¦28.¦ Pojedynek, tym razem na serio!

168 20 29
                                    

Uniosłaś powoli głowę przed siebie. Ujrzałaś wpatrujące się w Ciebie ciemne oczy Kabuto. Nie było go... szmat czasu. Naprawdę zdążyłaś już zapomnieć o jego obecności.

— Co to za zgromadzenie? —spytał z lekką kpiną, poprawiając jednocześnie okulary. — Kółko wzajemnej adoracji?

Odwróciłaś się gwałtownie w stronę pozostałych. Twoim oczom ukazał się dwumetrowy tytan, demon w ciele dziecka, świrnięta nastolatka, żywy trup i... przecież byłaś jeszcze Ty. Doprawdy, niecodzienna zbieranina.

— Co to za wzajemna adoracja bez ciebie, Kabuto-sensei! — zawołał Fusagaru, chcąc rozluźnić atmosferę, ale przerwała mu to reakcja Mikadzuki:

— Ja... Kabuto-sama, proszę nam wybaczyć! — Skłoniła się wpół gwałtownie. Ogarnęło Cię uczucie zażenowania na jej wyczyny. Odniosłaś wrażenie, że jest większą pierdołą od Ciebie.

— Czy [imię] spełniła oczekiwania po treningu? — Zwrócił się do Kimimaro.

— Nie mieliśmy jeszcze okazji walczyć, Kabuto-sensei — odpowiedział zgodnie z prawdą.

— Myślę, że w takim razie powinniśmy rozegrać pojedynek — odparł, uśmiechając się półgębkiem. Przełknęłaś gulę w gardle. Masz walczyć? Z kim?

Chyba nie... Nie z nim, prawda?!

— Ilo-san, prosiłbym o opuszczenie sali i powrót do swoich obowiązków — powiedział w stronę Mikadzuki, a ta kiwnęła zamaszyście głową i wyszła, trzaskając ze zdenerwowania drzwiami. — Fusagaru-san, Shikai-san, proszę za mną na balkon.

Obaj kiwnęli posłusznie głowami, a Ty spojrzałaś na swojego przeciwnika. Kimimaro stał w gotowości do walki. Przypomniał Ci się tamten pojedynek z Shikaiem pół roku temu.

To wszystko było zupełnie jak za pierwszym razem. Odnosiłaś wrażenie deja vu. Ale wiedziałaś, że nic nie jest takie samo. Zupełnie inny przeciwnik. Totalnie inny poziom. Zdecydowanie inna widownia. I przede wszystkim — inna Ty.

To nie będzie wyglądać tak samo, jak pół roku temu. Nie będziesz musiała liczyć na litość przeciwnika, gdyż nie dasz mu szansy z Tobą wygrać. Nie będziesz musiała korzystać z nagłej pomocy, ponieważ to Ty, wreszcie i na zawsze, pokonasz kogoś tutaj, w tej sali.

Byłaś pewna swoich umiejętności. Tym razem miało Ci się to udać. Czymkolwiek było to kekkei genkai klanu Kaguya, Szikomiałmiał, był bez szans z możliwościami opanowanego przez Ciebie Rankana. Czy też, Mūngana?

— Poradzisz sobie — powiedział nagle Kabuto, położywszy swoją dłoń na Twoim ramieniu. Spojrzałaś na niego zdezorientowana. — Nie mieliśmy nawet okazji się przywitać. Wiem, że dasz radę.

Kabuto się uśmiechał. Wierzył w Twoje umiejętności i Twoją wygraną. A Ty chciałaś mu pokazać, że ten czas poświęcony na treningi nie poszedł na marne.

— Dam z siebie wszystko — zapowiedziałaś dumnie, z dzielnym uśmiechem na twarzy.

I już za chwilę się rozpoczęło. Tak nagle. Przyjęłaś gotową pozycję do ataku, unosząc zgięte ręce na wysokość twarzy.

Zamiast przewidywanego przez Ciebie taijutsu, Kimimaro zaczął używać ninjutsu. I to nie byle jakiego! Wyprostował swoją prawą dłoń w Twoją stronę, a z końcówek palców zaczęły lecieć pociski. Musiałaś odskoczyć, ale to i tak wiele nie dało. Tego czegoś było wszędzie.

— TO SĄ KOŚCI?! — ryknęłaś, gdy oberwałaś dziadostwem w twarz. Trzymałaś teraz w dłoni najprawdziwszy fragment kości. — Typie, naucz mnie tego. To jest zajebiste!

Zamiast odpowiedzi, Kimimaro zmienił taktykę. Zaprzestał strzelania w Twoją stronę małymi kosteczkami, a jedynie wyciągnął kość ramienną ze swojego ciała i niczym miecz wysunął w Twoją stronę.

Wtedy też w posadzkę wbił się miecz. Niemal natychmiast go rozpoznałaś. Ten sam, którym próbowałaś zadźgać Shikaia pół roku temu. Chwytając za znajomą Ci rękojeść, spojrzałaś w górę, gdzie ujrzałaś nikły uśmiech na twarzy lodowca.

— Uważaj, żywy trupie! — wrzasnęłaś bez pomyślunku i z mieczem wycelowanym w stronę Kimimaro zaszarżowałaś na białowłosego.

Ten natomiast zatrzymał Twój atak. Zaczęliście wymieniać się ciosami, co było jedynie grą na wytrzymałość. Korzystając z umiejętności taijutsu oraz kenjutsu, starałaś się zdobyć przewagę nad Kaguyą, ale to nie dawało rady.

Wtedy Cię olśniło. Odskoczyłaś, zebrałaś czakrę w pięści i uderzyłaś w podłogę. Już czułaś na sobie przepełniony nienawiścią wzrok Fusagaru, który później będzie sprzątał ten bałagan. Byłaś jednak zadowolona z tego efektu: w podłodze zrobiła się szeroka szczelina. Biedny Fusagaru.

Używając Rankana do stworzenia genjutsu, zaczęłaś wyobrażać sobie, że podłoga rozdziera się we wszystkie strony, pęka i niszczeje, a pod spodem widnieje tylko ciemna nicość.

...Działy się rzeczy, których nawet ja nie mogłem pojąć. Przestrzeń pode mną zionęła czernią i nieprzeniknionym strachem. Nie było tam nic.

Uniosłem głowę na napastniczkę. Stała już daleko na platformie dryfującej po tym morzu ciemności. Uśmiechała się delikatnie, podziwiając otoczenie. A więc to tak...

— Uwolnienie!

Bariera iluzji została przerwana. Zacisnęłaś zęby, zdając sobie sprawę, że Kimimaro Cię rozszyfrował. Ale zaglądając do jego umysłu znalazłaś jeszcze coś.

On nie był osobą, która chciała walczyć. Pomimo genialnych umiejętności do walki, nie był prawdziwym wojownikiem. Był zbyt spokojny, zbyt wrażliwy, aby kogoś zabić. Ale wierzył w Orochimaru i że to, co mu każe, jest dobre.

Zdołałaś jedynie wysilić się na słaby uśmiech na myśl o zdobytych przez Ciebie informacjach. Ten Rankan naprawdę Ci się przydawał.

Ale... Może Mūngan? Przecież Ilo sama mówiła Ci, że masz Mūngana, a nie Rankana, bo klan Kamimūn nigdy nie istniał. A może jednak i w tej sprawie Cię okłamano? Może wcisnęli Ci kolejne kłamstwo, żebyś myślała, że wiesz już wszystko?

— Orientuj się, [imię]-chama! — wrzasnął Fusagaru z góry, wychylając się za barierki. Shikai musiał go z powrotem wciągać, aby zaraz nie wypadł.

Zacisnęłaś zęby, unikając ciosu Kimimaro. To nie czas na takie rzeczy! Swoją sytuację obmyślisz później, teraz musiałaś zmierzyć się z najlepszym poddanym Orochimaru.

— Uuuaaaaaa! — Z dziwnym krzykiem rzuciłaś się na przeciwnika. Jak szalona zaczęłaś wymachiwać pięściami przed twarzą Kimimaro, ale ten, bez żadnego wysiłku, blokował je wszystkie wychodzącymi z jego ciała kośćmi.

Już miałaś tego dosyć. Ni stąd, ni zowąd, zamachnęłaś się nogą, podcinając chłopaka. Runął na ziemię jak długi, a Ty pochwyciłaś leżący niedaleko miecz i przyłożyłaś mu do gardła.

— Wygrałam! — krzyknęłaś, patrząc z dumą w kierunku Shikaia, Fusagaru i Kabuto.

— Whoohoo! — wrzasnął mężczyzna. Shikai zaczął klaskać delikatnie, a w oczach Kabuto ewidentnie odbijała się radość. Uśmiechnęłaś się szeroko. — Cała [imię]-chama!

— Pojedynek rozstrzygnięty. Wygrywa [imię]-san — powiedział Yakushi.

Wstałaś i odłożyłaś miecz. Z uśmiechem podałaś rękę Kimimaro. Chwycił ją, również się uśmiechając.

— Dziękuję za pojedy-

Urwał. Zaczął przeraźliwie kaszleć. Zasłonił usta dłonią, na której pojawiła się krew.

— Kimimaro! — krzyknęłaś, a chłopak nagle się osunął. Kabuto natychmiast zeskoczył i do niego podbiegł, używając Techniki Mistycznej Dłoni.

¦°¦°¦°¦°¦

Równy tysiąc słów. W końcu! I nareszcie udało mi się przyciąć okładkę tak, żeby widać było całe litery. A myślałam już, że Paint do nieprzydatny staroć XD

Medyk ¦ Kabuto x ReaderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz