Sto dziewięćdziesiąt pięć

16 5 0
                                    

Jocelyne

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Jocelyne

Dallas wydawał się dobrze wiedzieć, gdzie powinni iść. Do samego końca nie miała pewności, czego się spodziewać, w myślach raz po raz rozpamiętując... Cóż, echo. Nie musiała oglądać się za siebie, by oczami wyobraźni nadal widzieć upadającego mężczyznę. Zapach krwi wciąż ją oszałamiał, tak intensywny, że przez pewien czas miała problem z narastającym stopniowo głodem. Próbowała nad tym zapanować, ale to okazało się równie bezsensowne, co i próba wyzbycia się wątpliwości.

W porządku, więc to oznaczało poruszanie się na granicy dwóch światów. Wiedziała przecież, że nie wszystko było takie proste, jak mogłoby jej się wydawać, gdy skupiała się na tych duchach, które były jej przyjazne. Tak samo było z zagubionym samobójcą, który podążał za nią aż do szkoły. Niektórzy nie mieli pojęcia, że umarli, tym bardziej nie dbając o wpływanie na swój wygląd po śmierci. To, że nie widywała przerażających, wykrzywionych w agonii twarzy. Rosa ją chroniła, tak jak i wcześniej Beatrycze, ale to przecież nie było żadnym rozwiązaniem. Wiedziała, że powinna wziąć sprawy we własne ręce – prędzej czy później.

Wszelakie myśli uleciały z jej głowy w chwili, w której Dallas pokazał jej zejście do podziemi. Stała przed przypominającym zjazd do garażu podziemnego wejściem, bezmyślnie spoglądając w przestrzeń. Nie była w stanie się ruszyć, w tamtym momencie świadoma wyłącznie tłukącego się w piersi serca.

– Wiesz, że nie musisz tego zrobić... Wciąż możemy zawrócić – usłyszała spięty głos swojego towarzysza.

Nawet na niego nie spojrzała.

– I co wtedy? – zapytała ze spokojem, którego wcale nie odczuwała.

– Ja... Cóż, mógłbym się rozejrzeć. Może bym coś dla ciebie znalazł albo... – Dallas urwał, po czym westchnął przeciągle. – Przepraszam.

Uniosła brwi. Tym razem przeniosła na niego wzrok, co najpewniej zaskoczona. Spodziewała się wielu reakcji, ale nie czegoś takiego.

– Za co?

To nie miało sensu, przynajmniej w tamtej chwili. Może i wcześniej miał za co przepraszać, ale sądziła, że wszystko, co trzeba, zostało już powiedziane. Nie chciała zastanawiać się nad przeszłością i tym, czy popełniała błąd, pozwalając chłopakowi się do siebie zbliżyć. Nie chciała wahać się nad kwestią zaufania kogoś, kto mógł zdenerwować się na tyle, by przypadkiem wypchnąć ją przez okno. Przeciwnie, bo wciąż z uporem odsuwała od siebie wspomnienie momentu, w którym dostrzegła w Dallasie cień – coś niebezpiecznego, co z równym powodzeniem mogło ją skrzywdzić. A przy tym na tyle prawdziwe, bo – prawie na pewno – zauważył to również obecny wówczas w pobliżu Marco.

Przełknęła z trudem, próbując pozbyć się guli z gardła. Cokolwiek to było, chciała, żeby odeszło w zapomnienie. Na razie trwali w impasie, ale to było dobre, bo...

LOST IN THE TIME [KSIĘGA VIII: ŁOWCA] (TOM 1/2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz