— Czekaj — przerywa Ci Itami. — Więc twierdzisz, że cały twój klan wybito i zostałaś tylko ty jedna?
— Na to wygląda.
— I że dokonała tego Konoha, więc poprzysięgłaś zemstę, a jednocześnie bałaś się kogokolwiek zabić?
— No tak.
— I w wieku szesnastu lat dołączyłaś do Orochimaru, który ukrywał cię przez dwa lata, aż nie opanowałaś jakiejś techniki i nie straciłaś pamięci?
— Dokładnie.
— I nagle zmienił ci się wygląd, charakter i w ogóle wszystko, stałaś się niezdarną pierdołą i nieinteligentną naiwniaczką, od której mądrzejsze jest dziecko?
— Za mocne słowa — odpowiadasz niezadowolona. — Shikai, może na to nie wyglądało, ale był starszy ode mnie. Po drugie, byłam po prostu zdezorientowana zanikiem pamięci. A ten lodowiec oprowadzał mnie po kryjówce i wyjaśniał mi cechy przeklętej pieczęci.
— Aha, i co dalej? — warczy. — "Ten lodowiec" potraktował cię jak Titanica, czy jak?
— Eee, może trochę — stwierdzasz, a Itami patrzy na Ciebie z ukosa, nieumiejętnie ukrywając poirytowanie. — Pozwól, że trochę ominę, bo raczej nie interesuje cię moja bitwa z miseczką ryżu: część druga.
— Jeszcze czego — parska.
— Jeden z poddanych Orochimaru, jak się później okazało, był to Fusagaru, zaprowadził mnie do ogromnej sali...
¦~¦~¦~¦
Rozejrzałaś się po ogromnym pomieszczeniu. Sufit umieszczony był jakieś dziesięć metrów wyżej, podtrzymywany przez potężne, okrągłe filary. Ściany miały mnóstwo wgnieceń, jednak wydawały się być twarde i niezwykle mocne. Podłoga była wykonana z kamienia, chociaż bardzo mocnego, czułaś pod stopami osłoniętymi sandałami drobne pęknięcia.
Usłyszałaś skrzypnięcie drzwi. Na balkony umiejscowione na ścianie po Twojej prawej stronie, wstąpili Kabuto wraz z Orochimaru. Jasne światła pochodni oświetlały ich twarze i ciepłe ubrania. Zmarszczyłaś brwi, zastanawiając się, po co im one, skoro w pomieszczeniu było wystarczająco ciepło, abyś Ty w swojej [ulubiony kolor] krótkiej bluzce i średniej długości spodniach, czuła wszechobecny gorąc.
Szczęknęły łańcuchy i otworzyły się ogromne drzwi naprzeciwko. W porównaniu z nimi, i tak mały już Shikai, wydawał się być totalnym mikrusem.
Patrzył na Ciebie jeszcze zimniejszym i bardziej przenikliwym spojrzeniem, niż wcześniej Cię obdarzał, chociaż wydawało się to być już niemożliwe. Zrobił krok na wprost bosą stopą i powiedział chłodno:
— Ostrzegałem, że będziemy walczyć.
Nie wiedziałaś, o co chodzi. Odpowiedzi szukałaś w zaciekawionym spojrzeniu Kabuto i w kpiącym uśmiechu Orochimaru. Próbowałaś znaleźć ją w słowach Shikaiego, ale nie mogłaś się doszukać.
— D-Dlaczego mamy walczyć? — spytałaś przerażona.
Nie chciałaś tego. Bałaś się, cholernie się bałaś. Miałaś nadzieję, że zaraz wszyscy się roześmieją, powiedzą że to żart i nie będzie żadnej walki. Naiwne nadzieje.
— Chcemy przetestować twoje umiejętności — powiedział w końcu Kabuto, poprawiając okulary ręką okrytą granatową rękawiczką. — Wszystkie chwyty dozwolone.
Przełknęłaś ślinę. Nie, nie, nie. To nie miało tak być! Nie miałaś zamiaru walczyć, nie chciałaś tego wszystkiego!
Nagle Twoją głowę wypełniły obrazy. Widziałaś płomienie ogarniające ciało Twojej siostry i matki, a później kapłana, a na samym końcu Twojego ojca. Widziałaś przerażenie w ich oczach, ból wymalowany na ich twarzach, by za chwilę przeistoczyli się w kupkę popiołu. Widziałaś blask ognia odbijający się na blaszkach z wygrawerowanym symbolem Liścia.
CZYTASZ
Medyk ¦ Kabuto x Reader
Fanfiction"Gdybyś znała prawdę, już dawno by Cię tam nie było. Jedynie chęć poznania swojej tożsamości trzymała Cię w tych zatęchłych korytarzach. Potem nadeszła kolej na eksperymenty, treningi i zlecenia, aż w końcu zdałaś sobie sprawę, że nie opuściłaś Oroc...