci, którzy oferowali jej pomoc, okazali się nic niewarci, nie zamierzała tkwić w miejscu i załamywać rąk.

Gdzieś w jej wnętrzu wciąż narastały wątpliwości, raz po raz dając o sobie znać, ale Cassie z uporem je ignorowała. Panowała nad sobą. Naprawdę tak, nawet mimo tej chwili słabości, której doświadczyła. I wcale nie miała ochoty nikogo skrzywdzić, choć wciąż czuła obecność siedzącej tuż obok kobiety. Przynajmniej mdłości ustąpiły, co dziewczyna przyjęła z ulgą. Nie miała pewności, czy posłuszeństwo, które udało jej się wymóc na nieznajomej, nie zniknęłoby w chwili, w której pozwoliłaby się rozproszyć.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA VIII: ŁOWCA] (TOM 1/2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz