-Nie przesadzaj. Lepiej się poznacie. Będzie fajnie, zobaczysz. Teraz już i tak za późno na odwołanie.-To jest jakaś tragedia. I wogóle dlaczego nie wyłączyłam telefonu kiedy te kolczyki spadły? Zmęczona tym wszystkim, moimi problemami ruszyłam wolnym krokiem do swojego pokoju bo musiałam się przecież w końcu spakować na ten wyjazd. Mamy się spotkać wszyscy pod szkołą i z tamtąd wyruszymy. Kto wymyślił żeby to właśnie tam się zebrać? Nie mają dość tego miejsca? Westchnęłam i otworzyłam drzwi szafy, która aż prosiła się o poukładanie ubrań bo ciężko było rozróżnić chociażby sweter od spodni. Nie wiedząc co robię wykopałam wszystkie rzeczy, które się w niej znajdowały, na podłogę. Teraz trochę lepiej. Stałam chwilę w zastanowieniu nad stertą koszulek, spodni, bluz itp. W końcu schyliłam się i wydobyłam dwie bluzki z krótkim rękawem, jedną na ramiączkach, dwie pary spodenek, dwie bluzy no i oczywiście bieliznę pierwszą lepszą z szuflady. Los tak chciał, że dawno nie robiliśmy prania i została mi sama koronkowa, tak że po prostu super. Nie było wyjścia i spakowałam jedną czarną i drugą białą. Teraz pora naszykować jakiś ręcznik i różne pielęgnacyjne bzdety. Zabrałam z łazienki szczoteczkę i pastę do zębów. Właśnie w tamtej chwili zdałam sobie sprawę, że tam nie będzie łazienki. O Boże. A może znajduje się tam jakiś strymyk czy coś. Na wszelki wypadek wezmę jednak waniliowy żel do kąpieli. Spokojnie nie mam zamiaru truć środowiska. Jestem jak najbardziej za ekologią. Wyniosłam wszystko na rękach z łazienki, razem z ręcznikiem w tęczowe jednorożce i położyłam obok wybranych wcześniej ubrań. Pozostaje jeszcze kwestia tego czy wziąć walizkę czy torbę? Zanalizowałam wszystko i stwierdziłam, że lepsza będzie torba, tylko gdzie ona jest? Zaczęłam rozglądać się po pokoju ale nigdzie jej nie widziałam. Postanowiłam skorzystać z najlepszego koła ratunkowego. Mamy. Wychyliłam się zza drzwi i krzyknęłam na tyle głośno żeby mogła mnie z góry usłyszeć.
-Mamo! Wiesz może gdzie jest moja torba?!- Nie musiałam długo czekać na odpowiedź.
-Myślałam, że już nigdy nie zapytasz co byłoby dziwne. Pod łóżkiem.
-Dzięki!-jak zawsze niezawodna. Wie gdzie jest każda, najmniej ważna rzecz w domu, a że ja jestem fajtłapą to mieć taką mamę to wielki skarb, nawet jeżeli wtyka czasmi nos tam gdzie nie trzeba. Wyłożyłam się na podłodze i wtargnęłam pod łóżko. Faktycznie tam była. Chwyciłam ją zamaszystym ruchem ręki i wycofałam się z powrotem. Cholera. Kiedy wstałam zobaczyłam, że na całej długości mojego ciała jestem poobklejana kępkami kurzu, które nie chciały się dobrze strzepać. Chyba przydałoby się tam trochę odkurzyć ale teraz to nie istotne. Przebiorę się jak wszystko skończę. Teraz się nie opłaca bo kto wie co jeszcze może się zdarzyć. Otworzyłam torbę i układałam po kolei wszystkie rzeczy. Oh, jeszcze szczotka do włosów. Kosmetyków nie biorę bo po co. Jedynie jeszcze krem dopakowałam. Chyba wszystko teraz mam gotowe. Zadowolona z siebie rzuciłam się na wygodne łóżko.
-Muszę się z tobą pożegnać kochanie. Wyjeżdażam na kilka dni ale nie martw się napewno wrócę. Bez ciebie będzie mi źle ale będę musiała to jakoś przeboleć.-Ja gadam do łóżka! Co się dzieje z moją głową? Za chwilę mnie zamkną do wariatkowa tak jak Stilesa z Teena Wolfa. To by było straszne. Nagle ktoś zapukał w drzwi a mi serce podskoczyło do gardła.
-Córciu z kim rozmawiasz? Dobrze się czujesz?-Co teraz? Nie powiem jej, że gadam z kawałkiem drewna na którym leży materac. Oczywiscie bez jakiegokolwiek zastanowienia wyrwało mi się z ust.
-Z Isaac'iem! Co?! Znaczy, nie! Nie z Isaaciem! To na pewno nie Isaac!-zacisnęłam zęby i opuściłam głowę na kolana. Leah ale ty jesteś głupia.
-Co?-drzwi się otworzyły i pojawiła się w nich moja rodzicielka, na której twarzy malowało się zdziwienie.
-Dobrze się czujesz?
-Jak najbardziej.
-A co mówiłaś coś o Isaacu bo nie dosłyszałam przez te drzwi.
-Eee... Nic nie mówiłam tylko sobie śpiewałam.
-O Isaacu?
-Nie
-Wydawało mi się, że słyszałam jego imię.
-Haha, niemożliwe. Śpiewałam: I tak, I tak a nie Isaac.-skłamałam, żeby nie tworzyć kolejnego tematu do rozmowy.
-I tak?- zdziwiona zmarszczyła brew i wpatrywała się we mnie jakby czegoś jeszcze chciała.
-No, I tak cię kocham, I tak...cię...będę miał.- zaczęłam improwizować w słownictwie i wymyśliłam swój tekst. Mam zrobiła minę która miała oznaczać chyba: okej, aha rozumiem to ja ci ten tego nie przeszkadzam ale jakbyś potrzebowała pomocy egzorcysty to wołaj.
-Yhm, spakowałaś się już?
-Tak.
-Napewno masz wszystko?
-No tak.
-Jesteś pewna?
-Raczej tak.
-Raczej?-ohh znowu to przekomarzanie. Na 100% mam wszystkie potrzebne rzeczy.
-Mamuś proszę cię...
-Skoro uważasz, że możesz spać na samej trawie a twoim kocem będą drzewa to w porządku.-odwróciła się do wyjścia a do mnie dotarło, że jednak miała rację.
-Faktycznie, nie mam śpiwora ani karimaty ani poduszki.- kobieta spohrzała z powrotem na mnie i zrobiła minę w stylu : a nie mówiłam?
-Tak miałaś rację. Czy...mogłabyś mi powiedzieć gdzie on jest? -na mojej twarzy pojawiła się wyszczerzony uśmiech.
-Oh Leah, Leah. -pokręciła głową, wypuszczając przy tym powietrze- w schowku pod schodami.
-Dzięki.-w małych podskokach przeszłam obok niej, dając jej przy tym całusa w policzek i chwilę później wróciłam z resztą potrzebnych rzeczy. Śpiwór oraz karimatę przypięłam do torby a koc i poduszkę schowałam do środka. Teraz już na 100000% mam wszystko. Podeszłam do biórka i wzięłam do ręki telefon żeby sprawdzić godzinę 16:28. Przydałoby się już wyjść z domu, tylko jak ja się zabiorę na piechotę z tym wszystkim? Jeszcze planowałam jakieś słodycze wpakować do reklamówki.
-Wróciłem.-usłyszałam z dołu głos Jacoba. Tak. On mnie zawiezie. Zabrałam całą wyprawkę i staszczyłam ją po schodach, nie mówiąc już o tym, że leżałabym kilka razy gdyby nie poręcz i Jacob... na końcu. Chyba za wcześnie to powiedziałam, ponieważ mój najukochańszy, opiekuńczy braciszek złapał torbę zamiast mnie i runęłam płasko na ziemię lądując tuż przed jego stopami. No nie wytrzymam. Ten dureń stał nademną i gapił się z wytrzeszczonymi oczami jak cielę na malowane wrota, przytulając moją torbę. Wkurzona podniosłam się z podłogi.
-Ty deklu i cwelu!
-O co ci chodzi? Uratowałem twoje rzeczy.
-Jakby mi się coś stało to raczej by mi się już do niczego nie przydały.-warknęłam w jego stronę. Nagle jakby znikąd, zza rogu ściany zjawiła się mama.
-Widzę, że pajacie do siebie miłością prawdziwego rodzeństwa. Nie rozwalcie tylko niczego.- zaśmiała się i zniknęła.
-Dobra, dobra przestań narzekać i uspokuj hormony. Powinnaś się cieszyć, że masz takiego brata jak ja.-położył swoją dłoń na sercu a ja zaplotłam ręce i uniosłam brew w geście niedowierzania.
-Ta. Jasne. Dawaj to! Albo nie, masz to teraz spakować ładnie do samochodu nie uszkadzając żadnej z rzeczy, które się tam znajdują.
-Do czyjego samochodu?-on jest głupi czy tylko udaje?
-No do twojego, jakiego niby innego?
-Ale, że ja mam cię niby zawieść?-wybuchnął śmiechem. O co mu znowu chodzi?
-Co cię tak bawi frajerze?!-wkurzyłam się. Miałam już dosyć jego zachowania. Najchętniej wykopałabym go z buta za drzwi i nie wpuszczała przez kilka miesięcy.
-Myślisz, że cię zawiozę? Nawet nie zapytałaś wcześniej.
-Nie muszę. W końcu nie potrafisz mi odmówić bo jestem twoją kochaną, młodszą siostrzyczką. A tak poza tym nie masz daleko bo to tylko pod szkołę.
-Co? A ja myślałem, że mam taki kawał jechać, żeby cię prosto na miejsce zawieść. No dobra skoro tak to niech ci już będzie.-i to rozumiem. Wygoda pierwsza klasa kiedy ma się Jacoba. Blondyn wyszedł z domu a ja poszłam jeszcze do mamy, poinformować ją o wyjeździe. Zastałam ją w kuchni. Poprzytulałam ją na pożegnanie a ona mnie i to tak mocno jak nigdy. Tak wyjeżdżam na dziesięć lat i nie będziemy się widzieć. Kiedy w końcu wypuściła mnie ze swoich ramion, mogłam nabrać powietrza i wyjść z domu. Niestety zaraz kiedy otworzyłam drzwi, zobaczyłam jak Jacob, kuca przy swoim pojeździe i zbiera coś z chodnika. Czy to jest...NIE! Uduszę go a potem obiorę ze skóry. Albo na odwrót bo będzie bardziej bolało. Przyspieszyłam kroku aż znalazłam się tuż obok miejsca zbrodni.
-Czego nie zrozumiałeś w słowie Nie uszkadzając?! To był mój ulubiony kubek.
-Bo po cholerę ci kubek tam potrzebny.-starał się wybronić ale ja mu nie popuszczę tego.
-Nie twój interes.
-Dobra odkupię ci taki sam.
-Nie możesz tego zrobić.
-A to niby dlaczego?
-Bo ten był z edycji limitowanej, oryginalny i jedyny w swoim rodzaju.
-To oddam ci pieniądze. Ile kosztował?
-100zł.
-Co!? Kto normalny kupuje jakiś kubek za tyle kasy?
-Bo ten jest tworzony z sercem i uczuciem. Jest też limitowany jak już mówiłam. A i dla ciebie będzie 120zł do oddania za zranienie moich uczuć. Ja stworzyłam więź z tym kubkiem a ty go zamordowałeś więc należy się odszkodowanie.
-Okej, siadaj w końcu na tyłku i na chwilę się najlepiej nie odzywaj.
-Nie uciszaj mnie.-oburzona podeszłam do samochodu od strony pasażera, otworzyłam drzwi i zajęłam miejsce po czym z rozmachem zatrzasnęłam je. Jacob przewrócił oczami i również znalazł się w środku. Zapiął pasy i odpalił silnik.
-Pasy.-upomniał mnie, a ja zrobiłam to i w końcu odjechaliśmy. Droga zajęła nam kilkanaście minut i nie odzywaliśmy się zbyt dużo do siebie. Wjechaliśmy na parking i już z oddali zobaczyłam, że wszyscy są na miejscu i czekają na mnie. Po zatrzymaniu odrazu opuściłam pojazd i wyjęłam swoje rzeczy.
- Dzięki i nie zapomnij o odszkodowaniu.-zwróciłam się ostatni raz do brata, który mając mnie już wyraźnie dosyć, uniósł tylko kciuk do góry a na twarzy zagościł sztuczny uśmiech. Zaraz potem odjechał. Udałam się w stronę przyjaciół. Każdy był czymś zajęty. No a niektórzy kimś. Sarah całowała się z Ethanem, Leon i Allie o czymś rozmawiali i się śmiali, Kate i Terry pakowali rzeczy do bagażnika, Peter i Andrew siedzieli na ławce i pisali coś na telefonach a Mike...no właśnie. Brunet stał oparty o samochód i przyglądał mi się. Okej, wystarczy, że nie będę na niego spoglądać i najlepiej nie odzywać się. Oderwałam od niego swój wzrok i skierowałam go w stronę Kate, która machała do mnie ręką. Usmiechnęłam się lekko i ruszyłam w jej kierunku nadal czując na sobie palący wzrok Coullmana.
-Hej!-przyjaciółka jak zawsze wesoła przytuliła mnie.
-Hej. No to jak z tym wyjazdem?-spytałam ale ona nie zrozumiała chyba o co mi chodzi.
-Hmm?
-No chodzi o to kto z kim jedzie i jakie wogóle mamy samochody?
-Aaa masz na myśli to. Więc rodzice Bena mają taki jakby mały, siedmioosobowy busik i zgodzili się go pożyczyć plus jeszcze pięcioosobówka.
-A kto jedzie z kim?
-Zostało ci miejsce razem ze mną, Terrym, An...
- A gdzie tak wogóle jest Ben?-zaciekawiłam się bo nigdzie go nie widziałam i zaczęłam rozglądać się dookoła.
-Poszedł jeszcze razem z Grace do sklepu po wodę i jakieś ciastka.
-Aha, no dobra, muszę załadować swój bagaż.
-Andrew to wpakuje, a my już wsiadajmy bo jedziemy zaraz.
-A Ben?
-Już idzie.-kiwnełam głową na znak zrozumienia, podałam chłopakowi torbę i zajęłam miejsce z tyłu pojazdu na środku. Po mojej lewej stronie usiadła Kate a po prawej Andrew. Zobaczyłam przez okno, że w busie wszyscy już siedzą i odpalają silnik.
Po chwili na miejscu pasażera z przodu usiadł Terry. Brakowało tylko jednej osoby a druga część paczki właśnie odjechała. Zaczęłam się teraz zastanawiać kto tak wogóle będzie prowadził. Nagle coś zaświtało w mojej główce.
-O Cholera! To jest samochód Mike'a!-rzuciłam wściekle.
-No tak a myślałaś, że czyj?-Kate patrzyła na mnie nie rozumiejąc o co mi chodzi. Chciałam zniknąć i się znaleźć z powrotem w domu ale właśnie pojawił się nasz kierowca a kiedy odwrócił się do tyłu to jego twarz nie kryła zdziwienia na mój widok lecz już po chwili zamienił się w cwaniacki uśmieszek. Ratunku! Wypuśccie mnie stąd!
-Chcę wysiąść, przesuńcie się.-spanikowana chciałam opuścić tamto miejsce ale byłam otoczona z dwóch stron.
-O co ci chodzi?
-Dlaczego mi nie powiedziałaś, że on jedzie z nami i na dodatek prowadzi?
-Ej, przecież chciałam ale mi przerwałaś.-nie przeżyję tego. Dwie godziny razem z tym dupkiem w zamknięciu? To są jakieś żarty. Poddałam się i opadłam ciężko głową na zagłówek. Zaraz potem odjechaliśmy w tą samą stronę co reszta.Hej, jak tam u was? Ja właśnie mam ferie <3 W końcu się doczekałam. Jak wam się podoba rozdział?
Chciałam jeszcze was poinformować o tym, że kiedy skończę pisać to opowiadanie, to przy sprawdzaniu rozdziałów zmienię też ich nazwę z cyfrowej na jakąś typu: Kocham cię, Wyjazd. Jak myślicie co się wydarzy ciekawego na wyjeździe? Czekam na jakiekolwiwk komentarze i do zobaczenia.
CZYTASZ
Change the bad boy (W TRAKCIE POPRAWY)
Teen FictionW życiu nadchodzi taki czas, że zmiany będą nieuniknione, a każdy dzień zmieni bieg wydarzeń. ‼️TO OPOWIADANIE JEST NA MOIM PROFILU TYLKO Z SENTYMENTU BO ZACZĘŁAM JE PISAĆ BARDZO DAWNO TEMU I JAK NA RAZIE NIE MAM SERCA GO USUWAĆ. NIE ZOSTAŁO POPRAWI...