Sto piętnaście

15 3 0
                                    

Isobel

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Isobel

Skoczyła na niego niczym rozjuszona kotka. Jedynie resztki zdrowego rozsądku podpowiadały jej, że starcie tej irytującej istoty tu i teraz – na oczach tych wszystkich przechodniów – byłoby najgłupszym z możliwych posunięć. Wiedziała, że powinna nad sobą zapanować, ale to w znacznym stopniu zaprzeczało temu, co tak naprawdę chciała zrobić. To, że po raz kolejny musiała hamować instynkty i powstrzymać się przed podjęciem decyzji, która jeszcze jakiś czas temu byłaby czymś naturalnym, jedynie wszystko pogarszało.

Fakt, że w chwili, w której zamierzyła się na Sage'a, ten jak gdyby nigdy nic pochwycił ją za nadgarstki, skutecznie unieruchamiając, tym bardziej.

Zamarła w bezruchu, spoglądając na wampira rozszerzonymi oczyma. Jak śmiesz?! Jak ty śmiesz?!, pomyślała, ale z uporem milczała, po prostu spoglądając mu w twarz. Z niejaką satysfakcją zauważyła, że mężczyzna zawahał się, podchwyciwszy jej zagniewane spojrzenie, ale nawet wtedy nie poluzował uścisku. Nie miał pojęcia, z kim próbował igrać? Wciąż w to nie wierzyła, ale zaraz nie potrafiła znaleźć wystarczających dowodów, które podważyłyby jego prawdomówność.

– Podejrzewam, że właśnie spłoszyłem pani kolację – oznajmił ze spokojem Sage, jak gdyby nigdy nic przerywając panującą ciszę. – Proszę o wybaczenie.

– Jak ty śmiesz? – wyrwało jej się jednak.

Uniósł brwi, ale nie odpowiedział. Wciąż trzymał ją mocno i stanowczo, jakby w obawie, że w innym wypadku mogłaby posunąć się do zrobienia czegoś naprawdę nieprzemyślanego. Miał ją za głupią? Sama myśl o tym sprawiała, że Isobel tym bardziej miała ochotę go zabić. Wystarczyłoby kilka minut, by znieść z powierzchni ziemi nie tylko jego, ale i całą tę ruchliwą ulicę. W tamtej chwili naprawdę tego chciała, aż rwąc się do tego, żeby posunąć się do czegoś, o czym podświadomie marzyła od samego początku.

Perspektywa była naprawdę kusząca. Wampira siła i telepatia – tylko tyle by wystarczyło, żeby ziemia spłynęła krwią. Nie pamiętała, kiedy ostatnim razem mogła sobie na to pozwolić, ale naprawdę tęskniła za poczuciem, że ludzkie istnienia były zdane wyłącznie na jej łaskę. W przypadku Sage'a nawet by się nie zawahała, ale przechodniami mogłaby się pozbawić. Nie chodziło o krew, ale samą możliwość pokazania im, jak niewiele znaczyli. Że byli ignorantami, na dodatek bezczelnie ignorującego kogoś, kto przewyższał ich pod każdym możliwym względem.

Drgnęła, ale nie na tyle stanowczo, by wyrwać dłonie z uścisku trzymającego ją mężczyzny. Oczami wyobraźni widziała iście postapokaliptyczny obrazek – stosy ciał, rozbite samochody i... ciszę. Perspektywa uciszenia zdecydowanie zbyt głośnej, przeludnionej metropolii, w jednej chwili stała się dla niej jednym z największych marzeń.

Kiedyś. Wtedy, gdy nadejdzie odpowiedni moment.

– Puść mnie – wycedziła przez zaciśnięte zęby.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA VIII: ŁOWCA] (TOM 1/2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz