¦50.¦ Medyk!

149 21 6
                                    

— Dzisiaj.

Spojrzałaś zaspanym wzrokiem na wiszącego nad Tobą Lotusa. Kontrolując czakrę, utrzymywał ją w stopach i uczepił się sufitu. Z początku, zaspana, przetarłaś oczy, zastanawiając się nad sensem wypowiedzianego przez chłopca słowa.

— Co dzisiaj?

Uniosłaś głowę i wtedy zorientowałaś się, że nad Tobą zwisa. Przerażona rzuciłaś w niego kołdrą i uciekłaś w kąt pokoju, patrząc na niego, jak wije się w kołdrze, a na sam koniec spada.

— Dzisiaj panienka musi upozorować śmierć siostrzyczki Fumei — powiedział, wygrzebawszy się spod pościeli.

— Znaczy się, Ilo? — spytałaś. Lotus kiwnął głową, po czym wstał i uśmiechnął się szeroko. Znając już jego naturę, wiedziałaś, że to nie wróży nic dobrego.

— Przygotowałem już wszystko, co jest potrzebne do zabrania kolegi Sasuke do domu, ale może być trudniej, ze względu na porę roku — mruknął.

— Taak. — Spojrzałaś za okno, gdzie drobno sypał śnieg. Połowa grudnia już minęła i zrobiło się strasznie zimno. — Trochę nie chciało mi się tego wcześniej zrobić.

W ogóle nie chciało Ci się tego robić. Lotus obrzucił Cię niedowierzającym spojrzeniem, na co uśmiechnęłaś się przepraszająco. Dzisiaj był dzień, w którym oficjalnie zakończysz egzystencję dawno martwej Ilo Mikadzuki.

Nie chciałaś tego robić. Bałaś się, że wybrałaś nie tę stronę. Może powinnaś działać na szkodę Orochimaru, a swoją przeszłość odkryłabyś w inny sposób?

¦~¦~¦~¦

— Plan A zakładał, że w nocy użyję na Sasuke genjutsu, Lotus wyniesie go z wioski po kryjomu, a ja upozoruję śmierć Ilo Mikadzuki.

— A plan B?

— Plan B był taki, że nie dopuszczam do porwania Sasuke, pozoruję swoją własną śmierć, a potem spieprzam tak daleko, jak tylko się da.

— Oh, i w ten sposób trafiłaś do Akigakure! — Itami unosi się z okrzykiem radości. — Nareszcie koniec tej dennej historii!

¦~¦~¦~¦

Kartka w dłoni niezwykle Ci ciążyła. Zapisane koślawo znaki tworzyły ostatnie zdanie powieści, którą pisała Ilo.

— "Nic nie jest prawdą, ale nikt nie chce przyznać się do kłamstwa. Nie ufaj nikomu, nawet samej sobie" — przeczytałaś na głos ostatnią kwestię głównego bohatera kierowaną w stronę koleżanki po fachu.

Historia wcale nie zakładała romansu między nimi, jak z początku myślałaś. To była przepiękna opowieść o przyjaźni między szpiegami w świecie, gdzie nikomu nie mogli ufać, a informacja była najpotężniejszą bronią, za którą mogli zostać zamordowani. Nie była jednak dokończona.

— I nigdy nie będzie — mruknęłaś do siebie.

— Ilo? — Drzwi u wejścia otworzyły się szeroko. Z przestrachem odłożyłaś kartkę, jakbyś była dzieckiem przyłapanym na złym uczynku i wyszłaś z pomieszczenia.

— Hābu? — spytałaś, widząc rudowłosego w przejściu. Okularnik spróbował się uśmiechnąć, ale wyszedł mu grymas. Czułaś, że to musi być coś ważnego.

— Ilo, bo wiesz... — zaczął. — Tsunade wysyła mnie na misję eskorty daimyō Kraju Ognia i nie wiem, czy wyjdę z tego żywy. Dlatego, chciałbym powiedzieć ci, że być może widzimy się ostatni raz. I...

Uchiha niebezpiecznie się do Ciebie zbliżył. Złapał Cię za przegub dłoni i przybliżył swoją twarz do Twojej.

To wszystko stało się w zawrotnym tempie, a jednak w tej krótkiej chwili zdążyłaś sobie uświadomić, że to nie do niego wracałaś, i że to nie jego dłoń prowadziła Cię przez życie. To nie spojrzenia tych oczu doszukiwałaś się za okularami. To nie była ta osoba, której ufałaś. Chociaż była tak cholernie podobna.

Szybkim ruchem ręki sięgnęłaś po najbliższą Ci broń — miecz przypięty do pasa Hābu. Obnażony z pochwy, zatopił się w ciepłym ciele okularnika. Krew trysnęła Ci na twarz i ubranie, pociekła z jego ust i wylewała się z rany w piersi, brudząc jego zieloną koszulę. Na jego twarzy nie widziałaś grymasu bólu. Tam był tylko strach. I niedowierzanie.

Ostatnim uczuciem Hābu, które czułaś Mūnganem, było niedowierzanie. Nie potrafił uwierzyć, że w momencie, gdy wyznawał miłość Ilo, ta z zimną krwią pchnęła ostrze wprost w jego serce. I to dosłownie. Nie wierzył, że jego najbliższa przyjaciółka i ukochana mogła go zabić, nie rozumiał tego powodu. Bał się śmierci mniej, niż tego, co stało się z Ilo Mikadzuki.

W jednej chwili, gdy wyciągnęłaś z niego miecz, jego ciało upadło z hukiem, a Ty straciłaś połączenie z jego myślami. Umarł, w momencie, gdy miał wyznać miłość dziewczynie, która umarła daleko przed nim.

— HĀBU! — wrzasnęła nagle jakaś postać, która pojawiła się niespodziewanie w drzwiach.

Spojrzałaś na nią i ścisnęłaś mocniej palce na znajomej rękojeści. Jęknęłaś na widok świadka morderstwa. Zaczęłaś wewnętrznie panikować. Właśnie zabiłaś Hābu Uchihę, a Arisha Jikan to zobaczyła. Nie wiedziałaś, co gorsze.

W akcie desperacji przyłożyłaś sobie miecz do gardła. Wymusiłaś łzy, a w Twoich oczach błądziło szaleństwo. Plan C?

— Arisha, byłaś moją najbliższą przyjaciółką. Może spotkamy się kiedyś na tamtym świecie —powiedziałaś z uśmiechem i na jej oczach popełniłaś samobójstwo.

— ILO! — wrzasnęła roztrzęsiona, będąc pewna, że Ilo rzeczywiście się zabiła. Głowa Mikadzuki, niczym ta Kakashiego, potoczyła się pod jej nogi, wytrzeszczyła oczy i opadła na kolana. Zaczęła rzewnie płakać, wpatrując się tępo w niebieskie, puste oczy.

— Zobaczyłem, że pan Tsumekuse tu wchodzi, a siostrzyczka Arisha za mną poszła, obiecuję, że to się więcej nie powtórzy! — zawołał w progu Lotus. Wykręciłaś młynka oczami, po czym przyjrzałaś się swojemu dziełu: martwemu Hābu i Arishy zamkniętej w genjutsu.

— Weź podrzuć tu jakiegoś trupa, bo właśnie zginęła Ilo Mikadzuki — mruknęłaś pod nosem, wciąż jeszcze roztrzęsiona swoim czynem. Było już za późno na naprawienie swojego błędu.

— Widzę, że nie tylko jej się zmarło — stwierdził, już spokojny. — Niech panienka weźmie rzeczy, bo nie będziemy już czekać do nocy.

Kiwnęłaś głową, aby już po chwili biec z beczką, w której siedział Sasuke pod wpływem genjutsu, przez sekretne uliczki Konohy. Niedługo po tym znalazłaś się już poza obrębem wioski, a Twoim celem była kryjówka, gdzie w połowie drogi miał Cię odebrać Kabuto, abyś nie pogubiła się przypadkiem.

Nie dość, że śnieg sypał jak szalony, a wiatr smagał Cię po twarzy, Twoim jedynym okryciem była ubrana na szybko luźna koszulka, getry i sandały shinobi. Twój początkowy bieg zmienił się w trucht, a ten w marsz. Po godzinie pozostało już jedynie żmudne stawianie kroków w celu pokonania śnieżnej zaspy.

Nawet nie zorientowałaś się, kiedy spotkałaś Kabuto. Spojrzał na Ciebie zmartwiony, poprawił okulary, wziął od Ciebie beczkę i złapał Cię za rękę. I szłaś za nim, a jego obecność dodawała Ci sił.

Jego dłoń była ciepła. Miał znajomy, mocny uścisk. Prowadził Cię, chociaż nie miałaś już sił. Mógł Cię zawlec gdziekolwiek i porzucić, ale Ty mu ufałaś. Byłaś pewna, że Cię ratował, i gdyby nie on, już dawno byś dzieliła los Tsumekuse, Fumei czy Duetu.

Ponieważ to on był medykiem, który uzdrowił Twoją duszę: Kabuto Yakushi, którego kochałaś.

¦°¦°¦°¦°¦

Pięćdziesiąty rozdział! Miałam na nim zakończyć akcję, ale wydaje mi się, że jednak szybko się nie rozstaniemy...

Medyk ¦ Kabuto x ReaderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz