Rozdział 31

11.9K 396 24
                                    

Maraton 5/5

<John>

Ja chyba się, przesłyszałem, patrzyłem na nią, a do moich oczu zbierały się łzy, zostanę ojcem?. Czy ten dzień, który wydawał się być najgorszym dniem na świecie, może się okazać najszczesliwszym?

Będziemy mieć dziecko. Boże zostanę ojcem!

Uśmiechnąłem się do niej, a ona do mnie. Peter wydawał się blady bałem się, że coś jej zrobi. Patrzyłem na niego nie pewnie. Kiedy zobaczyłem jak wyciąga nóż i jednym ruchem wymierza w Lilian, poczułem taki ogromny gniew, nagle dostałem siłę, a w mojej głowie słyszałem tylko jedno zdanie chrońić Lilian

Wszystko działo się jak w zwolnionym tęmpie, rozerwałem łańcuchy, przemieniając się przy tym w wilka, skoczyłem mu na plecy zanim zdarzył się zorientować co się dzieję. Chciałem go ugryść w szyję, ale osunąłem się i ugryzłem go w ramię, zawył z bólu. Przemienił się w wilka i teraz staliśmy przed sobą, mierząc się wzrokiem. Zastanawiałem się dlaczego jeszcze nie wleciał tu Edward z pomocą, całe pomieszczenie było wręcz obładowane kamerami, więc napewno widział całe zajście. Peter ruszył na mnie pierwszy, uniknąłem zwinie jego ataku odskakując w bok. Musiałem go pokonać sprytem, a nie siłą, bo na to byłem niestety teraz za słaby. Rzucił się na mnie ponownie, a ja wykorzystując moment, odbiłem się w bok rzucając się mu na plecy. Ugryzłem go w kręgosłup na co zawył z bólu. Zrzucił mnie z pleców, a ja upadłem na ziemię. Normalnie byłby to upadek po, którym  szybko i zwinie bym wstał, ale w tym przypadku było ciężko mi się nawet podnieść. Peter wykorzystał okazję i usiadł na mnie, ugryzł mnie w klatkę piersiową, na co obróciłem go i zrzuciłem go z siebie. Słyszałem ja Lilian próbowała się uwolnić, ponieważ kluczyki od kłódki, leżały na szafce obok, dziewczyna w końcu się do nich dorwała, a ja tymczasem ugryzłem mojego napastnika w bark. Lilian uwolniła się i zaczęła ściągać z siebie łańcuchy, cały czas sączyła się z niej krew, modliłem się, żeby tylko nie zemdlała.

<Lilian>

Kiedy się uwolniłam, od razu pobiegła do szafki obok, zaczęłam otwierać wszystkie szuflady i wyrzucać z nich rzeczy. Kiedy w końcu znalazłam to co chciałam, drzwi gwałtownie się otworzyły, a w nich stanął Edward, bez namysłu skierowała w jego stronę pistolet i zamykając oczy wystrzeliłam.

Huk wystrzału rozniósł się po całym pomieszczeniu, Peter i John spojrzeli w stronę drzwi. Nie chybiłam. Edward leżał, a na jego koszulce rozniósła się już spora plama krwi. Peter od razu podbiegł do niego, a ja stałam jak wryta. Strzeliłam w człowieka.. Zrobiło mi się słabo i oparłam się o szafkę. Peter wstał i zaczął się do mnie zbliżać.

- Ty pieprzona dzi..

Nie dane mu było dokończyć bo John zaszedł go od tyłu i zaczął dusić. Oparłam się o ścianę i zsunełam się na dół, łapiąc się przy tym za brzuch i próbując się jakoś uspokoić. Patrzałam na Edwarda, żył. Jeszcze..

Przysunełam się do niego i spojrzałam w oczy.

- Lilian.. Proszę.. Kylie jest w ciąży nie róbcie jej krzywdy..

- Cii.. Nie zrobimy..

- Będę miał córkę, szkoda, że nigdy jej nie zobaczę.

Uśmiechnął się, a krew zaczynała sączyć się z jego ust.

- Lili przepraszam..

I zamknął oczy, nie oddychał, odszedł.

- Ja też przepraszam.

Odsunełam się i spojrzałam na Petera i Johna, oby dwaj byli już wyczerpani, kiedy w pewnym momencie, Peter wyjął nóż stanęłam jak wryta, drzwi się otworzyły, a w nich stanął Alex, rzucił się na Petera i w końcu  wspólnymi siłami związali go. Stałam tam, tak zszokowana. Nie potrafiłam się ruszyć, kiedy jednak moje oczy spotkały oczy Johna, już nic się nie liczyło. Pobiegłam do niego jak najszybciej mogłam i wtuliłam się. Znów płakałam, ciągle płaczę. O wiele za dużo, ale tym razem to ze szczęścia. Boże jestem tu z nim, on jest cały ja też, byłam taka szczęśliwa. Przytulił mnie mocniej, na co lekko syknełam, ponieważ moje nadal świeże rany, bolały cholernie. John od razu ode mnie odskoczył.

- Boli? Przepraszam cię skarbie.

- Spokojnie, zagoi się.

Spojrzał na mnie i uśmiechnął się szeroko.

- Jesteś tu naprawdę, ja myślałem, że.. Ze cie straciłem.. Tak bardzo się bałem.. Ze cie juz nie zobaczę.

Łzy splyneły po jego policzkach, schował twarz w zagłębienia mojej szyi. Pocałował mnie w moje oznaczenie, a ja lekko się uśmiechnęłam. Wiem, że chce udowodnić, że tu jest i zawsze będzie.

- No gołąbeczki, nie chce wam przeszkadzać, ale wojna sama się nie skończy.

Powiedział Alex ciągnąć za sobą Petera w kajdankach. Poszliśmy za nim. Wyszliśmy przed budynek, a tam działa się rześ, nasi walczyli z przeciwnikami. Przeciwnicy ginęli i to masowo. John stanął i wydarł się na cały głos.

- Alfa Edward Anderson nie żyje! Przestańcie walczyć! Koniec wojny!

Nasi zaczęli cieszyć się, klaskać i gwizdać. Naprawdę widać było, że mieli już dość tej walki i cieszą się jak dzieci. Uśmiechnęłam się do nich i naprawdę odczuwałam ich wielkie szczęście. Nasi wrogowie osuneli się padnieci z sił. Widziałam na ich twarzach strach. Nie dziwię się im. Co teraz właściwie mają zrobić, ich ziemię należą teraz do nas, ale nie pozwolę żeby stała się im krzywda.

Wiedziałam, że John nie zrobi im krzywdy walczyli za swojego przywódcę, nie mieli wyjścia.

Teraz jedyne co mnie zastanawiało to Kylie. Nie mogę jej tak teraz poprostu zostawić. Obiecałam Edwardowi. Nigdy ani jego, ani jej nie lubiłam, ale to dziecko, które przyjdzie na świat nie jest niczemu winne.
Cofnełam się i zaczęłam jej szukać. Cholera gdzie ona może być? Wołałam ją, ale nic, wkoncu zauważyłam krew, która ciągnęła się na korytarzu. Poszłam za jej śladem i weszłam do jednego z pomieszczeń. Zobaczyłam Kylie która, miała w dłoniach ciało Edwarda. Strasznie płakała. Musiała go kochać, a ja.. Odebrałam mu życie. Wiem, że do końca dni będę musiała widzieć ten obrazek przed oczami.

- Kylie, jesteś cała?

- Odsuń się! On nie żyje rozumiesz! Nie żyje!

- Wiem Kylie, uspokoj się, wiem, że ci ciężko, ale pomyśl o dobru dziecka.

- W dupie mam to wszystko rozumiesz! To ty! To ty wszystko mi zniszczyłaś, a teraz chcesz zrobić ze mnie samotną matkę? Oszalalaś?

- Kylie, dziecko potrzebuje matki. Uspokoj się, chodź pójdziesz ze mną do watahy.

- Nigdzie z tobą nie pójdę rozumiesz, nie chce żyć!

Krzyknęła, gdy do pokoju wszedł Alex, wziął ją w stylu panny młodej i wyniósł, ona się oczywiście szarpała, ale w końcu jakoś udało się nią wynieść z pałacu.

John podszedł do mnie i oparł głowę o moje czoło.

- Chodź, pojedziemy do szpitala Eliza opatrzył twoje rany.

- Wszystko dobrze.

- Teraz muszę dbać o was dwoje.
-----

Kochani to już koniec maratonu! Mam nadzieję, że spodobał wam się. Przepraszam za wszystkie błędy itd 💕 Następne części za tydzień.
Dobranoc💜

Chcę być sama.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz