"A tak poza tym to był jak aniołek"

6.9K 185 11
                                    

Rozciapierzyła usta i zaczęła wrzeszczeć. Przecież to tylko zwykła woda...i rozmazany makijaż na całej twarzy. Przynajmniej teraz widać jak dużo go nakłada. Zdążyłyśmy się już podnieść z podłogi.
-Nie daruję ci tego!- krzyknęła z czerwoną od złości twarzą a ja odchyliłam głowę w tył i pokazałam jej środkowy palec. Wyszczerzyła, zaciśnięte zęby i znowu się na mnie rzuciła. Ta wariatka roztargała mi bluzkę przez co ukazał się kawałek mojego stanika. Jeszcze na dodatek przejechała swoim paznokciem w okolicy mojej szyi i rozcięła mi skórę. Syknęłam z bólu i aż przykucnęłam, chwytając się za zranione miejsce. Strasznie piekło i lała się krew. Już nie miałam ochoty, żeby kończyć tą bezsensowną bójkę i na szczęście przybiegł Mike, który przykucnął przy mnie i oderwał moją rękę od szyi chcąc zobaczyć ranę. Nawet nic się nie odezwał tylko w skupieniu opatrywał rozcięcie. Przyłożył chusteczkę i zakleił...taśmą klejącą, no bo skąd wziąłby plaster? Wpatrywałam się w niego jak w jakiś obrazek. Czy wam też te wydarzenia przypominają scenę z jakiegoś romantycznego filmu? Bo mi tak. I pomyśleć, że coś takiego mi się przytrafiło. Kiedy skończył, zatopił spojrzenie w moim. Kocham jego szare tęczówki. Dostrzegam w nich troskę i coś jeszcze. To wszystko jest takie piękne, zwłaszcza gdy widzi się taką Samanthę, która stoi z boku oburzona, że to do mnie przyszedł brunet a nie do niej.
-Wszystko okej?-zapytał nadal patrząc w moje oczy. Moje ciało zrobiło się jakby z waty. On jest cudowny...Nie! Co ty gadasz Leah, otrząśnij się i pamiętaj, że był twoim wrogiem z, którym...się całowałaś.
-T-tak jest w porządku. Dzięki.
-Teraz idziemy do pielęgniarki.-chwycił mnie w biodrach i podniósł do góry na co się trochę skrępowałam. Tak przy wszystkich. Wcale nie miałam ochoty iść do jakiejś pielęgniarki. Po co? Mike już się mną zajął.
-Nie idę nigdzie.-zaprotestowałam a chłopak zerknął na moją rozerwaną koszulkę o, której już zdążyłam zapomnieć. Chwycił za skrawek materiału dotykając mnie przy tym lekko przez co drgnęłam i stwierdził, że nie da się tego związać ani nic więc da mi swoją bluzę.
-A właśnie, że idziesz. Dam ci swoją bluzę.-powiedział i odrazu zdjął z siebie ubranie.
-Nie. Nie wezmę jej bo już mi jedną kiedyś pożyczyłeś i wyszło, że ci jej potem nie oddałam.-powiedziałam zciszonym głosem. Nie zapominajmy, że nadal stoi tam wkurwiona po uszy Samantha, która i tak to usłyszała bo rozwarła paszczę, zmarszczyła jeszcze bardziej brwi i otworzyła szerzej oczy. Dobrze chociaż, że rozeszło się to całe zbiegowisko.
-Mike! Co to do kurwy ma znaczyć!?-odezwała się bo już nie mogła wytrzymać. Chłopak przewrócił oczami i wzdychnął.
-O co ci chodzi? Mało szkód już wyrządziłaś?- Ha! I co szmato? Jest po mojej stronie. Możesz mi skoczyć. Dziewczyna nie spodziewała się takiej odpowiedzi od niego. Nie umiała się wysłowić.
-A patrz co ona mi zrobiła. Jak ja wyglądam? Koszmarnie?
-Ja różnicy nie widzę. Zawsze tak wyglądasz.- powiedziałam uśmiechnięta pod nosem i co dziwne Mike też to zrobił.
-Od ubrudzonej bluzki jeszcze nikt nie umarł a teraz wybacz ale idziemy do pielęgniarki.- oznajmił jej chłopak i wcisnął mi w rękę bluzę.
-Ale najpierw idź się przebierz albo ubierz na to bo jeszcze ktoś pomyśli, że cię zgwałciłem.- tym razem go posłuchałam i włożyłam ją na potarganą bluzkę. Johnson w końcu sobie poszła. I to by było na tyle z nie zabijania się z nią. Zostaliśmy sami na korytarzu. Brunet nagle podszedł do mnie od tyłu łapiąc mnie przy tym w talii i szepnął do ucha.
-Mega słodko i seksownie wyglądasz w moich bluzach królewno.- przełknęłam ślinę a przez moje ciało przeszły gorące dreszcze. Jezu dlaczego on sprawia, że dzieją się ze mną takie rzeczy?
-Dobra to idziemy.- złapał mnie za rękę a ja się nawet nie sprzeciwiłam i szłam za nim jak cień. Cholera, to miała być tylko przyjaźń a nie...to co zawsze. Już i tak pewnie wszyscy o nas gadają, że Mike pomógł mi a ten plastik zostawił. Jego dłoń była bardzo ciepła i miła. Zaczęło do mnie powoli docierać, że mnie trzyma i poczułam się niezręcznie.
Po kilku minutach zapukał do drzwi pielęgniarki. Usłyszelismy zza drzwi pozwolenie na wejście. Kiedy byliśmy w środku zobaczyłam kobietę około pięćdziesiątki. Zwróciła się w naszą stronę i zapytała:
-Co się stało?
-Chciałbym aby zobaczyła pani jej ranę.- Mike pokazał na mnie ręką.
-A gdzie ta rana jest? Pokażcie mi ją.-nakazała i zbliżyła się do mnie. Nie będę się kryła z tym, że boję się szpitali i lekarzy. Nawet szkolnych pielęgniarek. Przełknęłam ślinę bo zrobiło mi się sucho w gardle a Coullman powiedział, żebym odkryła bluzę bo nie widać rozcięcia. Z lekko trzęsącymi się dłońmi, zrobiłam to co kazał i odkleiłam chusteczkę. Kobieta podeszła jeszcze bliżej i zaczęła oglądać dokładnie tamto miejsce przy szyi. Po chwili sięgnęła po wodę utlenioną i wylała trochę na poszkodowane miejsce. Zaczęło mnie strasznie szczypać i aż zaczęłam machać rękami i zacisnęłam zęby.
-Czy to jest poważne rozcięcie?-zwrócił się brunet z pytaniem.
-Nie. Ale co wyście tam robili, co? Albo raczej co twoja dziewczyna robiła.- jaka dziewczyna?! Hola, hola paniusiu chyba ci się coś pomyliło a ten kretyn nawet nie zaprzeczył tylko uśmiechnął się pod nosem.
-Ja nie j...- chciałam tej babie wytłumaczyć wszystko ale oczywiście mi przerwano.
-A taki miała mały wypadek...z plastikiem.- brunet wtrącił się w moją wypowiedź i cały czas uśmiechał jakby nie wiadomo za co jakiś medal dostał.
-Ja n...- podjęłam drugą próbę ale też nie wyszło bo pielęgniarka zaczęła się śmiać. Mike skierował na mnie swój wzrok a ja chciałam go zabić. Zmarszczyłam brwi i usta a on uśmiechnął się łobuzersko jakby zwycięsko. Ja ci jeszcze pokażę.
-A czy nie trzeba tego szyć?- kiedy to usłyszałam od razu zmieniłam wyraz twarzy na przerażony. Rozwarłam oczy i zrobiłam się blada. Tylko nie szycie, nie igła, nie...szpital. Nagle oczy mi się zamknęły i poczułam jak upadam do tyłu a wokół zapanowała ciemność.
Zaczęłam słyszeć coraz wyraźniej jakieś rozmowy.
-Leah? Leah, obudź się.-otworzyłm oczy i pierwsze co ujrzałam to twarz Michaela tuż nad moją. Zerwałam się do góry i przydzwoniłam mu przy tym ramieniem w nos.
-Co jest? Co się stało i...co ty robisz?- spytałam bruneta który trzymał się za nos.
-No jak widać trzymam się za nos, bo ktoś mi w niego przywalił.
-Ups, sory. Co się stało tak wogóle?- czekałam na odpowiedź.
-Zemdlałaś.-oznajmił mi chłopak i prychnął.
-Co? Jak to?-próbowałam sobie przypomnieć co się wydarzyło ale moja pamięć nie zapamiętała.
-A no tak to. Spytałem tylko pielęgniarki, czy nie trzeba zszyć tej rany i nagle odpłynęłaś. Dobrze, że cię złapałem bo byś sobie tak to nieźle potłukła wszystkie kości a potem położyliśmy cię tutaj i tyle. Co ty byś bezemnie zrobiła. Nikt by cię nie uratował.- uniósł brew do góry i wypiał pierś do przodu a ja też uniosłam swoją i prychnęłam śmiechem.
-Gdybyś się do mnie nie przyczepił i ze mną nie gadał, to Samantha nie chciałaby mnie przez cały czas zabić i dzisiaj nie rozerwałaby mi bluzki i rozcięła skóry a potem nie musiałabym tutaj przyjść i nie zemdlałabym na myśl o igle więc wychodzi na to, że to twoja wina, egoisto.- uśmiechnęłam się sarkastycznie zbliżając przy tym swoją twarz do jego. Ha, zgasiłam go.
-Nieźle kombinujesz mała.-pokiwał głową.
-Nie jestem mała. A tak wogóle to co z tym szyciem?
-Nie trzeba. Wystarczą plastry ściągające. Masz teraz jeden na sobie.- nawet nie wiedziałam, że mi coś przykleili. Ciekawe co jeszcze ze mną robili? A może sam ON coś robił. Otrzepałam się na myśl o tym wszystkim.
-Czy możemy w końcu stąd iść, czy chcesz mnie doprowadzić do kolejnego zemdlnięcia spowodowanego przez nadmierne przebywanie w lekarskim, szpitalnym miejscu, gdzie wszystko jest białe i przerażające.- widziałam, że chce mu się śmiać. To jest bardzo poważna sprawa i nie widzę w tym nic śmiesznego.
-Tak, możemy iść. Chodź.- wstałam z łóżka czy jak tam to się nazywa, i wyszliśmy nareszcie z tego gabinetu. Było już po dzwonku i znów byliśmy skazani na wejście razem do klasy a niezbyt mi się to podobało. W mojej głowie zrodził się tłok myśli. Analizowałam cały dzisiejszy dzień. To wprost niewiarygodne odkryć dobrą stronę Mike'a.
-Chyba nie opłaca nam się już iść na lekcję.-usłyszałam i zdziwiłam się bo wydaje mi się, że jeszcze jest wcześnie.
-Jak to? Przecież dopiero co, nie tak dawno się zaczęła.
-Królewno, ty przespałaś prawie całą lekcję u pielęgniarki.
-Oh, to ja już nic nie wiem. Najpierw jakieś ściągające plastry a teraz to. Nie ogarniam dzisiejszego dnia. Zbyt dużo się dzieje.
-Szkoda, że nie widziałem całej waszej bójki od początku. Musiało być ciekawie.-chciało mi się śmiać. Jak by był od początku to by wcześniej mnie uratował. Tak, myślę, że mogę to tak nazwać. No chyba, że wolałby na nas patrzeć niż pomóc
-No nudno na pewno nie było.
-O co znowu poszło?- jak można zadać takie głupie pytanie, kretynie? Wiadomo, że o ciebie.
-Powinieneś się domyślić.
-Yym...może i się domyślam ale chętnie poznam szczegóły.- przewróciłam oczami.
-Twoja Samantha napadła mnie, że chodzę z tobą na imprezki jak jej nie ma, gadam z tobą, dotykam cię...- o nie, nie, nie, nie, nie. Nie powiedziałam tego. Ohhh głupia.
- Z-znaczy nie w tym sensie dotykam...tylko...no wiesz
- Wiesz, jeżeli nie masz co powiedzieć to mogę ci pomóc spełnić ten punkt z dotykaniem.- uśmiechnął się łobuzersko i poruszył brwiami a ja odepchałam go kładąc przy tym dłonie na jego torsie.
-Zboczeniec. A tak przy okazji, to idziesz w ten piątek czy nie?
- No tak. Dlaczego miałbym nie iść skoro będą tam moi znajomi a zwłaszcza dziewczyny.
-A jeszcze zapomniałam zapytać o Mozarta. Grzeczny był u weterynarza?-tak, wiem, że wypadało o to zapytać wcześniej ale moja pamięć nie jest na wysokim poziomie.
-A wiesz, że nawet tak. Jeżeli nie liczyć tego jak przy rejestracji wlazł jakiejś babie pod spódnicę i jak chciał się bawić z kotem, który z nim nie i jak zaplątał smycz o krzesło jakiegoś starszego faceta co przyszedł z papugą a to krzesło się wywaliło i jak bawił się w berka z weterynarzem po gabinecie i pozrzucał przy tym kilka rzeczy.-słuchając tego, coraz bardziej otwierałam oczy. Temu psu przydałoby się szkolenie. Chociaż w sumie dzięki niemu życie jest ciekawsze i weselsze nawt jeżeli wszystko wokół demoluje.
-A tak poza tym to był jak aniołek.-popatrzyłam na niego mrugając przy tym z rozwartymi szeroko oczami. On odwzajemnił to i nagle w tym samym momencie wybuchnęliśmy śmiechem.

Nie chce mi się pisać długich rozdziałów, dlatego ostatnio żaden nie przekroczył 2000 słów. Sama nie wiem co sądzić o tym rozdziale. Nie wyszedł chyba źle. Byłoby miło gdyby ktoś w końcu napisał jakikolwiek nawet najkrótszy i najgorszy komentarz bo to motywuje, jeżeli się wie, że to co robicie się komuś podoba. Czekam na znaki życia od was. I proszę o wyrozumiałoś w błędach i wogóle w pisaniu ale noe kestem mistrzem i mam problemy z rozwinięciem jakiegoś zdania żeby było bardziej szczegółowe i emocjonujące. Wodzimy się w następnym rozdziale. Do zobaczenia.

Change the bad boy (W TRAKCIE POPRAWY)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz