Maraton 3/5
<Lilian>
- Nie będzie miał już po kogo wracać.
Przeszedł mnie dreszcz, co oni chcą ze mną zrobić. Teraz właściwie to nie ma znaczenie chcę uratować Johna, muszę go uratować.
- Czy będę go mogła zobaczyć?
Spojrzałam na Petera z nadzieją w oczach. On spojrzał na mnie sceptycznie.
- Raczej nie.
Ból przeszedł mnie po całym ciele, już nigdy go nie zobaczę. Jego uśmiechu, jego pięknych oczu, które od razu przykuły moją uwagę. Nigdy już nie powiem, że go kocham.. Mam nadzieję, że sobie poradzi.
Kiedy o tym myślałam łzy leciały po moich policzkach, a serce biło zbyt szybko.
Jeden ze strażników podszedł do mnie i złapał mnie za ramię, spojrzałam na niego.
- Walczmy, nie poddawajmy się, przecież to nie może się tak skończyć.
Spojrzałam na nich i uśmiechnęłam się, aby chodź trochę dodać im otuchy.
- Nie możemy walczyć, nie poświęce waszego życia. Musicie wrócić do osady, bronić kobiet i dzieci, ja muszę pójść z Peterem.
Ledwo wypowiedziałam to zdanie, a po ciele przeszedł ogromny dreszcz. Tak bardzo się bałam, ale teraz nie mogę tego okazać. Najlepiej zamknełabym się w pokoju i płakała tak długo, aż poczuje się lepiej. To już nigdy nie będzie możliwe.
- Luno, nie ty nie możesz odejść! Alfa się załamie!
- Jeżeli nie pójdę to alfa, nawet nie wróci. Muszę się pospieszyć, żeby żył, żeby dalej żądził. Nie martwcie się i przekażcie innym, że niedługo alfa wróci. Pozdrówcie ode mnie dzieciaki.
W oczach zbierały się łzy, więc szybko się od nich odwróciłam i podążałam za Peterem. Mężczyzna zmienił się w wilka i kazał wsiąść na jego grzbiet. Dreszcz obrzydzenia, był nie do opanowania. Gdyby nie to, że robię to dla Johna wolałabym umrzeć niż dobrowolnie dotknąć Petera. Wsiadłam, a on ruszył, łzy leciały po moich policzkach, jednak i tak nie okazywały mojego wewnętrznego bólu. Tak naprawdę chciałam krzyczeć, wyżyć się na czymś, uderzyć w coś, ale nie mogłam. Przegrałam swoje życie, teraz mogę uratować tylko życie Alfy.
Stanęliśmy przed pałacem, strażnik zaprowadził mnie do wejścia, gdzie następnie, skierowaliśmy się do gabinetu Edwarda. Pałac był bogato urządzony, ale był taki surowy, nasz wyglądał o wiele radośniej. Nasz.. Już nie nasz..
Weszliśmy do gabinetu, od razu rzuciła mi się osoba siedząca na środku pomieszczenia za biurkiem, Edward. Zaczęłam się rozglądać.
Zobaczyłam Kylie, nie wiem dlaczego się zdziwiłam, przecież to było wiadome.
Blondynka uśmiechnęła się do mnie szeroko, a ja odwróciła wzrok. Edward podszedł do mnie i wyciągnął dłoń, uniósł mój podbródek i spojrzał mi prosto w oczy.
- Nie dziwię się mu, że tak wariuje. Jesteś naprawdę piękną kobietą. Szkoda, że już jestem zajęty.
Spojrzał na Kylie, a ja wytrzeszczyłam oczy. Boże jak ja mogłam na to nie wpaść? Przecież to było takie oczywiste!
CZYTASZ
Chcę być sama.
WerewolfStoje tam i czuje strach, za dużo ludzi i jeszcze wszyscy patrzą na mnie. To przez to czuje sie,jeszcze gorzej niż powinnam. Patrzę przed siebie i nie zwracam na nic uwagi.Czuje pustkę.. nie smutek, rozpaczy czy bezsilności tylko pustkę. Śnieg.. wsz...