Rozdział 29

13.4K 502 6
                                    

W ludziach więcej rzeczy zasługuje na podziw niż na pogardę.

Albert Camus

-I co teraz? - pytam, zerkając na Lucasa, który nie odezwał się ani słowem odkąd wyjechaliśmy- Twój dziadek nam nie uwierzył…

Mężczyzna spogląda na mnie, po czym ponownie skupia uwagę na drodze.

-Przepraszam, że nie udało mi się go przekonać. Naprawdę się starałam - mówię, przełykając łzy, które usilnie trzymam na uwięzi

Na pewno jest na mnie zły. W sumie, nie dziwię mu się. Polegał na mnie, a ja zawaliłam.

-Możesz coś wreszcie powiedzieć?

-Nie - oznajmia, a ja marszczę brwi

-Nie?

-Nie.

-Rozumiem, że jesteś zły, ale naprawdę, starałam się jak mogłam. Oddam Ci wszystkie pieniądze, które… - przerywam, gdyż mężczyzna nagle zatrzymuje samochód na poboczu i skupia na mnie uwagę

-April, przestań, nie jestem zły na CIEBIE, tylko na siebie- kwituje, a ja patrzę na niego zdezorientowana

-Nie rozumiem.

-Nie powinienem prosić cię, byś opowiedziała swoją prawdziwą historię. Gdybym wiedział, że mój dziadek zachowa się tak jak się zachował, nigdy bym ci na to nie pozwolił. Nie zasłużyłaś na ani jedno słowo, które o tobie powiedział.

-Och…

-Przepraszam- mówi szczerze, a ja lekko się uśmiecham

-W porządku, nic się nie stało - kłamię- Zdążyłam się już przyzwyczaić do osądów na swój temat. Twój dziadek nie powiedział niczego, czego bym już nie usłyszała w swoim życiu.

-Przykro mi.

-Niepotrzebnie - stwierdzam i odwracam od niego wzrok, by się nie rozpłakać

-Hej… - zaczyna, po czym delikatnie zwraca moją twarz, w swoją stronę - Jesteś wspaniałą osobą i mimo wszelkich przeciwności losu idziesz do przodu, walcząc o siebie i swoich bliskich. Podziwiam cię za twój upór i jestem przekonany, że niejedna osoba, mogłaby pozazdrościć twojej siostrze i babci.  

-Niby czego?

-Tego, że nie opuściłaś ich gdy cię potrzebowały. April, odłożyłaś na bok swoje szczęście, by zapewnić im godne życie. Nie każdy byłby w stanie zrobić to, na co ty się zdecydowałaś- mówi i ściera z mojego policzka łzę, która zdołała się uwolnić

Uśmiecham się do niego z wdzięcznością, czując w sercu rozlewające się ciepło.

-Dziękuję Ci za dzisiaj. Byłaś najlepszą lewą narzeczoną, jaką mógłbym mieć - oznajmia i uśmiecha się, a ja wybucham śmiechem

-Ej, znajdź sobie inny tekst!

-Nie, myślę, że ten wystarczająco przypadł mi do gustu.

-Wariat!

-W takim razie, powinnaś trzymać się ode mnie z daleka. Z wariatami nigdy nic nie wiadomo-stwierdza i puszcza mi oczko, a ja kręcę rozbawiona głową

Problem w tym, że cię polubiłam, więc raczej nie wezmę sobie twojej rady do serca.

Chcę coś odpowiedzieć, ale w tym samym momencie telefon Lucasa zaczyna dzwonić.

Mężczyzna bierze go do ręki, i z szokiem na twarzy spogląda na mnie.

-Kto to?

-Mój dziadek - odpowiada, po czym odbiera - Tak? Nie sądzę, dzisiaj już chyba wystarczająco dużo powiedziałeś.Nie wiem… - przerywa na chwilę, i przygląda mi się, a ja zaczynam wiercić się w miejscu - No dobrze. Jutro u mnie. Tak, do zobaczenia.

-I?

-Dziadkowie przyjdą jutro do nas na obiad.

-Nas? Jak to? Przecież twój dziadek nam nie uwierzył…

-Jutro się przekonamy o co chodzi, a na dzisiaj już chyba wystarczy. Zawiozę cię do domu.

-OK.

Pół godziny później Lucas parkuje pod moim blokiem, po czym obchodzi samochód i otwiera mi drzwi.

-Jesteśmy sami, nie musisz tego robić-wtrącam, a on uśmiecha się do mnie w tajemniczy sposób

-Dziadkowie będą o trzeciej, więc dobrze by było, gdybyś przyjechała koło drugiej, ok? - zmienia temat, a ja kiwam twierdząco głową - W takim razie, do zobaczenia jutro - mówi, po czym składa pocałunek na moim czole

-Cześć - dukam i szybko odchodzę

Wchodząc do mieszkania cieszę się, że ten dzień się już kończy.

Jestem zmęczona i odrobinę zdenerwowana tym, że Carl chce się z nami ponownie zobaczyć.

Nie wiem co to oznacza, ale na dzisiaj mam już dość i pragnę tylko położyć się do łóżka.

Ściągam szpilki i idę do łazienki, starając się nie hałasować, by nie obudzić Kate i Sophie.

Zrzucam z siebie sukienkę i biorę prysznic, po czym wskakuję w dresy i koszulkę.

-Od razu lepiej - mamrocze, po czym idę do kuchni

Wyciągam z szafki szklankę i wlewam do niej wody, kiedy do moich uszu dociera melodia płynąca z mojego telefonu.

Szybko wyciągam urządzenie z torebki, po czym spoglądam zdezorientowana na wyświetlacz.

Nie znam tego numeru, lecz mimo wszystko odbieram.

-Halo?

-April? Cześć, z tej strony Jason.

-Skąd masz mój numer i czego chcesz? - cedzę przez zęby

-Spokojnie, rozumiem, że nie jesteś zadowolona, ale potrzebuję twojej pomocy.

-Pojebało cię człowieku do reszty?! Weź, daj mi spokój…

-Chodzi o Ashtona.

Amor vincit omnia ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz