"Kiedyś bandażowałam palec mojego kuzyna..."

7K 161 6
                                    

#Mike

Kiedy usłyszałem to co powiedziała mi Leah, dlaczego jest zła, miałem ochotę pieprznąć się w czoło i krzyknąć na głos: Mike, ty chuju jesteś taki durny! A to wszystko znowu przeze mnie. No może nie do końca, bo ona w sumie też zawiniła. I wszystko przez jednego smsa w którym blondynka napisała mi, że ma chłopaka, a ja w to wszystko uwierzyłem i kiedy jechałem po nią rano z małym opóźnieniem, to nie zastałem jej w domu więc pomyślałem, że pewnie z tym swoim chłopakiem pojechała. Wkurzyłem się i chciałem się odegrać więc w szkole całowałem się z Samanthą. A okazało się, że to był tylko żart. Musiałem coś wymyślić. Nie mogłem jej przecież powiedzieć, że to przez chłopaka bo pomyślałaby sobie, że jestem zazdrosny czy coś. Chyba najlepszą opcją będą przeprosiny. Dziewczyna stała naprzeciwko mnie wpatrując się uważnie w moje oczy. Nabrałem powietrza i wydusiłem z siebie:
-Leah, przepraszam, naprawdę cię przepraszam. Wybacz mi nie chciałem się tak zachować, ale dzisiaj mam gorszy dzień.- kiedy analizowałem to co powiedziałem stwierdziłem, że naprawdę nie najlepiej się czuję. Blondynka chyba to zauważyła bo zaczęła się mnie wypytywać.
-Mike, dobrze się czujesz?-położyła dłoń na moim ramieniu i złapała ze mną kontakt wzrokowy, czujnie wpatrując się w moje oczy.
-Ja...nie wiem.
-Przecież widać, że coś z tobą nie tak. Boli cię coś?-jej spokojny i troskliwy głos mnie uspokajał. Uwielbiam go słuchać.
-Trochę głowa.-przybliżyła swoją mała dłoń do mojego czoła i stwierdziła z niepokojem, że coś mi dolega.
-Chyba zaczynasz mieć gorączkę. Powinieneś iść do domu żeby się położyć do łóżka.
-Pójdziesz ze mną?
-Kretynie jeden, ty masz iść spać a nie spełniać swoje erotyczne fantazje. No chyba, że w snach.
-Ale ja nigdzie nie idę. Nie jestem chory.
-Jak zwykle z facetem jak z dzieckiem. Nawet czasami gorzej.-przewróciła oczami.
-Czy przyjełaś moje przeprosiny?-
-Noo... tak. Skoro mieliśmy być przyjaciółmi to niech to trwa trochę dłużej niż dwa dni. I bez dyskusji idziesz do domu.-skarciła mnie wzrokiem i nawet się jej wystraszyłem. Była bardzo stanowcza, w końcu się poddałem i zgodziłem na pójście do domu ale zrobiłem to bardzo niechętnie. Zanim wyszedłem ze szkoły zwróciłem się jeszcze w stronę Lii.
- Leah, czy mogłabyś mi przynieść lekcje jeżeli jutro bym nie przyszedł do szkoły? No i zresztą te dzisiejsze też.-oby się zgodziła. Głupio się czuję po tej całej seri zdarzeń i mam nadzieję, że już się na mnie nie złości.
-Jasne. A o których godzinach tak mniej więcej mogę wpaść?
-Kiedy chcesz. Rodziców i tak nie ma w domu.
-Ah tak? Tak jak ostatnio kiedy przyszła twoja mama.
-To był wyjątkowy i rzadki przypadek.- Prychnęła pod nosem ale nic nie powiedziała.
- No dobra to ja idę.
- Cześć, tylko masz leżeć w łóżku a nie sterczeć gdzieś na dworze albo bawić się z jakimiś panienkami. Ja się wszystkiego dowiem.-obrzuciłem ją ostatnim spojrzeniem z lekkim uśmiechem na twarzy i ruszyłem w stronę parkingu.

#Leah

Udałam się pod salę, w której miała się odbyć następna lekcja. Wróciłam myślami do sytuacji sprzed kilku minut. Nie mogłam mu nie wybaczyć. Przecież mnie ładnie przeprosił a poza tym zmartwiłam się jego stanem. Gorączka to zły znak. Znaczy nie jestem lekarzem ale to, że gorączka nie wróży nic dobrego wie chyba każdy. Chociaż tyle dobrze, że mnie posłuchał i pojechał do domu bo w przeciwnym razie mogłoby się to potem skończyć gorzej a tego bym zdecydowanie nie chciała. Reszta lekcji zleciała mi na...spaniu, przez co zarobiłam uwagę od nauczyciela ale jakoś mnie to specjalnie nie rusza. Moim jedynym marzeniem w tamtej chwili było zjeść lody. Tak wiem, jestem dziwna.
***
Po skończonych lekcjach chciałam pójść na przystanek ale Kate zaproponowała, że razem z Terrym mogą mnie odwieźć. Byłam im wdzięczna bo nie chciało mi się włóczyć komunikacją miejską. Usiadłam na tylnim siedzeniu kiedy nagle do samochodu wskoczyła Sarah.

-No hej!-głośno się przywitała a ja aż odchyliłam się do tyłu.
-Kobieto, co ty robisz?
-No jak to co? Jadę do ciebie.
-Oh fajnie wiedzieć-uśmiechnełam się z niedowierzaniem.
-Też się cieszę.
-A co gdybym ci powiedziala, że nie jadę do domu?-zapytałam się jej z czystej ciekawości.
-A gdzie niby miałabayś jech...aaaaaaa do swojego przystojnego bruneta...Mike'a.
-Dobrze się czujesz?
-Oczywiście a nie wyglądam?
-No wyglądać to może i wyglądasz ale myślisz jak byś była chora.
-Oj kochana, kochana. Myślisz, że nie widzę jak na siebie patrzycie? Niby jesteście na siebie źli albo poobrażani a tak naprawdę ciągnie was do siebie jak ćmy do lampy.
-Co?! Wcale nie!-z oburzeniem zaprzeczyłam chociaż i tak sama dobrze wiem, że to nie prawda.
-A wcale tak. Po prostu zakochaliście się w sobie.
-Taa chyba w jego psie.-rzuciłam sarkastycznie i nagle zdałam sobie sprawę z tego, że Kate i Terry cały czas się na nas gapią w osłupieniu.
-Emm czy wy tu tak...długo już siedzicie?-to pytanie było bez sensu.
-No dosyć długo.-odpowiedziała Kate.
-A co słyszeliście?
-No chyba wszystko, zaczynając od kobieto co ty robisz?.
-Aaaha. To, to tylko takie tam no wiecie. Takie przekomarzanki. Ja i Mike. Heh dobre.-uśmiechnęłam się głupkowato ale wiadomo, że nikt w tą bajeczkę nie uwierzy. Kate pokręciła głową.
-Pogadamy sobie o tym później, Leah.-powiedziała nie spuszczając ze mnie wzroku. O Boże. Dlaczego ja. Nareszcie odjechaliśmy spod szkoły. Jak zwykle Sarze nie zamykała się buzia przez całą drogę. Kiedy już mi się nie chciało jej słuchać, oparłam głowę o szybę i zaczęłam rozmyślać o Mike'u. Co jeżeli coś mu się stało gdy wracał do domu? Zaczęło rosnąć we mnie zdenerwowanie i niepokój a fala gorąca przepłynęła przez moje ciało. Kiedy podjechaliśmy pod mój dom wysiadłam z samochodu a zaraz za mną Sarah. Podziękowałam Terremu i Kate a następnie ruszyłam w stronę drzwi wejściowych. Wyszukałam w plecaku klucz i otworzyłam je. Mojej mamy nie było w domu więc zostałam sama ze swoją przyjaciółką. Nie mam za bardzo ochoty na rozmowę. Najchętniej położyłabym się do łóżka...obok szarookiego bruneta. Zaraz gdy o tym pomyślałam chciałam to wyrzucić ze swojej głowy. Tylko przyjaciele i koniec a poza tym to on na pewno nie chciałby mnie. Poszłam do kuchni, starając się zapomnieć o swoich myślach i nalałam do dwóch szklanek soku pomarańczowego. Aż dziwne, że niczego nie rozlałam. Tak, ten sok już zawsze będzie w mojej głowie. Wróciłam wspomnieniami do sytuacji w domu Mike' a. Z transu wyrwał mnie dźwięk tłuczonego szkła.
-Ojej. Przepraszam.-Sarah zbierała kawałki szklanki z podłogi.
-Luzik. Nic się nie stało. To tylko kawałek szkła.-Schyliłam się i pomagałam jej sprzątać. Ten sok pomarańczowy jest pechowy. Nagle poczułam szczypanie i pieczenie na ręce. Spojrzałam na swoją dłoń i zobaczyłam jak struga krwi płynie i kapie na podłogę. Rozcięcie było dosyć spore. To przez to, że tak szybko zbierałam albo i przez to, że mam po prostu najzwyczajniej w świecie, pecha w kuchni.
-Cholera.-zaklęłam. Sarah spojrzała na mnie i wtedy zobaczyła krew.
-Kurwa, Leah coś ty zrobiła? Trzeba to przemyć. No co tak siedzisz, wstawaj.
-Już, spokojnie nie umieram.-prychnęłam i podeszłam do zlewu żeby puścić wodę. Kiedy dokładnie przemyłam ranę, niespodziewanie przyjaciółka złapała mnie za dłoń i polała...
-Woda utleniona!? Ja pierdole, pogięło cię?! Szczypie!-otworzyłam usta i zaczęłam krzyczeć. Nienawidzę wody utlenionej. To zło. Machałam ręką, żeby chociaż trochę zmniejszyć ból. Blondynka skrzyżowała ręcę i się zaśmiała. No jak tak można.
-Trzeba było odkazić.-rzuciła w moją stronę.
-Trzeba było to zrobić czymś innym.
-Już za późno. Teraz tylko owiniemy bandażem.
-Mam nadzieję, że nie będę wyglądać jak bym miała wodogłowie dłoni.
-Spokojnie znam się na tym. Kiedyś bandażowałam palec mojego kuzyna i fakt faktem później mu go amputowali ale to akurat nie była moja wina.-Na mojej twarzy pojawiła się obawa, niedowierzanie i lekki strach.
-Może jednak nie bandażujmy tego?
-Przecież żartowałam. Nie amputowali mu palca a tak wogóle to jak niby złe owinięcie ręki miałoby się przyczynić do obcięcia. To raczej niemożliwe.-ostatecznie zgodziłam się żeby mnie zabandażowała i wyszło to całkiem nieźle. Z arcydziełem Sary na mojej dłoni, poszłyśmy do salonu i włączyłyśmy jakąś komedię w telewizji. Wogóle jednak nie mogłam się skupić na oglądaniu bo zamartwiałam się co z Mike'iem. Co jeżeli leży bardzo chory i umiera? Jego rodziców nawet nie ma w domu.
-Leah co z tobą? Halo, oglądasz?-doszły mnie głosy obok i otrzepałam głową.
-Co?-spoglądałam na przyjaciółkę, nie wiedząc o co jej chodzi.
-Ohh, pytałam co z tobą i czy wogóle oglądasz, ale widzę, że myślisz tylko o jednym.-dalej nie spuszczałam z niej wzroku, czekając czy powie coś jeszcze.
-Co masz na myśli?- spytałam.
-Idź do niego, wiem że się o niego martwisz.-czy ona mówi o tym o kim myślę, że mówi?
-O kogo?
-Nie udawaj. Wiem, że wiesz o kogo mi chodzi.-trzeba by tu jakoś wybrnąć ale chyba się nie da bo ona to raczej w kłamstwa nie uwierzy. Postanowiłam odegrać przygłupa.
-O Mike'a ci chodzi? Nie no coś ty ja tak tylko się zastanawiałam czy jeszcze żyje ale wiesz w sumie to mam to gdzieś. No bo on mnie nie obchodzi-prychnęłam, udawałam, że się z tego śmieję i zrobiłam obojętną minę.
-Ta.-Sarah uniosła brew i skrzyżowała ręce.
-No właśnie, tak, że ten sobie myślę, że może lepiej tylko sprawdzić czy u niego jest okej i odrazu dam mu lekcje z dzisiaj i szybko sobie pójdę...
-Ja pierdole. Przestań pieprzyć i po prostu do niego idź i nie gadaj już.
-Mówisz serio?
-Tak.-zgłupiałam. Ona tak poważnie? Cholera. Jeżeli pójdę to będzie, że na niego lecę, a jak nie pójdę to...nie wiem.
-Czemu jeszcze tu stoisz?-dobra idę. Tylko dam mu lekcje do odpisania i wrócę.
-Dobra idę, a co z tobą?-odwróciłam się jeszcze na chwilę w jej stronę.
-Zadzwonię po Ethana.-wzruszyła ramionami jakby to było oczywiste.
-Okej, zostaw klucze tam gdzie zawsze.-rzuciłam i szybko ruszyłam w stronę wyjścia, jednak gdy chwyciłan za klamkę, usłyszałam głośne wołanie Sary.
-Leah!Czy ty nie miałaś mu przypadkiem dać zeszytów?-patrzyłam na nią nie zrozumiale jak na głupią i zmarszczyłam brwi. O co jej chodzi? No przecież właśnie po to tam idę. A może nie tylko po to?
-No przecież właśnie to robię.-oskrzyknęłam.
-No okej ale czy nie powinnaś zabrać zeszytów ze sobą skoro po to(zrobiła cudzysłów palcami) tam idziesz?-strzeliłam się w czoło i poszłam w jej stronę. Ale wtopa. Teraz powie, że tak bardzo nie moge się doczekać aż go zobaczę, że zapomniałam zeszytów.
-No chyba, że znasz wszystko na pamięć i mu podyktujesz.-zaczęła się śmiać.
-Zdarza się.-odebrałam z jej rąk zapiski ze szkoły i tym razem już niczego nie zapomniałam.
-Masz rację, zdarza się. Zwłaszcza gdy się w kimś kochasz.-wciągnęłam w siebie powietrze, odwróciłam i pokazałam jej środkowy palec, a następnie wyszłam z domu bez żadnych komplikacji. Zaczęłam mówić do siebie.
-Że niby ja się w nim kocham? Napewno. Znaczy pociąga mnie ale to tylko przyjaciel, który często mnie wkurwia i doprowadza do nerwicy. A nawet jeśli bym go kochała to on i tak nigdy nie pokocha mnie. On ma dziewczyny na jeden raz i na tym się kończy. Weszłam na chodnik i stwierdziłam, że pojadę na rowerze bo nie chce mi się iść a jego dom nie jest tak blisko i gdyby się miała przypadkiem powtórzyć ta sama sytuacja co ostatnio, to myślę, że na rowerze jednak mniej zmoknę. Wróciłam się pod dom i weszłam do garażu w którym było chyba wszystko i na dodatek nie poukładane bo nikt "nie miał czasu" tego zrobić. Udało mi się znaleźć mój rower. Jasno różowy rower z czarnymi dodatkami. Tak wiem. Lubię być dużym dzieckiem. No ale w końcu różowy jest w modzie.
-Ohhh! Zaraz mnie coś.... Ohhhh!-zdenerwowałam się bo nie dało się go wyciągnąć ponieważ tkwił bagnie rzeczy. Starałam się poodsuwać z drogi jak najwięcej przedmiotów i uwolnić mój rowerek z sideł tego syfu.
-Mam wrażenie, że zaraz mnie coś pierdolnie w łeb jak coś zleci z góry. Tu jest tyle tego wszystkiego, że chyba urządzę wyprzedaż garażową.-Lubię gadać do siebie. Jestem idealnym przyjacielem gdy wszyscy i wszystko a zwłaszcza ten garaż mnie wkurza. Po kilkunastu minutach osiągnęłam sukces i wyjęłam swoją "wyścigówkę" na zewnątrz. Był cały zakurzony więc wyciągnęłam spomiędzy szafki a starej lodówki i...zjeżdżalni? Co tu do cholery zjeżdżalnia robi? Dobra mbiejsza z tym, no więc wyjęłam tą szmatkę i przetarłam cały rower. W końcu zadowolona z siebie wsiadłam na siedzonko i ruszyłam w stronę domu Mike'a.

Hej, hej. Długo mnie nie było ale jakoś udało mi się skończyć ten rozdział. Teraz piszę tak na raty kiedy mam tylko czas no bo szkoła i nauka niestety. Alw nie martwcie się nie przerwę na pewno pisania książki a kiedy ją skończę to zacznę poprawiać rozdziały i pisać nową książkę. :)

Change the bad boy (W TRAKCIE POPRAWY)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz