Rozdział 32

12.9K 388 16
                                    

<Lilian>

Leżałam na łóżku, była godzina 22. Próbowałam za wszelką cenę zasnąć, ale od kiedy wróciliśmy dwa dni temu do osady, miałam koszmary nocne. Przed oczami miałam ciało Edwarda, albo siebie trzymającą pistolet. Nocami budziła się z krzykiem, potrafiłam płakać przez sen. John starał się jakoś, abym zapomniała o tych okropnych wspomnieniach, ale nie było mi łatwo. O ostatnich wydarzeniach przypominała mi twarz Petera, który teraz był w zamknięciu. Jakby było mało problemów, na głowie miałam Kylie. Nie przepadam, za tą wariatką, ale serce mi się kraja jak widzę jej stan. Nie odzywa się do nikogo, jedyne co robi to patrzy na zdjęcie Edwarda, nie chce nic jeść, a przecież jest w ciąży, powinna myśleć głównie o dziecku. Właśnie dziecku.. Zrobiłam test i już na pewno wiadomo, że jestem w ciąży. John skakał z radości, a ja?. Sama nie wiem, boję się. Nie sądzę, żebym była gotowa na macierzyństwo. Chociaż, czy można być na to gotowym?.
W takich sytuacjach zazwyczaj powinna pomoc mi mama.. Szkoda, że nie zobaczy swojego wnuka lub wnuczki. John ciągle mówi, że to będzie dziewczynka. Ja nie mam pojęcia.

Może się wydawać, że teraz moje życie to sielanka, kochany chłopak, wspaniała wataha i dziecko w drodzę. Jednak nie wygląda to tak kolorowo. Wataha Edwarda, którą przejęliśmy po jego śmierci, zaczęła się buntować. Powiedziała, że nie chce alfy, który zamordował ich władcę. John starał się przyjaźnie rozwiązać konflikt, aby go zaakceptowali. Jednak większość z nich dalej jest na nie.

Za to ja przez te problemy, nie mogę zmrużyć oczu przez całą noc. Wstałam, zniechęcona. Wyszłam z pokoju i stanęłam na korytarzu. Usłyszałam krzyk. Znowu to samo. Przewróciłam oczami i poszłam do Kylie. Ta kobieta doprowadzi mnie kiedyś do szału. Trzy kobiety w ciąży, w jednym pałacu, jeszcze jedna z nich jest przyszłą matką bliźniaków. To naprawdę jest wybuchowe połączenie. Weszłam do jej pokoju, jednak jej tam nie było. Skierowała się do łazienki, gdzie paliło się światło, spojrzałam na dziewczynę stała, przed lustrem z nożyczkami w ręce.

- Kylie, oddaj mi to.

- Idź stąd, co ty możesz wiedzieć. Masz wszystko.

- Ty też możesz mieć wszystko w życiu, tylko oddaj mi te nożyczki.

W myślach już przywołałam Johna, mam nadzieję, że on ją jakoś przekona.

- Ja wszystko? Ja już miałam wszystko. Swojego mate, miłość, rodzinę. Teraz? Teraz zostanę samotną matką, w wrogej osadzie, gdzie wszyscy mnie nienawidzą.

- Kylie proszę cię, pomyśl o dziecku. Edward napewno by chciał, żeby jego córka, miała matkę.

- Miała by też ojca gdyby nie ty!

Podbiegła do mnie z nożyczkami, a mi zrobiło się słabo, automatycznie chroniłam mój brzuch, kiedy już była tak blisko, upadłam na podłogę i cofając się do tyłu, w końcu spotkałam się z ścianą.

- Dość tego! Kylie w tej chwili odsuń się od Lilian i odłóż nożyczki.

Kylie spojrzała, prosto w oczy Johnowi, a ja czułam jak zbierają mi się łzy do oczy. Cholera ile razy w ciągu tygodnia można mieć zagrożenie życia?

Kylie podeszła do Johna, ale po drodzę odłożyła nożyczki. Spojrzałam na nich.

- Powiem ci coś John, ja kiedyś też miałam wszystko, tak jak ty. Teraz nie mam nic. Szykuj się na koniec twojego idealnego życia.

Wymineła go i wyszła, a ja odetchnełam ze spokojem.

John podbiegł do mnie i złapał za rękę.

- Nic ci nie jest?

Oparłam się o jego ramię i wstałam.

-Nie no spoko, przyzwyczaiłam się, że ja i twoja była, że tak powiem nie przypadłyśmy sobie do gustu.

Uśmiechnęłam się, a on to odwzajemnił.

Pomógł mi wstać i razem zaczęliśmy zmierzać do sypialni.

- Powinnaś już spać, kobiety w ciąży potrzebują dużo odpoczynku, czytałem, że..

- Bla, bla, bla powiedział pracoholik, który pracuje 24 na 24.

- Kochanie, muszę o ciebie dbać.

- Jeżeli chcesz o mnie dbać to chodź, ze mną spać, przecież wiesz, że nie mogę zasnąć.

- Ale ja jeszcze miałem..

- Proszę..

Spojrzałam na niego robiąc wielkie oczy i łapiac się za brzuch. To zawsze działa.

- No dobrze..

I znowu działa.

Uśmiechnęłam się sama do siebie.

--
<John>

Rano wstałem dość szybko. Lilian spała tej nocy trochę lepiej. Martwiłem się, o nią okropnie, ale nie mogłem siedzieć przy niej cały czas, chociaż bardzo tego chciałem. Dzisiaj jadę do drugiej watahy, jeszcze raz spróbować przemówić im wszystkim do rozsądku. Wiem, że będzie ciężko, ale muszę spróbować. Nie chcę, żeby pamiętali mnie, jako władcę tyrana, który przejął ich osadę. Wyszedłem z pokoju, jeszcze raz spoglądając na Lilian. Skierowałem się do mojego biura, gdzie powinien czekać już na mnie Alex.

- Cześć John, wyglądasz okropnie.

Spojrzał na mnie i roześmiał się.

- Dzięki stary, bardzo pomagasz.

- John wyglądasz jakbyś całą noc niańczył dziecko, a z tego co wiem to dopiero przed tobą. Pracuj do późna tak dalej, a się wykończysz.

- Jak dziecko się urodzi, to wszystko się zmieni.

Uśmiechnąłem się na samą myśl, tak bardzo cieszyłem się, że będę ojcem. Naprawdę nie myślałem, że tak zaaraguje, ale naprawdę dawno nic mnie tak nie uszczęśliwiło. Naprawdę chcę być dobrym ojcem i oczywiście odpowiedzialnym. Będę się starać z całych sił, żeby się to udało.

- To co jedziemy?

Wyrwał mnie z myśli głos Alexa, zeszliśmy na dół i udaliśmy się do samochodu.

Pierwszy raz denerwowałem się przemową publiczną. Nie zależało mi na ich ziemi. Jednak oni właśnie tak uważali. Chodziło mi głównie o nich, jeżeli wybiorą sobie byle kogo na przywódcę, będzie to trochę ryzykowne.

Alex odpalił samochód i wyjechaliśmy z głównego placu.
Spojrzałem na moje kartki z przemową, ćwiczyłem wczoraj naprawdę długo swoją wypowiedź. Jednak czuje, że to jeszcze nie to.

Rzuciłem kartki na tylne siedzenia samochodu i głośno westchnąłem.

- Denerwujesz się?

- Jak cholera.

- To do ciebie nie podobne. Po co ci te kartki? Powiedz im to co czujesz i tyle.

Spojrzałem na niego. Czasem naprawdę się zastanawiam co, by było ze mną gdyby nie on. Zawsze mnie wspierał nawet w najgorszej sytuacji. Traktowałem go jak mojego brata.

Droga minęła nam szybko, wyszliśmy z samochodu. Alex poklepał mnie jeszcze raz po ramieniu, aby dodać mi otuchy. Weszliśmy do pałacu, od ostatniego razu dużo się działo w tym miejscu. Od razu zleciłem naprawę szkód i mam nadzieję, że nie długo to miejsce będzie wyglądało nawet lepiej niż poprzednio. Wyszedłem na dziedziniec. Przywitałem się z główną radą watahy. Znali cała sytuację, byli po mojej stronie, ale tylko ze względu na ich samych. Nie mam zamiaru zwalniać ich z pozycji, a inny alfa napewno wprowadziłby tu nowe rządy.

Stanąłem przed tymi wszystkimi ludźmi, spojrzałem na nich próbując się uspokoić.

Uśmiechnąłem się sam do siebie.

Bitwę wygrałem, teraz czas wygrać wojnę.





Chcę być sama.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz