Sto siedemnaście

16 4 0
                                    

Renesmee

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Renesmee

Leżałam w bezruchu, spazmatycznie chwytając oddech. Potrzebowałam kilku sekund, by oswoić się z jasnością i tym, że w końcu byłam w stanie zauważyć coś więcej, aniżeli mrok i aury snów. W efekcie wszystko to samo w sobie wydało mi się nierealne – i to pomimo tego, że w rzeczywistości było o wiele prawdziwsze od zalanej słońcem łąki, którą przyszło mi zobaczyć ostatnim razem.

Tkwiłam w jednym miejscu, niezdolna się poruszyć. Zamknęłam oczy, choć jakaś cząstka mnie obawiała się, że gdy tylko się na to zdecyduję, wszystko wróci do poprzedniego stanu. Podświadomie tego wyczekiwałam, zbytnio obawiając się tego, co mogłoby pójść nie tak. Czekałam na znajome uczucie niepokoju, które przymusiłoby mnie do krążenia. Przecież prędzej czy później to uczucie zawsze wracało, prawda? Za każdym razem ogarniała mnie nie moc, a potem...

– Joce? Joce!

Znajomy głos wystarczył, żeby wyrwać mnie z zamyślenia. Natychmiast otworzyłam oczy, podrywając się do pozycji siedzącej. Dzwoniło mi w uszach, ale praktycznie nie zwróciłam na to uwagi, o wiele bardziej przejęta inną kwestią. Zaledwie chwila wystarczyła mi, bym nabrała pewności, że córka w istocie gdzieś tam ze mną była. Później wszystko się skomplikowało, ale i tak wszystko we mnie aż rwało się do tego, by upewnić się, by była cała.

Czułam się dziwnie, chociaż nie potrafiłam stwierdzić w jakim sensie. Wciąż nie docierało do mnie nie tylko to, że tutaj byłam, ale przede wszystkim to, że mogłabym wrócić – tak po prostu, wprost do świata, który już zaczynałam uznawać za wytwór swojej wyobraźni. A jednak aż za dobrze znałam ten pokój, wciąż pełen pluszaków, chociaż już od jakiegoś czasu wiedziałam, że Jocelyne ich nie potrzebowała. Kątem oka zauważyłam kolorowe kwiaty, które osobiście namalowałam na ścianie, próbując zająć czymś ręce podczas nieobecności dziewczyny. Wszystko to wydawało mi się równie odległe, co i moment, w którym wylądowałam w świecie snów.

Poruszając się trochę jak w transie, nieporadnie i bardzo wolno, niespokojnie powiodłam wzrokiem dookoła. Wystarczyła mi chwila, żeby zauważyć siedzącą na skraju łóżka Joce Laylę. Jej widok mnie nie zaskoczył, zwłaszcza że to właśnie głos szwagierki wyrwał mnie z oszołomienia. Zaraz po tym ogarnęła mnie nieopisana ulga, gdy zauważyłam w pełni przytomną, wtuloną w ciotę Jocelyne. Gdyby z mojego powodu coś jej się stało...

– O bogini... – wyrwało się Layli. Jej głos zabrzmiał dziwnie, drżący i jakby przytłumiony. – O bogini – powtórzyła, tym bardziej stanowczo. W pośpiechu odsunęła od siebie bratanicę na długość wyciągniętych ramion, by móc jej się przyjrzeć. – Nigdy więcej tego nie rób!

– Mówiłem ci przecież, że póki oddycha, nie mamy się czym martwić – wtrącił Rufus.

Aż się wzdrygnęłam, kiedy usłyszałam jego głos za plecami. Natychmiast okręciłam się, gotowa na niego warknąć – i to bynajmniej nie dlatego, że znów udało mu się mnie wystraszyć. O wiele bardziej przejmowałam się słowami, które padły z jego ust. Nie miałam pojęcia, co się wydarzyło, ale jeśli próbował kogokolwiek w ten sposób uspokoić, zdecydowanie mu to nie wychodziło.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA VIII: ŁOWCA] (TOM 1/2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz