Rozdział 7

21.5K 744 87
                                    

- Złamałem prawo.. dlatego, że.. to ty jesteś moją mate.

Co? Nie to nie możliwe. Ja jego mate? Zwykła słaba dziewczyna? To musi być jakaś pomyłka. Pokręciłam głową na znak, że to nie możliwe, a on westchnął głośno.

- Nie wierzysz? Coś ci pokaże

Podeszedł do mnie i chyba chciał mnie dotknąć. Na co od razu się odsunełam od niego i spojrzałam ze strachem. Nie chciałam się bać, chciałam chociaż przez chwile udawać odważną, ale ja tak nie potrafie.

- Nie bój się, nie zrobie ci krzywdy obiecuje. Chce ci tylko coś pokazać okej?

Wtedy nie wiem co we mnie wstąpiło, ale pokiwałam głową na znak, że się zgadzam. W jego oczach widziałam coś, co mówiło, że mogę mu zaufać.

Niepewnie podeszedł do mnie powoli i ostrożnie jakby bał się, że odejde albo ucieknę. Złapał moją dłoń delikatnie i spojrzał mi w oczy, a po całym moim ciele przeszedł miły dreszcz. Znowu to uczucie, którego nie znam. Spojrzałam na niego nie rozumiejąc nic z tej sytuacji.

- Czujesz to?

Kiwnełam niepewnie głowa, nawet sama nie wiem co to jest za uczucie, które mam kiedy mnie dotyka.

- Tak działa więź mate. Twoje ciało raguję na mnie tak samo jak twoje na mnie.

Spojrzałam na niego  w osłupieniu. Przecież ja go nawet nie znam, a on mi tu mówi, że moje ciało raguje na niego jakoś inaczej i wyjątkowo?

- Rozumiem to dla ciebie nowe, nie chce na ciebie naciskać.

Puścił moją dłoń i odeszedł dwa kroki, a ja poczułam dziwną pustkę, to chore, ale czułam się lepiej kiedy był obok mnie..

- Słuchaj napewno chcesz wrócić do rodziny, do domu..

Przerwałam mu szybko ruchem mojej głowy, która oznaczała sprzeczność, po co ja to robię? Wogóle nie myśle o nim.. przecież jeżeli tu zostane on w dalszym ciągu będzie łamał prawo.. A ja i tak długo nie pożyje, nie chce go narażać, ale co ja za to mogę, że dla mnie pojęcie dom oznacza piekło.

Widziałam jak marszczy czoło,nie rozumiejąc mojego zachowania. W tym momencie ciesze się, że jednak nie mówię, przynajmiej nie muszę mu tłumaczyć dlaczego tak jest.

- Nie chcesz wracać?

Spytał mnie nie dowieżając i wtedy wpadłam na idealny pomysł. Przecież mogę dokończyć to co chciałam tutaj. Peter mnie tu nie znajdzie, a to co zrobią ze mną po śmierci jakoś nie ma dla mnie znaczenia.

- Dobrze możesz tu zostać i tak będe musiał się wykłucać z radą na temat Kylie.

Spojrzałam na niego nie rozumiejąc, a on jakby dopiero teraz uświadomił sobie, ze powiedział to na głos.

- Dam ci czas, żebyś mogła sobie wszystko przemyśleć, póżniej moja siostra Elizabeth, przyniesie ci posiłek i dotrzyma ci towarzystwa, a ja przyjdę do ciebie wieczorem.

Przytaknęłam mu i po chwili już go nie było.

<John>

Cholera, to była chyba najtrudniejsza rozmowa w moim życiu, widziałem jaka była wystraszona i dlatego się dziwię, że nie chce wracać do domu. Chce żeby została i nie ukrywam, że gdzieś głeboko ucieszyło mnie, że nie chce uciec, wiedziałem, że bym cierpiał, ale im dłużej tu będzie tym bardziej.. moje uczucia do niej będą silniejsze.. chociaż tak naprawdę, nie wiem co do niej czuję, może to tylko ta więź. Kieruję się do największych drzwi w całym pałacu, do sali obrad. Wiem, że nie będzie zawesoło. Otworzyłem delikatnie drzwi i weszłem do środka, zobaczyłem wszystkich zgromadzonych, którzy gdy tylko mnie zobaczyli wstali i ukłonili się z szacunkiem. Usiadłem na swoim miejscu i zaraz wszyscy po mnie. Zaczeły się nudne obrady, a ja tylko chociaż trochę próbowałem się na nich skupić. Gdy nagle temat zmienił się bardzo szybko.

- Alfo, niedługo już będę miał ten zaszczyt, aby mówić do ciebie synu.

Odezwał się ojciec Kylie, a ja na jego słowa skrzywiłem się lekko. Miałem do tego człowieka szacunek, był betą mojego ojca i wyjątkowo wpływowym człowiekiem, a także przyjacielem rodziny. Skinąłem tylko głową i dalej nic nie mówiłem.

- A jak przygotowania do zaręczyn? Mam nadzieję, że niedługo już wszyscy usłyszymy dobrą nowinę.

Powiedział znowu. Widze, że dzisiaj nie daję za wygraną.

- Jak narazie nie mam do tego głowy, mam dużo pracy.

Odpowiedziałem, mając nadzieję, że wybrnąłem  sprytnie z tego tematu.

- Kylie już się nie może doczekać, widzę, że się niecierpliwy. Ma nadzieję, że oświadczysz się jej jeszcze w tym tygodniu.

Osłupiałem, co do cholery? W tym tygodniu? Ta kobieta jest chora, znowu mu nagadała, żeby mnie przekonał i to jeszcze przy wszystkich.

- Niestety, ale to nie możliwe.

- Co? Dlaczego? Moja córka zasługuję na to co najlepsze, Alfo, rada i ja uznaliśmy, że ten tydzień jest odpowiedni na zaręczyny.

- Słucham?!

Nie, no już teraz to przesadzili. Najpier wybierają mi partnerkę, a teraz jeszcze będą mi mówić kiedy mam się jej oświadczyć?!

- Alfo, masz 24 lata, moim zdaniem już czas najwyższy na założenie rodziny i oczywiście na narodziny dziedzica.

- Co do cholery?! Posłuchajcie mnie raz, a dobrze, Nigdy ale to nigdy nie ożenie się z tą kobietą.

- Co? Alfo co ty mówisz..

- Własnie jestem do cholery alfą czy nie? To ja tu ustalam główne prawa i to ja będe ustalać kiedy założę rodzinę i z kim.

- Ale Alfo my mamy już wszystko uzgodnione.

- Chyba nie ze mną, a jak narazie najwięcej do mówienia mam tu ja.

Alex patrzał na mnie z dumą i wzrokiem mającym dodać mi jeszcze więcej odwagi. Reszta patrzała na mnie z zaskoczeniem, a ojciec Kylie z wściekłością.

- To jakis absurd! Moja córka, wyjdzie za alfę i koniec gadania.

Ryknąłem juz z wściekłości, dlatego na twarzach niektórych można było dostrzec strach.

- Spokojnie Charle, na pewno zaszło jakieś nieporozumienie, prawda synu?

Spojrzał na mnie wyczekując odpowiedzi, która go zadowoli, ale takiej nie dostanie.

- Nie, nie będe z pańską córką, nawet jeżeli miałbym przestać być alfą.

Sam nie wierze, ze to powiedziałem, ale miałem jedną osobę w głowie, Lilian, wyobraziłem sobie z nią spokojnie życie. Wyobraziłem sobie siebie jako.. człowieka, który wyrzekł się drugiej strony siebie dla niej.. ta dziewczyna cholernie źle na mnie wpływa.

- Co.. co ty mówisz John..

Tym razem odezwał się Alex, ale wiem, że po czasie nawet taką decyzje by zrozumiał.

- Mało tego, sądzę, że jeżeli jestem alfą mam do ustanowienia kilka nowych praw.

Powiedziałem już bardziej spokojnie.

- Ty się nie nadajesz na alfę, a moja córka na ciebie nie zasługuje, jest silną i niezależną kobietą, co ci się w niej nie podoba, przecież byłaby idealną żoną i matką.

- Chyba w snach.



Chcę być sama.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz