Sto pięćdziesiąt osiem

14 3 0
                                    

Renesmee

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Renesmee

W milczeniu wpatrywałam się w Laylę. Wymieniłyśmy wymowne spojrzenia, a przynajmniej tak to wyglądało z mojej strony, bo szwagierka oczywiście nie była w stanie mnie dostrzec. W tamtej chwili żałowałam tego na wszystkie możliwe sposoby, żałując, że nie mogłam opowiedzieć jej o wszystkich moich skojarzeniach – o Anabelle, która zapoznała mnie z tym pojęciem albo o Ariadnie i tym, w jaki sposób ta przy pomocy symboli uwięziła mnie w pokoju.

Raz jeszcze spojrzałam na ekran komórki, choć tym razem już nie zwracałam uwagi na zapisany na stronie internetowej tekst. Dowiedziałam się wystarczająco dużo, by czuć się co najmniej dziwnie. Nie miałam nawet pewności czy artykuł, który znalazłam, miał w sobie choć trochę prawdy. Z drugiej strony „pieczęci" wydawały się dość adekwatnym określeniem, skoro sigile okazały się wystarczające, by posłużyć jako więzienie dla mnie.

– Niektóre wyglądają bardzo podobnie – przyznała cicho Layla. Trudno było mi stwierdzić czy zwracała się do mnie, czy może bardziej do siebie. – Symbole, liczby, zakodowane imiona... Nie wiem czy dobrze rozumiem, ale to brzmi tak, jakby z poddasza coś się wydostało – dodała, w pośpiechu wypowiadając kolejne słowa. – Na górze było wybite okno. Rufus zauważył, że odłamków nie było na poddaszu, a zdaniem Gabriela leżały w trawie... Czyli coś musiało wyjść, nie wejść.

Słuchałam jej w milczeniu, nie pierwszy raz mając wrażenie, że robi mi się zimno – w ten dziwny, nie fizyczny sposób. Mimowolnie zadrżałam, właściwie niepewna, dlaczego próbowałam się powstrzymywać, skoro nikt nie był w stanie mnie zobaczyć. Czułam się coraz bardziej zaniepokojona, z każdym kolejnym słowem coraz pełniejsza wątpliwości co do tego, czego właśnie doświadczaliśmy. To, że Layla z taką wprawą wyciągała kolejne wnioski, przez moment brzmiąc niemalże jak Rufus, też mi nie pomagało. Bezskutecznie próbowałam poskładać elementy układanki, które mieliśmy, ale niezależnie od tego jak bardzo się starałam, to i tak nie byłam w stanie dostrzec obrazu całości.

Coś się wydostało. Poniekąd wiedzieliśmy o tym od chwili, w której jakaś istota przejęła moje ciało, ale nie miałam pojęcia, czy chodziło właśnie o to. Choć sama myśl zaczynała mnie przerażać, prawda była taka, że na poddaszu mogło się wydarzyć cokolwiek, a sprawa wcale nie musiała wiązać się ze mną. Szczerze powiedziawszy, nie byłam w stanie stwierdzić, który scenariusz byłby bardziej optymistyczny.

Byli jeszcze Beatrycze i Lawrence, którzy raczej nie bez powodu wylądowali w Chianni. Może to znaczyło, że powinniśmy pytać właśnie ich, ale...

– Co robimy? – mruknęłam, w tamtej chwili nie myśląc o tym, że Layla nie była w stanie mnie usłyszeć.

Na szczęście myślałyśmy podobnie. Dziewczyna nagle drgnęła i – wcześniej w pośpiechu odłożywszy telefon na stolik, jakby dalsze patrzenie na zapisane w nim słowa, sprawiało jej trudność – odezwała się na głos.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA VIII: ŁOWCA] (TOM 1/2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz