Rozdział 30

16K 554 90
                                    

Dwa serca, jedno bicie, niech mnie odnajdzie miłość na całe życie.

Melissa Darwood

-Co z nim? - pytam zdenerwowana, mocno ściskając telefon

-Przyjedź i sama zobacz.

-Gdzie jest?

-W barze-oznajmia, a ja wypuszczam nerwowo powietrze - Prześlę Ci adres.

-No dobrze- mamrocze - W takim razie czekam-dodaję i rozłączam się

Po kilku minutach dostaję wiadomość i przez chwilę zastanawiam się co mam zrobić.

Może powinnam zignorować ten telefon? Nie ufam temu Jasonowi, nie po tym co próbował zrobić, ale...

Co jeśli mówi prawdę?

Jeżeli Ashton ma jakieś problemy, to powinnam mu pomóc.

On zrobił dla mnie to samo.

-Cholera - szepcze, po czym ubieram się, łapię torebkę i wychodzę z domu

Po dwudziestu minutach stoję przed barem, który za grosz mi się nie podoba.

-Jednak przyjechałaś - mówi Jason, który wychodzi na zewnątrz

-Jak widać - odpowiadam chłodno - Ashton jest w środku?

-Jest i raczej nie ma zamiaru szybko wychodzić - kwituje, a ja przyglądam mu się uważnie, próbując stwierdzić czy nie kłamie - Spokojnie, nic ci nie zrobię. Ten kretyn poćwiartował by mnie, gdybym znowu coś wywinął- dodaje, a ja uśmiecham się w duchu

-Nie narzekałabym- stwierdzam pewnie, a on dziwnie się uśmiecha, po czym wskazuje bar

Wypuszczam drżący oddech i wchodzę do środka.

Ten przybytek nie podobał mi się z zewnątrz, a w środku wcale nie jest lepiej.

Nie dość, że cuchnie tu alkoholem i papierosami, to są tu sami podejrzani faceci .

Rozglądam się i po chwili zauważam mężczyznę, którego szukam.

Podchodzę do niego i od razu stwierdzam, że jest pijany.

-Ashton? - zaczynam, a on spogląda na mnie i uśmiecha się

-Kurwa, ten alkohol jest zajebisty.Mam jebane zwidy. Roger, polej jeszcze- odwraca się, mówiąc do mężczyzny stojącego za ladą

-Jezu, nie masz żadnych zwidów, choć podejrzewam, że jeżeli wypijesz coś jeszcze, będziesz w stanie zobaczyć nawet latające świnie.

-Jesteś wierną kopią, mojej April- mamrocze, po czym przyciąga mnie do siebie i opiera głowę o mój brzuch- Nawet pachniesz jak ona.

-Ashton, kurwa, bo to ja! - krzyczę, a on unosi głowę i przygląda mi się

-Nie, nie, Arpil jest z tym złamasem, zwanym moim braciszkiem. Zresztą co się dziwić, sam mu ją oddałem. Jestem kompletnym debilem-mruczy i znowu się o mnie opiera

Jezu, czy on się tak zalał przeze mnie?

Nie, przecież to niemożliwe. Po prostu w tym momencie nie jest sobą...

-Ashton... - zaczynam i łapię jego twarz w dłonie, chcąc by się skupił - To ja. Jason zadzwonił i powiedział...

-Ach tak, jebany przyjaciel zdrajca! Nie dość, że najpierw dobiera się do mojej laski, to jeszcze próbuje mi pojebać w głowie, sprowadzając jakiegoś sobowtóra.

Amor vincit omnia ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz