Znowu otaczały Cię promienie. Znowu słyszałaś krzyki. Znowu widziałaś masakrę swojego klanu.
— Proszę, przestań — szepnęłaś, upadając na kolana i łapiąc się za bolącą głowę.
— Ehh — westchnęła czternastolatka i przerwała grę na flecie. Otoczenie zniknęło. — Same z tobą problemy, idiotko. Weź dupę w troki i uwolnij się w końcu z tego genjutsu bez mojej jebanej pomocy.
Spojrzałaś na Tayuyę spod przymrużonych powiek. Serio, Jirōbō wytrzymywał z nią i jej wyrażaniem się, skoro z Twoim ledwo dawał radę? Ty już miałaś jej dość po tygodniu, a on był z nią w drużynie kilka lat i w najbliższej przyszłości wcale nie miało się to zmienić.
Kiedy trzy miesiące temu dowiedziałaś się, że będziesz trenować z Piątką Dźwięku, nie mogłaś doczekać się zaprzestania bycia jedyną dziewczyną w tym męskim towarzystwie. Ale sama Tayuya zachowywała się najbardziej męsko spośród nich wszystkich.
¦~¦~¦~¦
— Przeciwieństwem tego stwierdzenia mógłby być fakt, że posiadała długie, czerwone włosy, jednak były one tak nastroszone i skudlone, że wydawałoby się, jakby nie ścięła ich tylko po to, aby straszyć przeciwników.
— Typowa chłopczyca — dorzuca swoje trzy grosze rozmówczyni.
— Tak jak reszta Piątki Dźwięku, miała liliowy fartuch, przepasany tym dziwnym fioletowym sznurkiem. Dopiero wtedy się zorientowałam, że to jest gadżet każdego sprzymierzeńca Orochimaru.
— Ale Kabuto go nie miał — zwraca uwagę Itami.
— Owszem. Ani Fusagaru, czy Shikai. I ja też nie dostałam, co, nie ukrywajmy, bardzo mi odpowiadało, bo stylowy to on nie był. — Śmiejesz się.
— Dokładnie — potakuje, a Ty przypominasz sobie wygląd Tayuyi: hełm na głowie, getry do kolan, obwiązane bandażami kostki, granatowe sandały, ochraniacze na przedramiona. Pamiętasz to do dziś.
¦~¦~¦~¦
— Jeśli umiesz wchodzić do czyjegoś umysłu, musisz być pewna, że to, co ci pokazuje, jest cholerną prawdą — powiedziała Ci po raz kolejny w ciągu ostatnich trzech tygodni, podczas których trenowałyście.
Kiwnęłaś głową i Tayuya uniosła flet do ust. Usłyszałaś dobrze znaną Ci melodię, a całe Twoje otoczenie się zmieniło.
Kolejny pożar, przelatujące strzały, ginący ludzie i blaszki z logo Konohy. Jednak teraz coś się zmieniło. Nie byłaś sobą.
...Znów uciekałam. To tak cholernie bolało. Ogień pokrywał całą drogę za mną, gdzie zostawiałam moją rodzinę. Ile tylko sił uciekałam przed shinobi Konohy. Ich strzały mogły mnie natychmiast zabić.
Nie chciałam umierać.
Chciałam żyć.
Coś zacisnęło się na przegubie mojej ręki. Zdusiłam w sobie krzyk, modląc się, aby oprawca nie zajął się mną na swój sposób przed śmiercią.
— Chodź z mną — powiedziała dziewczyna, na oko czternastoletnia.
Wyglądała przyjaźnie, i chociażbym nie chciała, jej silny uścisk prowadził mnie tam, gdzie mieliśmy się znaleźć. To była moja szansa na przeżycie.
— Dołącz do Orochimaru — powiedziała tylko, nim zniknęła w mroku, zostawiając mnie samą, naprzeciw czarnowłosego mężczyzny...
Wspomnienie? Nie, przecież nie łapałaś kontaktu wzrokowego. Zacisnęłaś zęby. Cholerne genjutsu. Zamknęłaś oczy i zaczęłaś mieszać przepływ czakry. Obraz się rozmywał, aż nagle stanęłaś przed wkurzoną — ale ona sama użyłaby: wkurwioną — Tayuyą.
— Co to, do cholery miało być?! — wrzasnęła, a jej włosy, zdawałoby się, że nastroszyły się bardziej. — Co to, kurwa, było?
— Ehm — wydobyłaś z siebie, nie mając pojęcia, o co jej chodzi. Widziała to? Co się właśnie stało...?
— Cholera by to! — wrzasnęła i ruszyła w stronę drzwi. Fale.
Wiedziała o Tobie wszystko. Orochimaru powiedział jej o Twoim przypadku, że nie pamiętasz — zrozumiała to. Ale ona znała Cię wcześniej. Jak ją kiedyś uratowałaś.
To musiało stać się już cztery lata temu. Już cztery lata znałaś się z Tayuyą.
Jak, skoro pojawiłaś się tu dwa lata temu?
Dziewczyna wyszła, trzaskając drzwiami. Rzuciłaś zdezorientowane spojrzenie Shikaiowi i Fusagaru, nie mniej zszokowanych od Ciebie. Westchnęłaś.
— O co w tym wszystkim chodzi? — spytałaś drżącym głosem. Shikai zmarszczył brwi. — Kim byłam wcześniej? — kontynuowałaś. Fusagaru odwrócił wzrok. — Kim jestem teraz?
To było dla Ciebie znakiem. Nie byłaś tym, za kogo się uważałaś. Wcześniej myślałaś, że znalazłaś się tutaj, aby pomścić swój klan. Że miałaś umiejętność, która sprawiła utratę pamięci. I zaczynałaś wszystko od nowa: nauka kontroli czakry, budowanie relacji na nowo, poznawanie siebie.
Ale wtedy okazało się, że znałaś ich wszystkich już wcześniej. I dostałaś pieczęć z nową tożsamością, chociaż używałaś jej na długo przed tym, dopiero pojawiłaś się u Orochimaru, jak i służyłaś mu od lat.
Która z tych wersji była prawdziwa?
¦~¦~¦~¦
— I pomyślałaś wtedy, że przeszłość, którą ci przedstawili, była fałszywa? — pyta Itami.
Potwierdzasz kiwnięciem głową.
— Przez następny tydzień ćwiczyłam dalej z Tayuyą genjutsu, a pod jego koniec spotkałam kogoś, kto wywrócił mój sposób myślenia.
— Kabuto? Kimimaro? — dopytuje podekscytowana.
— Ilo Mikadzuki.
¦~¦~¦~¦
Dziewczyna miała średniodługie, turkusowe włosy, związane w kucyk z zostawioną grzywką na prawą stronę twarzy. W jej zdezorientowanym spojrzeniu błękitnych oczu dojrzałaś dziwny błysk.
— Wiesz może, w którą stronę do gabinetu Orochimaru-sama? — spytałaś ostrożnie, analizując postawę dziewczyny. — Zgubiłam się.
Tak naprawdę spotkałaś ją w drodze do niego na popołudniowy trening. Dokładnie wiedziałaś, gdzie masz iść, ale musiałaś wybadać, czy dziewczyna nie jest szpiegiem.
— Prosto i w prawo, idziesz w dobrym kierunku — szepnęła, łapiąc się za wisiorek, którego kształtu nie zdążyłaś zobaczyć.
— Oh, jasne, dzięki — odparłaś. Powiedziała prawdę. — Jestem [imię].
— Ilo.
Zamrugałaś przez chwilę oczami, przetwarzając w głowie te informacje.
— Mikadzuki?
Ilo spojrzała na Ciebie wystraszona.
— Tak wyszło — mruknęła. — Ilo Mikadzuki. To ja. Haha.
Jej śmiech był wymuszony, jakby zachowywała przyjazną twarz tylko ze względu na Ciebie. Była zestresowana i chciała odejść stąd jak najdalej.
— Em, tak, miło mi cię poznać — stwierdziłaś niemrawo. Byłaś już spóźniona, a Ilo Mikadzuki wcale nie była taka, jak ją sobie wyobrażałaś. — Dzięki za wskazanie drogi, już spadam.
Ruszyłaś na wprost żwawym krokiem. Mijając turkusowowłosą, chwyciła Cię za nadgarstek i pochyliła się do Twojego ucha.
— Nie ufaj nikomu — szepnęła przerażająco — ani swoim nowym znajomym, ani sobie. No, a Orochimaru tym bardziej.
— A tobie? — spytałaś, ale dziewczyna już oddaliła się w ciemność korytarza.
Za Tobą stał Orochimaru, uśmiechając się przerażająco.
¦°¦°¦°¦°¦
Wrzucam dzisiaj, bo nie wiem, czy przeżyję zieloną noc xD Dziewczyny mają... nieco drastyczne pomysły.
![](https://img.wattpad.com/cover/177566535-288-k258817.jpg)
CZYTASZ
Medyk ¦ Kabuto x Reader
Fanfic"Gdybyś znała prawdę, już dawno by Cię tam nie było. Jedynie chęć poznania swojej tożsamości trzymała Cię w tych zatęchłych korytarzach. Potem nadeszła kolej na eksperymenty, treningi i zlecenia, aż w końcu zdałaś sobie sprawę, że nie opuściłaś Oroc...