¦33.¦ Zwiedzanko Wioski Liścia!

160 21 27
                                    

Jeszcze tego samego dnia, kiedy słońce zachodziło, ustępując miejsca na niebie licznym gwiazdom, stanęliście przed bramą Konohy. Cała Wasza trójka dostała po ochraniaczu Oto, plecak z potrzebnymi rzeczami i pieniądze, a to wszystko Kabuto wytrzasnął ze swoich zwojów. Ty dodatkowo otrzymałaś bandaże na przedramiona, zakrywając gojące się rany po wcześniejszym upadku.

— Oh, Kabuto-kun! — zawołał mężczyzna w budce strażniczej. — Długo cię nie było.

— Byłem na misji — powiedział z uśmiechem czterooki. Jego wyraz twarzy był tak szczery, że sama nie potrafiłabyś odszukać w nim sprzymierzeńca Orochimaru. — Trochę to potrwało, ale w końcu jestem.

— Lepiej dzisiaj, niż później — odezwał się drugi, z bandażem na nosie. — W końcu jutro już jest finał egzaminów na chūnina. W drugim pojedynku ma walczyć Sasuke Uchiha.

— Kto jest jego przeciwnikiem? — spytał, podając Wasze fałszywe dokumenty do sprawdzenia. Wydawał się zainteresowany tym tematem, chociaż wiedziałaś, że doskonale zna wroga Uchihy.

— Gaara z Sunagakure — powiedział pierwszy. — Podczas drugiego etapu wrócił do wieży z oboma zwojami już pół godziny od rozpoczęcia.

— Nowy rekord? — Yakushi odebrał pozwolenia na przebywanie w wiosce i podał je Wam. Starannie schowałaś je do plecaka.

— Żeby tylko!

— Bez żadnego zadrapania. — Drugi pochylił się i powiedział to tak, jakby była to wielka tajemnica. Kabuto rozszerzył oczy w zdumieniu.

— Ile on ma lat?

— Trzynaście, jego rówieśnik — odpowiedział strażnik. Pokręcił głową.

— Jakie teraz to są dzieci utalentowane — powiedział, po czym uniósł głowę z uśmiechem. — To ja lecę się zameldować Hokage-sama!

— Spotkajmy się jutro na egzaminie! — zawołali, ale Wy już szliście w kierunku hotelu. Podeszłaś bliżej chłopaka.

— Jesteś tutaj lubiany — szepnęłaś.

— To tylko Izumo i Kotetsu, ich łatwo wykiwać — odparł, jakby znużony. — Ogólnie ludzie są głupi.

Kiwnęłaś głową. Ciebie też uważał za głupią?

— Pamiętajcie o planie — powiedział, dając Wam klucze do dwóch pokoi: jednego dwuosobowego dla Shikaia i Fusagaru oraz jednego osobnego dla Ciebie. — Nie nawalcie.

— Jasne, bo jesteśmy do tego zdolni — odpowiedział ironicznie lodowiec. Przytaknął jednak i udał się do pokoju, a zaraz za nim Fusagaru. Sięgałaś już do klamki, kiedy Kabuto pochylił się i szepnął Ci do ucha:

— Przyjdź wcześniej — powiedział, a Ty wzdrygnęłaś się, czując jego ciepły oddech na swojej skórze. Kiedy się oddalił, Ty jeszcze stałaś jak sparaliżowana.

— Nikogo nie było na korytarzu, wcale nie musiał szepczeć — warknęłaś pod nosem i zamaszyście otworzyłaś drzwi.

W tym momencie byłaś niesamowicie poirytowana. Nie miałaś pojęcia, dlaczego, ale niezwykle wkurzyło Cię nieszanowanie Twojej przestrzeni osobistej przez Kabuto. Z irytacją wykonałaś wieczorną toaletę i położyłaś się spać w futonie. Usnęłaś z myślą, że jutro wykonasz swoją pierwszą misję.

Obudziły Cię promienie słońca. W pokoju zdecydowanie było jasno. Byłaś zupełnie nieprzyzwyczajona do tego rodzaju rzeczy. W kryjówce Orochimaru ilość światła regulowały pochodnie, a godzinę wskazywał zegar. Teraz jednak nie potrafiłaś określić czasu. Może była już dziesiąta? Spojrzałaś na zegarek obok regału z książkami.

— A nie, jednak szósta — mruknęłaś do siebie pod nosem. Rzuciłaś się z powrotem w futon, ale nie potrafiłaś usnąć. Do trzeciego etapu egzaminu zostało pięć godzin, ale zakładając, że musisz być tam wcześniej, do dyspozycji miałaś cztery godziny.

Leniwie ubrałaś się w swój zestaw, który znacznie zmienił się przez ostatnie pół roku. Miałaś wolną rękę w kwestii ubioru i nie musiałaś ubierać się w tamten strój z samego początku. W ciszy zjadłaś śniadanie, zamknęłaś mieszkanie i zapukałaś do drzwi sąsiedniego pokoju.

Odpowiedziała Ci głucha cisza. No tak, przecież, że Shikai i Fusagaru będą jeszcze spali o tej godzinie. Przynajmniej ten drugi, zdecydowanie wyglądał na takiego śpiocha. Lodowiec natomiast sprawiał wrażenie osoby, która na sen przeznacza bardzo mało czasu.

Dlatego też zdziwiłaś się, gdy nagle w drzwiach stanął tytan. Spojrzałaś na niego zdziwiona, a za jego plecami zdołałaś dojrzeć sztangi oraz rozwalonego na pół dywanu śpiącego Shikaia. Zamiast jakiegokolwiek przywitania z rana stać Cię było tylko na:

— Co mu się stało? — Wskazałaś palcem na białowłosego. Starszy odwrócił głowę, aby spojrzeć na swojego ucznia.

— Wczoraj się wkurzył, bo zabroniłem mu wziąć jego kosy i nie miał z czym spać, więc fochnął się i próbował czuwać całą noc na dywanie — wyjaśnił z uśmiechem. — Ale, jak widzisz, nie dał rady.

— Ou. — Nie bardzo wiedziałaś, co powiedzieć. — Ja tylko chciałam dać znać, że wychodzę na spacer.

— Nie zgubisz się? — Uniósł brew z powątpiewaniem.

— Postaram się — powiedziałaś i zniknęłaś mu z oczu. Opuściłaś hotel i ruszyłaś przed siebie, gdzie Cię tylko nogi poniosły.

Nie było dużo ludzi o tej godzinie. Wiatr poruszał liśćmi, powodując szelest, słońce oświetlało swoimi promieniami uliczki wioski, a Ty podziwiałaś widoki. Konoha była piękna. Świat był piękny. Po co niszczyć piękno?

Nie zastanawiałaś się nad tym długo, bo poczułaś kuszący zapach jedzenia. Natychmiast podążyłaś w tamtym kierunku. Szczerze, miałaś już dosyć diety ryżowo-zupnej, a to była najlepsza okazja na napełnienie żołądka czymś innym, niż potrawy Tsubo.

— Co podać? — spytał pomarszczony mężczyzna za ladą. Twój rozbiegany wzrok trafił na zawieszone na ścianie menu i poprosiłaś o pierwsze danie z listy. Już po chwili delektowałaś się smakiem tradycyjnego ramenu.

— Cześć, staruszku. — Miejsce obok Ciebie zajął jakiś blondyn z posępną miną. Ubrany był w rzucający się pomarańczowy dres i zdecydowanie był w dobrych stosunkach z właścicielem Ichiraku Ramen.

— Coś się stało, Naruto? — spytał mężczyzna. — Walczysz pierwszy, prawda? To już za dwie godziny. Postawię ci ramen na koszt firmy.

Odłożyłaś pustą miseczkę i wtedy zdałaś sobie sprawę z tego, co tamten powiedział. W pośpiechu zostawiłaś pieniądze i wybiegłaś. Miałaś ledwo ponad godzinę, aby stawić się na miejscu!

Zaczęłaś w panice biegać po uliczkach, ale za nic w świecie nie potrafiłaś znaleźć właściwej drogi. Traciłaś tylko czas, kręcąc się po uliczkach. Już traciłaś nadzieję na dotarcie do hotelu po rzeczy, gdy nagle zaczepił Cię chłopiec.

— Panienka się zgubiła?

Miał długie, brązowe włosy i jasną twarz. Natychmiast odwróciłaś wzrok od niecodziennie wyglądających tęczówek w kolorze pomarańczowym. Na sobie miał jasnoszary podkoszulek, ciemnoszare, zbyt duże spodnie i granatowe sandały shinobi. Zarzucał na siebie pomarańczową bluzę z czarnym kołnierzem, rękawami i kieszeniami. Na dłoniach miał czarne rękawiczki bez palców. Ochraniacz na czoło z symbolem Konohy zakładał jak opaskę. Mógł mieć może trzynaście lat.

— Szukam drogi do tego hotelu naprzeciwko stadionu — powiedziałaś ze ściśniętym gardłem. Ostatnia nadzieja!

— Właśnie tam zmierzałem. — Uśmiechnął się. — Zaprowadzę panienkę.

Kiwnęłaś głową na zgodę i zaczęłaś z nim iść.

— Jestem [imię] z Otogakure — przedstawiłaś się. Po chwili prawie umierałaś na zawał, gdy ten powiedział:

— A ja Lotus Yakushi. 

¦°¦°¦°¦°¦

To jest pewnie najnudniejszy rozdział w tym ff. Nie mam weny i to idealnie odzwierciedla mój humor dzisiaj.


Medyk ¦ Kabuto x ReaderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz