Dwadzieścia cztery

12 3 0
                                    

Renesmee

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Renesmee

Anabelle powitała mnie niepewnym, ale olśniewającym uśmiechem. Na sobie miała tę samą białą sukienkę, w której zobaczyłam ją po raz pierwszy. Stała w niewielkim oddaleniu od drzwi, nerwowo podrygując i zdecydowanie nie będąc w stanie ustać w miejscu.

- Rany, rany! - wyrwało jej się. Przez moment miała problem z tym, by przez nadmiar emocji dalej szeptać. - Naprawdę znasz magię.

- Coś w tym jest - przyznałam, a potem dla lepszego efektu przywołałam do siebie dość mocy, by srebrzysto złota kula zawisła tuż przede mną, choć trochę rozświetlając ciemny korytarz.

Uśmiech mojej małej towarzyszki jakimś cudem stał się jeszcze szerszy i bardziej entuzjastyczny. Klasnęła w dłonie, przez moment wyglądając na chętną, by wyciągnąć rękę ku pulsującej energią kuli, ale ostatecznie tego nie zrobiła.

- Tym bardziej nie rozumiem, jak możesz nie widzieć o sigilach. To takie specjalne symbole, które mają właściwości ochronne - wyjaśniła, po czym znacząco skinęła głową na drzwi. - Te tutaj były napisane kredą. Wystarczyło je zmazać.

Nie odpowiedziałam, w zamian z powątpiewaniem spoglądając na drzwi. W bladym świetle, które zapewniła skumulowana moc, widziałam zaledwie niewyraźne smugi, które pozostały z symboli, o których mówiła Anabelle. Wciąż nie miałam pewności, czym były sigile, ale nie chciałam się nad tym zastanawiać. Przynajmniej już rozumiałam jak działały i co powstrzymywało mnie przed wyjściem z pokoju.

- Dziękuję ci - powiedziałam, na powrót skupiając się na Anabelle. - Teraz już sobie poradzę... Wydaje mi się, że powinnaś wracać o siebie. Nie chciałabym, żebyś wpadła w kłopoty - wyjaśniłam, a dziewczynka jak na zawołanie się skrzywiła.

- Pozwól mi się przynajmniej wyprowadzić! Chcę pomóc - oznajmiła, spoglądając na mnie niemalże błagalnie.

Zawahałam się, dziwnie czując się pod intensywnym spojrzeniem jej błękitnych oczu. Przypatrywała mi się błagalnie, ale i z zaciekawieniem, raz po raz przesuwając wzrokiem to po mojej twarzy, to znów po włosach. Nie miałam wątpliwości, że dziecięca twarzyczka to tylko pozory, bo zdecydowanie musiała być tutaj o wiele dłużej, ale i tak nie potrafiłam patrzeć na nią jak na kogoś, kto potrafił o siebie zadbać. W moich oczach była dzieckiem, na dodatek takim, które chciałam chronić.

- Jeśli ktoś nas zauważy... - zaczęłam, ostrożnie dobierając słowa, jednak Anabelle nie pozwoliła mi dokończyć.

- Wiem, co robię - oznajmiła z przekonaniem. Bez choćby chwili wahania przesunęła się bliżej i bezceremonialnie chwyciła mnie za rękę. - Chodź. Znam to miejsce tak dobrze, że nie ma możliwości, by ktoś nas zauważył.

Otworzyłam i zaraz zamknęłam usta, aż nazbyt świadoma, że ta dyskusja tak naprawdę była z góry skazana na porażkę. Anabelle już podjęła decyzję, zresztą była przy tym tak pewna siebie, że nawet gdybym chciała, nie potrafiłabym niczego jej odmówić. Bez słowa ruszyłam za nią, kiedy pociągnęła mnie w głąb korytarza, przy okazji z ulgą przyjmując fakt, że prowadziła mnie zupełnie inną drogą niż ta, którą sama obrałam we śnie, w którym spotkałam Ciemność.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA VIII: ŁOWCA] (TOM 1/2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz