Dwadzieścia

14 3 0
                                    

Beatrycze

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Beatrycze

Lawrence nie pojawił się do wieczora. Pewnie w innym wypadku zaczęłaby się martwić, ale wątpiła, żeby był na tyle zdesperowany, by próbować wrócić do Seattle na własną rękę. Przynajmniej chciała w to wierzyć, mając nadzieję, że zdawał sobie sprawę z tego, że gdyby tylko spróbował, przy pierwszej okazji zrobiłaby mu krzywdę. Mógł traktować ją jak dziecko, kiedy niczego nie pamiętała, a do tego wszystkiego była nic nieznaczącym człowiekiem, ale teraz zdecydowanie nie zamierzała na to pozwolić.

Wróciła do salonu, instynktownie woląc się trzymać bliżej płonącego ognia. Wydało jej się dziwnym, że płomień wciąż się utrzymywał, nawet jeśli nie palił się aż tak jasno, jak w chwili, w której spotkała Ophelię. Nie przeszkadzało jej to, zwłaszcza że w jasnym blasku czuła się o wiele bezpieczniej. Głos zniknął, przynajmniej na razie, pozostawiając po sobie wyłącznie wątpliwości i resztki strachu. Z drugiej strony, może uczucia te wiązały się przede wszystkim ze wspomnieniem symboli, które zobaczyła i które wciąż nie dawały jej spokoju.

Nie była pewna, co czuła na myśl o tym, że to na Carlisle'a miałby spać obowiązek wytłumaczenia reszcie tego, co im powiedziała. Miała wrażenie, że to nie było uczciwe, tym bardziej że sam ledwo się w tym odnajdował. A jednak nie potrafiła zmusić się, by zaprotestować. Wciąż czuła się nieswojo, zwłaszcza bez Lawrence'a nie będąc w stanie się pozbierać. To, że miałaby kolejny raz tłumaczyć coś, co na swój sposób ją przerażało, wydawało się czymś ponad jej siły.

W którymś momencie musiała stracić poczucie czasu. Trwała w bezruchu, nie czując potrzeby, by zmienić pozycję, i po prostu wpatrywała się w ogień. Ciepły blask muskał lodowatą skórę, zadziwiająco przyjemny, choć i tak wolała się trzymać od ognia na dystans. Było coś kojącego w widoku tańczących płomieni, choć równie dobrze wszystko mogło sprowadzać się do jej wiary w to, że jasny blask wystarczył, by zapewnić komukolwiek bezpieczeństwo. Światło... Jak Elena?, pomyślała mimochodem, ledwo powstrzymując się od wzdrygnięcia. Rozpamiętywała słowa Ciemności, chociaż wcale tego nie chciała, podświadomie szukając w nich jakiekolwiek sensu. Chciał, żeby oszalała? Miała wrażenie, że byłoby to dość prawdopodobne, zwłaszcza jeśli dalej zamierzała widywać z jego powodu tak niepokojące rzeczy.

Cóż, przekaz był prosty. Nie zamierzał odpuścić, ale...

– Możemy porozmawiać? – usłyszała i aż wzdrygnęła się, gwałtownie podrywając na równe nogi. Carlisle rzucił jej przepraszające spojrzenie, w pośpiechu unosząc obie ręce ku górze w poddańczym geście. – Wybacz. Myślałem, że mnie usłyszałaś.

– Powinna, prawda? – zreflektowała się pośpiesznie. – Zamyśliłam się.

Skinął głową. Czuła, że obserwował ją z bliżej nieokreślonym wyrazem twarzy, najpewniej zmartwiony. Przez dłuższą chwilę oboje trwali w ciszy, zanim wampir zdecydował się podejść bliżej. Z jakiegoś powodu poczuła ulgę, kiedy wraz z nią znalazł się w rzucanym przez ogień kręgu światła.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA VIII: ŁOWCA] (TOM 1/2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz