Rozdział 9

17.7K 649 87
                                    

Nigdy nie jesteśmy tak biedni, aby nie stać nas było na udzielenie pomocy bliźniemu.

M. Gogol

-Ależ ten czas leci - wzdycha Suzan, przystrajając kolejny zamówiony bukiet- Patrząc na wnuki, Christy, dopiero teraz zauważam, jak stara już jestem.

Spoglądam na nią, a ona się uśmiecha.

-Jesteś dziwnie milcząca, odkąd wyszedł Ashton. Wszystko dobrze, April?

-Oczywiście…

-Posłuchaj, jeśli powiedział Ci coś przykrego, albo uraził cię w jakikolwiek sposób, to powiedz tylko słowo, a już ja mu dam popalić.

Jej słowa sprawiają, że na moje usta wypływa szeroki uśmiech.

Już widzę, jak starsza pani, grozi palcem dorosłemu, postawnemu i dwa razy od niej większemu mężczyźnie.

Tak, ten widok z pewnością jest komiczny .

-No nareszcie się uśmiechnęłaś-kwituje radośnie, a ja kręcę głową-No nic, cieszę się, że powrócił twój dobry humor. Teraz już mogę cię zostawić samą.

-Ym, jak to? Wychodzi pani?

-Nie pani, tylko Suzan, dziecko. Wiem, że jestem stara, ale nie przypominaj mi o tym, bardzo cię proszę.

-Dobrze - uśmiecham się - A więc, wychodzisz, Suzan?

-Tak, wychodzę i zostawiam kwiaciarnię pod twoją opieką. Mam dzisiaj jeszcze sporo spraw do załatwienia i nie wiem czy wrócę na czas zamknięcia, więc proszę, byś ty to zrobiła.

Dziwnie się czuję, z myślą, że zostanę tutaj sama. Ponadto, to zawsze Suzan otwiera i zamyka lokal, więc dziwi mnie dzisiejszy obrót spraw.

Jednakże, zdaję sobie sprawę, że w końcu i tak nadszedłby ten moment, więc trochę się uspokajam.

Co może się stać przez dwie godziny?

No właśnie, raczej nic.

Wyluzuj, April.

Dasz radę.

-W porządku, nie ma problemu - odpowiadam, a ona się uśmiecha

-Świetnie, w takim razie będę się zbierać. Masz klucze, prawda?

-Tak, tak, mam.

-Dobrze, to ja uciekam. Do jutra, słońce - kwituje i wychodzi, uprzednio machając mi dłonią na pożegnanie

Po jej wyjściu, wykańczam bukiety, nawet nie zauważając, szybko upływającego czasu.

Kiedy kończę przygotowywać zamówienia, zegarek wskazuję za piętnaście piątą .

Wynoszę kwiaty do drugiego pomieszczenia i zabieram się za uprzątnięcie bałaganu, którego narobiła w czasie pracy.

-Proszę, proszę, a więc teraz tutaj pracujesz - słyszę głos, dobiegający zza moich pleców

No nie, tylko nie on.

Z całego pieprzonego świata, musiał tutaj przyleźć akurat cholerny Peter.

Niechętnie się odwracam i spoglądam na tego obrzydliwego łajdaka, który jeszcze jakiś czas temu był moim szefem.

-Kwiaciarnia jest już zamknięta, więc wypad stąd - oznajmiam i zakładam ręce na piersi

Jego widok sprawia, że moje wnętrzności się przewracają.

Nienawidzę gnoja, za to, jak potraktował mnie, a później Kate.

-Widzę, że nadal nie nauczyłaś się pokory. Myślisz, że skoro zmieniłaś pracę, to staniesz się kimś innym, niż zwykłą szmatą? Odpowiem za ciebie: nie. Dziwka zawsze pozostanie dziwką, a skoro już o tym mowa, to przydaj się na coś i gadaj, gdzie ukrywa się ta kurwa, Kate.

-Wypierdalaj stąd, natychmiast! - warczę, gotując się ze złości

-Tak, a to niby dlaczego? Zmusisz mnie bym to zrobił? - pyta rozbawiony i zbliża się do mnie, a ja ostrożnie cofam się do tyłu

Zastanawiam się co zrobić, by go stąd wyrzucić. Wiem, że sama nie dam rady, bo ten padalec jest ode mnie większy i silniejszy.

Poza tym, zaczynam się go obawiać. W jego oczach widać czyste szaleństwo. Nie wiem czy coś brał, ale po jego zachowaniu mogę wnioskować, że tak i to wcale nie poprawia mojej gównianej pozycji.

-Pytałem, czy mnie zmusisz, dziwko- mówi rozjuszony i łapie mnie za szyję, odcinając mi dopływ powietrza

Próbuję mu się wyszarpnąć, ale moje ruchy sprawiają, że jego uścisk tylko się zacieśnia.

-Ona może nie, ale ja bardzo chętnie. Puść ją złamasie i zmierz się z kimś równym - słyszę znajomy głos i w tym momencie mam ochotę płakać z radości

Zaskoczony Peter puszcza mnie, po czym odwraca się i staje twarzą w twarz z Ashtonem, który od razu częstuje go prawym sierpowym, sprawiając , że mężczyzna pada na ziemię, plując krwią.

Odsuwam się od nich, oddychając głęboko i rozmasowując obolałą szyję.
Lepiej trzymać się z dala od mężczyzn, którzy akurat się biją.
Tym bardziej, że jeden dopiero co chciał cię udusić.

Zanim Peter zdąży coś zrobić, Ashton łapie go za kurtkę i podnosi do pionu.

Mój oprawca, próbuje mu się wyrwać, ale nie udaje mu się to.

Jego próby walki, także kończą się fiaskiem.

-Posłuchaj mnie teraz uważnie - odzywa się Ashton, tak spokojnie przerażającym głosem, że na moje ciało wypływa gęsia skórka-Jeżeli jeszcze raz się do niej zbliżysz, zagrozisz jej, lub ją zaatakujesz, znajdę cię i sprawię, że będziesz błagał o śmierć. Jeżeli nie wierzysz, spróbuj zrobić jedną z rzeczy, które wymieniłem, a mogę zagwarantować, że nikt nigdy nie znajdzie twojego jebanego truchła.
Nikt nawet nie zorientuje się, że zaginęła taka nic nie znaczącą gnida.
Czy wyraziłem się jasno, panie Hawk?

Peter, który do tej pory nie przejmował się słowami mężczyzny, po usłyszeniu swojego nazwiska przestaje się rzucać, a jego rozbawienie znika, ustępując miejsca przerażeniu.

W sumie nie dziwię mu się, bo skąd do cholery, Ashton zna jego nazwisko?

-Pytałem, czy rozumiesz, debilu- odzywa się ponownie Ashton, który najwyraźniej traci resztki cierpliwości

-Rozumiem- odpowiada Peter, a wtedy mężczyzna go puszcza

-Więc teraz zrób to co powiedziała, April i wypierdalaj stąd- kwituje, a Peter nie zastanawiając się długo wychodzi w pośpiechu, jednocześnie ścierając z twarzy krew

Moje serce bije w takim tempie, że mam wrażenie, iż zaraz wyskoczy z klatki.
Ashton patrzy na mnie, po czym podchodzi bliżej, a ja nie jestem w stanie się nawet ruszyć, choć jestem zajebiście przerażona.

-W porządku? Strasznie zbladłaś, April.

-Nic mi nie jest, chyba-mamroczę- Nie wiem skąd się tutaj wziąłeś, ale gdyby nie ty, to nie wiem jakbym sobie z nim poradziła, więc mimo tego wszystkiego co się tutaj wydarzyło i czego byłam świadkiem, dziękuję - odpowiadam, pewna swoich słów, a on zaczyna się szczerzyć

- Nie ma za co, złośnico-mówi, a na moje usta wypływa delikatny uśmiech

Nadal go nie lubię, ale przynajmniej dzięki niemu nie wylądowałam na oddziale intensywnej terapii.
Mogę tolerować jego obecność, ale z pewnością, wciąż go nie cierpię.





Amor vincit omnia ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz