¦4.¦ Ogień, śmierć i spustoszenie. Pojawia się Konoha!

446 44 24
                                    

Ubrałaś się w naszykowane ubrania — jasnozłotą tunikę, przepasaną białym obi. Założyłaś jasne getry, w uszy wpięłaś fioletowe kolczyki, a na szyi zapięłaś złoty naszyjnik z fioletowym kamieniem.

Ciemne włosy z fioletowym połyskiem spięłaś w kucyk, zostawiając grzywkę opadającą na prawą stronę Twojej jasnej twarzy. Przejechałaś dłonią po niewielkim podbródku, wąskich ustach i garbatym nosie.

— Izumi, pospiesz się! — zawołała kobieta.

— Już idę! — krzyknęłaś, wychodząc z pokoju. Skierowałaś się do pokoju dziennego, gdzie czekała na Ciebie matka.

— Na tarasie — odpowiedziała na niezadane pytanie. Ruszyłaś tam, gdzie Cię nogi poniosły. Zupełnie, jakbyś mieszkała tu od dawna.

Przecież, Ty tu mieszkałaś od dawna. Tamte wydarzenia — niepamięć, eksperymenty, ryż, Orochimaru i Kabuto — to był tylko sen. Długi, koszmarny sen.

Sen, zwyczajny sen. Orochimaru ukrywał się gdzieś daleko po wygnaniu z Konohy, a Kabuto był wytworem Twojej wyobraźni. I nigdy ich nie spotkałaś. W Kumo nigdy nie widziano Orochimaru, a jakiegoś Kabuto tym bardziej.

Wyszłaś na taras. Rozejrzałaś się po oświetlonym jasno otoczeniu, zielonych roślinach owiniętych wokół poręczy i po promieniach osiadających na szkarłatnych włosach zielonookiego młodzieńca.

— Izumi. — Skłonił się. — Czuję się zaszczycony spotkaniem z tobą.

Byłaś całkowicie skonfundowana spotkaniem z nim.

— Bishamon —powiedziałaś jednak, oddając ukłon. — Co tu robisz?

— Twoja siostra ma dzisiaj ceremonię przejęcia głowy klanu Kamimūn — zaczął, nieprzejęty Twoim oschłym tonem. — Wiesz jednak, że Kiri upomina się o boczną gałąź rodu.

— Co ma to związek ze mną? — spytałaś, analizując jego postawę. Bishamon zaśmiał się.

— Piękna, ale mało inteligentna — powiedział, śmiejąc się perliście. Spurpurowiałaś na tę uwagę. — Ty należysz do bocznej gałęzi klanu Kamimūn, a boczna gałąź zawsze emigruje do Kiri.

— To co stoi na przeszkodzie? — prychnęłaś.

— Przedśmiertelną decyzją mojego ojca było, aby ponownie połączyć klany Kamimūn i Uzumaki.

Zamrugałaś oczami, nie rozumiejąc.

— Prawie półtora wieku temu zapadła decyzja, że Uzumūn oficjalnie się rozpadli, tworząc dwa odrębne klany — powiedziałaś, patrząc twardo na Bishamona. — Nie zamierzam wychodzić za kogoś z twojego klanu.

— Nie musisz się martwić — westchnął rozbawiony. — Nie jestem tobą w żadnym stopniu zainteresowany.

— Co w takim razie? — Oparłaś się o ścianę, zupełnie zapominając, że masz się na niego obrazić.

— Jest jeszcze jedno rozwiązanie — powiedział interesującym tonem. —Mamy sojusz z Otogakure no Sato.

— Z OTO?! — wydarłaś się. — Wiesz przecież, że to wioska założona przez samego Orochimaru!

Bishamon ponownie się roześmiał.

— Orochimaru nie ma tu nic do gadania — odparł, uspokoiwszy się. — Kirigakure ma oddać jednego Jinchūriki w zamian za potomkinię Hoshikage z Oto.

— Dlaczego akurat Oto? — spytałaś niepewnie. Zupełnie nie pasowało Ci to rozwiązanie.

— Cóż, Otogakure no Sato nie ma żadnych sprzeciwów, aby w zamian za Jinchūriki oddać przedstawiciela naprawdę zdolnego klanu. — Oparł się o barierki obok Ciebie. — A moja matka powiedziała, że tylko tak można wynagrodzić twoją rękę.

Medyk ¦ Kabuto x ReaderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz