Rozdział 33

11.6K 350 30
                                    

<John>

Wciagnąłem powietrze, spojrzałem na ich twarze, na ich niechęć do mnie. Jaka by musiałabyć przemowa, żeby zmienić ich decyzję?

- Cieszę się, że tutaj jesteście. Widzę, że wspólnie dbamy o dobro tej osady. Wiem jak ważny był dla was alfa Edward i wiem, że to właśnie mnie obwiniacie za jego śmierć. Jednak co byście zrobili, gdyby waszej rodzinie groziło niebezpieczeństwo? No właśnie wyeliminowali byście je. To właśnie zrobiłem.

Cisza, nic nie mówią. Co jest gorsze? Cisza czy hałas. Mnie osobiście bardziej przeraża cisza

- Więc pytam się was, czego ode mnie wymagacie?

Spojrzałem na nich, ale oni stali jak osłupieni. Nikt nic nie mówił, ale ich wyraz twarzy mówił wszystko. Spojrzałem na Alexa, który uśmiechał się do mnie pocieszająco. Lilian miała rację, mogłem ją wziąść że sobą.

- Chcemy wolnej watahy, która nie będzie połączona z twoją! Chcemy mieć zachowaną naszą kulturę i swoją nazwę.

- Dobrze nie połącze swojej watahy z tą. Chcę być waszym alfą, nie tyranem.

Uciszyli się. Może wcale nie będzie tak źle? Może w końcu ich przekonam.

Z tłumu wyłoniła się dziewczyna, jestem pewien, że kogoś mi przypominała. Zaczęła zmierzać w moją stronę.

- Chcemy wolności i twojej śmierci!

Usłyszałem strzał, potem hałas, zamieszanie. Obracałem się zdezorientowany. Potem upadłem i była tylko krew i ciemność.

<Alex>

Podbiegłem do Johna od razu. Był nieprzytomny. Zacząłem panikować. Cholera, co teraz?

- Szybko zawołajcie pomoc, lekarza. Kogokolwiek!

Ludzie albo uciekali, albo stali jak wryci patrząc się na tą całą sytuację.

- Jestem lekarzem, odsuń się.

Posłusznie wstałem i stanąłem kawałek dalej, patrząc jak mój przyjaciel z sekundy na sekundę robi się coraz bladszy.

- Wyjdzie z tego?

- Mocno krwawi, bierzemy go do szpitala.

- Idę z wami.

W szpitalu, nie mogłem wejść do sali operacyjnej. Więc krótko mówiąc byłem bezużyteczny. 10 minut temu zadzwoniłem do Lilian płakała i to bardzo, wcale jej się nie dziwię, kto normalny ma taki tydzień?

Powiadomiłem 10 naszych ludzi, aby tu przyjechali. Od razu mówiłem Johnowi, że ma z nami jechać jakakolwiek obstawa, jednak on uznał, że jak wejdziemy z ludźmi z bronią to będzie to źle odebrane przez innych. Może i miał rację, ale przynajmniej teraz nie byłoby takiej sytuacji. Czekałem na Lilian i Elizę, aż przyjadą lecz najpierw pojawiło się 10 uzbrojonych naszych.

- Słuchajcie dzielimy się na dwie grupy. Pięciu zostaje tutaj i pilnuje Alfy, nikt nie ma prawa do niego wejść oczywiście oprócz rodziny. Nie możemy ryzykować. Reszta idzie ze mną. Trzeba złapać tą dziewczynę, która postrzeliła Alfę.

<Lilian>

Jadę właśnie z Elizą i jej mężem do tej przeklętej osady. Jak tam wejdę to zrobię im taką wojnę jakiej jeszcze nie widzieli. Co oni sobie wyobrażają? Najpierw wojna, teraz to? John ma przed sobą ciężką operacje. Jestem tak załamana, że ledwo siedzę w tym samochodzie. Ręce mi drżą i wypłakałam już morze łez. Eliza siedzi z przodu, a jej mąż Michael prowadzi dzielnie samochód, wysluchując szereg przekleństw w kierunku byłej watahy Edwarda. Ja sama czuję, że zaraz wybuchnę, jednak przez ten szok nie potrafię nawet powiedzieć słowa. Ile ja jeszcze jestem w stanie wytrzymać? Kiedy to wszystko wreszcie się skończy.

<Alex>

Szliśmy przez las, szukając naszego zbiega. Mieliśmy dobry trop i mieliśmy nadzieję, że szybko złapiemy tą wariatkę. Obiecuję sobie, że jak ją dorwę to osobiście sam ją przesłucham i nie będzie to miłe spotkanie. Rada powiedziała nam, że była to siostra Edwarda. Nie wiem jakim cudem udało nam się ominąć tak ważny fakt, że nasz Edi miał siostrę. Czułem, że rada nam nie mówiła całej prawdy, ale nie miałem czasu na nich naciskać, mam zamiar zrobić to później jak dorwę tą małolatę.

Nie wiem ile już tak czasu szliśmy, ale wydawało mi się, że minęła wieczność. Co jakiś czas dzwoniłem, czy jest już po operacji. Jednak ona dalej trwała, a na dodatek nie było żadnych nowych wiadomości o stanie zdrowia Johna. Lilian mnie zabije jak tylko się tam pojawię. Lecz teraz ich wszystkich nie zawiodę, znajdę tą kretynkę i już współczuję jej, jak mnie zobaczy.

Nagle usłyszałem szelest, dałem znak chłopakom, że mają być cicho. Nie zmieniliśmy się w wilki, chciałem w razie ucieczki postrzelić ją i szybko załatwić sprawę.

Zmierzałem w kierunku dźwięku, odsunąłem krzaki i dałem dwa kroki. Nagle z krzaków wybiegł jeleń na co odskoczyłem. Cholera jasna. Rozejrzałem się dookoła. Nie mogliśmy jej zgubić przecież byliśmy już tak blisko.

Nagle usłyszałem nadbiegające zwierzę. Naprawdę, co tym razem stado jeleni?

Odwróciłem się i zobaczyłem wilczycę, która skoczyła na jednego z moich ludzi, wbijając mu w bark swoje kły. Od razu wyciągnąłem pistolet. Jednak ona w locie przemieniła się w człowieka. Jej peleryna opadła na jej ciało. Podbiegła do mnie, wyrywając mi pistolet z ręki. Przeszedł mnie dresz. Co to było?

Chwilę stałem zszokowany, a kiedy w końcu się ocknąłem zobaczyłem, jak moi ludzie biegną za nią. Zaatakowała nas? Tylko po co? Była aż tak głupia? Podbiegłem razem z nimi, byliśmy od niej o parę kroków. Kiedy stanęła nad przepaścią, nie miała już żadnej drogi ucieczki. Otoczyliśmy ją, a ona odwróciła się do nas unosząc dumnie głowę. Nasz wzrok spotkał się. Wtedy  poczułem jak, serce zaczęło bić szybciej. To tylko adrenalina i wyrzuty sumienia przed tym jak mam zamiar zabić człowieka. Uniosłem pistolet i skierowałem, prosto na nią. Zamknęła na chwilę oczy, jednak potem je otworzyła. Patrzałem na koniec lufy, nie na jej oczy. Bałem się, że wymieknę, a przecież ona próbowała zabić mojego Alfę, przyjaciela, brata. Nie mogę jej tego darować. Próbowałem strzelić, ale nie mogłem, coś mi nie pozwalało. Cholera Alex teraz właśnie w takim momencie, obudziło się twoje jakże dobre serce i litość. Nie ja nie mam litości, nie wobec niej. John to jedyna rodzina jaką mam, a teraz ją mogę stracić.

W końcu nie wytrzymałem, nadal trzymając pistolet wymierzone w nią, spojrzałem w jej oczy. Wszystko zniknęło, cały świat,była tylko ona, to nie litość, to nie moje cholerne dobre serce, to nie uczynność, którą zazwyczaj mam do ludzi.

Opuściłem pistolet, głowę spuściłem na dół. Nie dam rady.

Nie mogę zabić własnej mate.

---

Hej kochani!

Nieźle się porobiło prawda? 😲💗
Mam nadzieję, że podoba wam się zwrot akcji!
Czekam na wasze komentarze!

Chcę być sama.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz