Rozdział 40

10K 367 3
                                    

<Lilian>

Minęły dwa tygodnie od porodu Elizy.
Mały Maximilian jest już z nami i jest naprawdę rozskosznym dzieckiem. Jest zdrowy i uroczy, a ja jako jego przyszła matka chrzestna będę go rozpieszcza jak tylko się da. Eliza jednak nie widzi słodkości swojego małego synka, nie interesuje się nim wogóle, nawet nie chce go wziąść na ręce. Tydzień leżała w domu i do nikogo się nie odzywała, lekarz który odbierał jej poród stwierdził, że ma silną depresję po porodową. Chcieliśmy wszyscy wziąść ją do psychologa, albo w jaki kolwiek sposób jej pomóc, jednak ona udaje, że wszystko jest w porządku. Od tygodnia pracuje już w szpitalu, chociaż dostała urlop na czas nie określony, jednak ona zamiast nie przychodzić do szpitala wcale, siedzi w nim czasem nawet po dwanaście godzin. Próbuje z nią rozmawiać na wszystkie sposoby jednak ona, albo mi wogóle nie odpowiada, albo tylko mruknie coś pod nosem i idzie dalej. Czasem wydaje mi się, że wogole udaje, że nie była w ciąży. Małego unika jak ognia, a o swojej córce nie wspomina. Pogrzeb małej odbył się dwa dni po porodzie. Przyszła na niego tylko najbliższa rodzina. To był ostatni dzień kiedy Eliza okazywał swoje uczucia, od pogrzebu wydaje się jakby pozbyła się wszystkich ludzkich odczuć. Często po pracy przemienia się w wilka i biega, nie ma jej godzinami. Michael szuka ją i próbuje panować nad nią jak się da, jednak teraz wszystko jest na jego głowie, a sam nie jest w najlepszym stanie psychicznym. Dlatego wspólnie postanowiliśmy, że to ja będę opiekować się małym. Do czasu aż Eliza będzie w stanie się nim opiekować, jednak naprawdę nikt nie wie kiedy to będzie. Przez to całe zamieszanie, prawie każdy zapomniał o sprawie Alison, jednak John pomimo smutku, jaki trzyma w sercu, obiecał zająć się tą sprawą. Jak narazie wszystko idzie w dobrym kierunku, Alison już nie spędza czasu w więzieniu, tylko w jednym z pokoi w pałacu. Jednak jej relacje z Alexem z tego co wiem dalej są napięte i nie idą  jak narazie w dobra stronę. Sama ja nie miałam czasu porozmawiać z moją starą przyjaciółką ze szkoły. Strasznie chciałabym odnowić z nią kontakt i dowiedzieć się wszystko co się stało, ale od kiedy zajmuje się Maxem nie myślę o niczym innym jak o nim.

Stałam w łazience, przed lustrem i patrzyłam na swoje spuchłe oczy. Nie byłam przygotowana na swoje szybsze macierzyństwo. Wręcz spadło to na mnie znienacka. Wzięłam urlop w mojej pracy na miesiąc, jednak już wiem, że będę go musiała przedłużyć. Mały potrzebuje dużo uwagi, chociaż wszyscy sądzą, że biegam przy nim aż za dużo,ale nie chce, żeby miał za mało miłości czy czułości, tylko dlatego że jego mała siostrzyczka umarła. On tutaj jest i nadal żyje i trzeba się nim zająć. Westchnęła i przemyłam twarz. Usłyszałam płacz małego z pokoju, więc wytarłam twarz i chciałam już wyjść, kiedy płacz ustał. Wybiegłam przestraszona, spodziewają się już najgorszego, kiedy zobaczyłam najpiękniejszy obrazek. John trzymał małego i uśmiechał się do niego, robiąc jakieś miny, na co mały uśmiechał się. Westchnęłam i  podeszła bliżej i oparła głowę o ramię Johna.

- Boję się.

Powiedziałam nawet nie myśląc o tym, czy powinnam mu o tym powiedzieć.

John przeniósł na mnie wzrok, przez co mały pokazał swoje niezadowolenie i zrobił śmieszna minę, na co się lekko uśmiechnęłam.

John pocałował małego w czoło i odłożył go do łóżeczka, wziął mnie na ręce, na co ze zdziwienia zapiszczałam  i położył mnie na łóżku, położył się obok mnie i przytulił mnie mocno do siebie.

- Co się dzieje?

Powiedział, a ja westchnęłam. W tamtym momencie naprawdę wolałabym gdyby mnie nie słyszał.

Spojrzałam mu w oczy,ale potem spusciłam wzrok.

- Czego się boisz?

Zapytał raz jeszcze, a ja usiadłam na łóżku i oplotłam moje nogi ramionami.

- Boję się o Elizę, że z tego nie wyjdzie że Max nie będzie miał mamy, no ale najbardziej.. O nasze dziecko.

Powiedziałam ciszej i zamknęła oczy, naprawdę starałam się nie płakać, ale byłam tym wszystkim zmęczona.

- Co chcesz przez to powiedzieć?

- Co jeśli.. W trakcie mojego porodu.. No wiesz..

Nie byłam w stanie powiedzieć moich myśli. John chyba na początku nie rozumiał, albo nie chciał rozumieć. Jednak po czasie spojrzał na mnie i otworzył szeroko oczy.

- Nigdy tak nie mów, nasze dziecko będzie całe i zdrowe obiecuję ci to.

Powiedział czule i odgarnął mi kosmyk włosów z twarzy.

- Skąd to możesz wiedzieć? Z Elizy ciążą też było wszystko dobrze, a potem? Nagle.. Nawet nie jestem w stanie tego powiedzieć.

Zlapałam się za głowę, ale John wziął mi ręce i objął mnie mocno.

Potem złapał mnie za mój nadal jeszcze mały brzuszek i lekko go pogłaskał.

- Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Nie martw się, Eliza z tego też wyjdzie. Takie przypadki zdarzają się, ale mało kiedy. Nie myśl o tym.

Powiedział i próbował się uśmiechnąć chociaż widziałam, że słabo mu to wychodzi. Sam był przybity tym wszystkim, Eliza była jego siostrą, stracił kogoś z rodziny.

- Przepraszam.. Mówię tylko jak ja się czuję, a ty napewno sam czujesz się baznadziejnie.

- To nie tak.. Ja muszę być silny jestem alfą, nie mogę się smucić. Powinienem być silny i wspierać przede wszystkim moją rodzinę.

Położyłam dłoń na jego policzku, na co on pocałował wierzch mojej dłoni.
Uśmiechnęłam się, a on zetknął moje czoło z jego i splątał nasze dłonie. Nasze oddechy się zmieszały, a serce zabiło mi szybciej. W końcu poczułam jego wargi na swoich i zamruczałam zadowolona, pociągnełam jego końcówki włosów na co, on jeknął. Tak bardzo mi go brakowało, teraz kiedy już jest w domu, cieszę się,że mam go przy sobie. Jego ręce powedrowały na mój brzuch, a później pod koszulkę. Postanowiłam mu się odwdzięczyć i teraz moje dłonie błądziły po jego torsie, John już zbliżał dłonie do ściągnięcia mi koszulki, kiedy mały zaczął płakać. Oderwalisny się od siebie i spojrzelismy na siebie zdziwieni, jakbyśmy zapomnieli o całym otaczającym nas świecie.
Usmiechnelismy się do siebie, a potem ja wstałam i wzięłam małego na ręce, w celu przewinienia go, bo zgadywałam że właśnie to było powodem jego przebudzenia się. John obserwował, jak przewijałam Maxa, potem wstał i objął mnie od tyłu.

- Wiesz.. Chyba będę musiał się przyzwyczaić, że nie długo nie będziesz tylko moja i ktoś będzie nam przerywał.

Mówiąc to położył dłonie na moich brzuchu, a ja zaśmiałam się.

Muszę sobie przyznać, że właśnie tak wyobrażam sobie naszą przyszłość. John, ja i nasze dziecko, które będzie naszym małym światem. Ta dwójka już nie długo stanie się jedyną moją rodziną, jednocześnie najważniejszą.

- Staniemy się wszyscy rodziną prawda?

Spytałam odkładając małego Maxa do łóżeczka.

- Nie Lilian, my już jesteśmy rodziną.

Chcę być sama.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz