Rozdział 34

13.7K 453 14
                                    

Sumienie można ukryć przed obcymi, ale nie przed sobą, uciec od własnego sumienia jest tym samym, co ucieczka od samego siebie - jedno i drugie zawsze nas dogoni.

Św. Augustyn z Hippony

-Twój dziadek nam uwierzył! - krzyczę radośnie, skacząc w miejscu, po czym mocno obejmuję Lucasa, który zaczyna się śmiać

-Tak, słońce, uwierzył.

-Czyli przeze mnie nie straciłeś szansy na zostanie prezesem!-mówię przejęta i szeroko się uśmiecham, a on kręci głową i odwzajemnia mój gest

-Wiesz, cieszysz się jakbyś wygrała los na loterii.

-Bo tak się czuję! Twój dziadek nam uwierzył, a to znaczy, że jednak jestem dobrą “lewą” narzeczoną, nie?

-Jak dla mnie najlepszą-stwierdza, a ja wywracam oczyma, po czym ponownie się do niego przytulam

-Zupełnie jak małpka!

-Ej! Nie jestem małpą!- mówię, udając oburzenie i odpycham go od siebie

-Jesteś słodką małpką.

-Osioł się odezwał!-prycham, a on szeroko się uśmiecha

-Nietypowe połączenie, ale im więcej różnorodności w małżeństwie, tym ciekawiej.

-Głupek!

-Tak mi mówiono- oznajmia i puszcza mi oczko, a ja zaczynam się śmiać-Właściwie, to zanim dziadkowie przyszli chciałaś mi o czymś powiedzieć, więc teraz śmiało możesz to zrobić.

Z moich ust od razu znika uśmiech, a mężczyzna widząc moją reakcję, marszczy brwi.

-Co jest, April?

-N… Nic-mamroczę, uciekając wzrokiem-To już nieistotne.

-Napewno?

-Tak, to nic takiego - kłamię i sztucznie się uśmiecham, a on kiwa głową

Oddycham z ulgą, widząc, że nie zamierza kontynuować tematu.

***

Wychodzę z hotelu, czując ogromne wyrzuty sumienia.

Powinnam mu powiedzieć, o tym co zrobiłam, ale jak mam to uczynić, kiedy wszystko zaczyna się w końcu układać po naszej myśli?

-Jestem do bani-mamroczę i ściągam z palca pierścionek, po czym chowam go do torebki

Może gdyby mężczyzną którego kocham, nie był brat Lucasa, moje sumienie by mnie tak nie dręczyło?

-Nie dość, że jestem do bani, to jeszcze jestem kretynką…

-Mamuś, dlaczego ta pani rozmawia sama ze sobą?

Spoglądam na małą, która jak na moje oko ma z pięć lat, po czym przenoszę wzrok na jej rodzicielkę, która stara się ukryć dziecko za swoimi plecami.

-Ta pani jest zapewne umysłowo chora, kochanie. Z wariatami lepiej nie zaczynać.

-Słucham? Nie jestem chora umy…

Kobieta nie pozwala mi dokończyć, gdyż łapie dziecko za rękę i odciąga je jak najdalej ode mnie, kontynuując swoją wypowiedź.

-Czubków naprawdę powinno się izolować, od reszty społeczeństwa. Człowiek już nawet spokojnie na ulicę wyjść nie może.

-Świetnie, zostałam czubkiem-szepcze, po czym parskam śmiechem i łapię taksówkę, podając kierowcy mój adres

Telefon w mojej torebce zaczyna hałasować, informując mnie o nowej wiadomości.

Amor vincit omnia ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz