¦41.¦ Zabrał klucze i poszedł!

121 19 9
                                    

Spojrzałaś na Shikaia. Drzwi za Wami brutalnie się zatrzasnęły, a w Twoich uszach wciąż brzmiały słowa odmowy Tsunade. Nietrudno było wyczuć rozpacz chłopaka w pustym korytarzu.

Nie dziwiłaś się decyzji Tsunade. Długo nie widziała Fujiwary, nie mogła tak po prostu się zgodzić. Nie wiedzieliście, jaką relację miała z Orochimaru, ani co o sobie wiedzieli. A nawet jeśliby się zgodziła, czy nie byłoby już za późno, kiedy dotrzecie do kryjówki?

I chociaż wiedziałaś, że innej opcji nie było, byłaś oburzona decyzją Sanninki.

Shikai, chociaż szalała w nim bezradność, pozostawał na twarzy obojętny. Jedyną oznaką buzujących w nim emocji była zaciśnięta prawa pięść.

— Nie udało się — powiedział w końcu.

Odwróciłaś niechętnie wzrok. Co wypadałoby zrobić? Co zrobić, aby uratować Fusagaru?

— Orochimaru nie wie o tym, że opuściliśmy jego kryjówkę — powiedziałaś powoli, analizując wcześniejsze słowa Shikaia. — Nie myślisz więc, że i tak nie mamy dokąd wracać?

W końcu, Hābu zostawili. Wy złamaliście zasady i opuściliście kryjówkę Orochimaru bez jego zgody. Gorzej — bez jego wiedzy. Już pewnie o Was zapomniał, porzucił Was, nie macie domu.

Lodowiec nic nie powiedział. Ruszył korytarzem i wyszedł z budynku, zanim zdążyłaś się zorientować. Natychmiast pobiegłaś za nim, jednak on zniknął Ci z oczu.

— Shikai! — wrzasnęłaś w powietrze, a ludzie dziwnie się na Ciebie spojrzeli. — Wziąłeś klucze, idioto!

Rozejrzałaś się wokół siebie. Nigdzie go nie widziałaś. Pozostałe Ci opcje? Czekać biernie pod drzwiami na jego powrót, ryzykować zgubieniem się podczas szukania go, albo przesiedzieć u Tsunade.

— Już wolę się zgubić, niż siedzieć u tej baby — mruknęłaś pod nosem i poszłaś szukać lodowca.

Nie mogąc odczytać jego emocji, nie mogłaś znać jego intencji. Po co poszedł? Gdzie? Na jak długo? Nie był tak otwarty, jak Fusagaru. Gdyby to on odszedł, prawdopodobnie szukałabyś w jakimś barze albo... Nie, tam byś nie poszła za żadne skarby. Szyld i plakat z półnagą kobietą odstraszały Cię skutecznie.

Jeśli Shikai byłby z Fusagaru, pewnie poszedłby z nim do baru, pilnować, żeby się nie upił i nie wylądował w sąsiednim burdelu. Chociaż... czy Shikai nie jest zbyt buntowniczy na łażenie za swoim mistrzem? Czy na przekór jemu nie udałby się na drugi koniec wioski, żeby tylko się z nim nie zgodzić?

Zagryzłaś wargę. Od dobrych pięciu minut stałaś przed wejściem do hotelu. Wahałaś się, czy nie rzucić się w pogoń za lodowcem, czy jednak nie oddalać się od schronienia.

Odetchnęłaś głęboko, rzucając ostatnie spojrzenie budynkowi hotelu. Był wysokości pozostałych, wyglądał jak zwykłe domy. Miałaś nadzieję jedynie na to, że albo szybko znajdziesz Shikaia, albo zwyczajnie nie zgubisz drogi.

W głowie notowałaś wszystkie zakręty, skręty, skrzyżowania, budynki, ale kiedy chciałaś wrócić, zrobił się z tego wielki misz-masz, pomyliłaś kolejność i tym sposobem znalazłaś się w samym sercu chaosu.

Ludzie wokół Ciebie przeciskali się w jedną stronę. Strach przyjmował wręcz fizyczną formę, którą widziałaś. Coś musiało się wydarzyć. Nie zdziwiłoby Cię, gdyby to Shikai znalazłby się w centrum tych wydarzeń. Tylko co, do cholery, mogło mu się stać?

Na ile pozwolił Ci poruszający się tłum, przebrnęłaś do środka zamieszania. Już na wstępie musiałaś uniknąć złapania się w pajęczą sieć.

— Ki-Kidōmaru?! — wrzasnęłaś spanikowana, widząc znajomą twarz. Chłopak uśmiechnął się smutno. — Co ty tu robisz?!

— Zbieramy cię do kryjówki — zaczął — ale jego musimy zabić.

Rozszerzyłaś oczy. Skóra Shikaia pokryła się czarnym wzorem. Był silniejszy, o wiele silniejszy, niż gdy Ty walczyłaś z nim ponad pół roku temu. Używał pieczęci przeciwko swojemu wrogowi: Czwórce Dźwięku.

Czwórce?! Czyli jednak Kimimaro wciąż nie wydobrzał. Kto więc sprawował pozycję lidera grupy? Kto decydował za śmierć Shikaia?

— Dlaczego?! — krzyknęłaś, widząc, że nie radzi sobie z trójką przeciwników używających pieczęci. — Dlaczego go zabijacie!?

Twoje spojrzenie wywiercało w Kidōmaru dziurę. Gdy napotkał Twój wzrok, przez chwilę walczył ze sobą, gdy powiedział:

— Opuścił kryjówkę bez wiedzy Orochimaru-sama, nie może pozwolić, aby wydał informacje wrogowi — powiedział bez zająknięcia. — A ty jesteś dla niego cenna, więc bez względu na wszystko musisz zostać sprowadzona z powrotem.

Już po chwili znajdowałaś się w pajęczym kokonie. Dźwięki dochodzące z zewnątrz były tłumione, jednak wyraźnie słyszałaś:

— Mam ją! Dobijcie go i wracamy!

Nie mogłaś nic zrobić. Shikai zmieniał się wraz ze swoją pieczęcią i chociaż był silny, nie mógł stawić czoła Czwórce Dźwięku. On umrze, a Ty wrócisz do kryjówki w kokonie. Jak spojrzysz w oczy Fusagaru?

Czy w ogóle będziesz mogła spojrzeć w oczy Fusagaru? Czy też jego istnienie zostanie wymazane, przeistoczone w pojemnik Orochimaru?

Zacisnęłaś oczy, czując łzy na policzkach. Nie potrafiłaś myśleć o śmierci. Ich brak byłby... tak bardzo nieralny. Nie mogło ich zabraknąć w Twoim życiu. Nie mogli odejść. Musieli żyć. Nie mogło zabraknąć światła prawdy w tunelu ciemnych kłamstw. Kiedy nie wiedziałaś, kim jesteś, pomimo zakazów, mówili Ci. Pomimo zakazów, chronili siebie nawzajem. Chronili Ciebie.

To uczucie. Jak wtedy, gdy walczyłaś z Shikaiem. To ciepło. Ta siła, która zaczęła przepełniać Twoje ciało. Kokon zaczął pękać, a Czwórka Dźwięku ujrzała Ciebie — [imię] otoczoną błyskawicami.

To był tylko chwilowy efekt. Wiedziałaś, że ten stan działał tylko pod wpływem Twoich emocji. Jeśli chciałaś ratować Shikaia, musiałaś zrobić to teraz.

Impulsywnie zmieniałaś czakrę w szybkość. Jednak szybkość wcale nie znaczyła, że wygrasz z większą ilością przeciwników.

¦~¦~¦~¦

Wzdychasz ciężko. To nie ma końca. Przypominanie sobie tego wszystkiego to jak przeżywanie tego od nowa.

— Nie musisz mówić, jeśli nie chcesz — bąka Itami pod nosem. W powietrzu zalega cisza. Łypie jednak kątem oka, ciekawa dalszego rozwoju akcji.

— Pamiętasz — ciągniesz — jak mówiłam ci, że widziana przeze mnie przeszłość Shikaia była dla mnie ciężka? Chociaż później działy się gorsze rzeczy, to właśnie to mną wstrząsnęło. Jak los okrutnie prowadził jego życie, tak okrutnie sam wyrwał się spod jego panowania.

¦~¦~¦~¦

Ciemno. Znowu ciemno. Dlaczego tam było tak ciemno? I zimno. Chłód ogarniał Twoje ciało. Dlaczego tu było zimno?

— Obudziłaś się już? — usłyszałaś. Znałaś ten głos. Walczyłaś z ciężkimi powiekami, aż w końcu dojrzałaś przed oczami rozmazaną twarz. Mnóstwo czerwieni zasłaniało rysy.

— Co... z Shikaiem? — spytałaś, przypomniawszy sobie poprzednie zdarzenia.

— Musiał zginąć. Poniósł odpowiedzialność za swoje czyny — odpowiadała osoba. —Jednak wasza wyprawa była bezcelowa. Orochimaru-sama przejął już nowe ciało.

— ...Fusagaru? — szepnęłaś z przestrachem. Cisza stanowiła potwierdzenie.

Oni umarli.

¦°¦°¦°¦°¦

Rok szkolny się zaczął! Jak Wasze szkoły? Macie fajne klasy? Dalej w starym gronie, czy nowe środowisko? C:

Medyk ¦ Kabuto x ReaderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz