¦48.¦ Chyba czas w końcu zaufać!

128 22 5
                                    

— Jak wygląda sytuacja u Orochimaru? — spytała Tsunade, patrząc Ci się głęboko w błękitne oczy.

Gdyby stała przed nią prawdziwa Ilo, powiedziałaby: Sasuke Uchiha nawiązał pierwszy kontakt z Orochimaru poprzez Lotusa i sprowadzoną przez niego Czwórkę Dźwięku. Ale Ty nie byłaś Ilo.

— Orochimaru potrzebuje nowego pojemnika — powiedziałaś z zapożyczoną od Shikaia obojętnością. — Ledwo trzyma się na nogach, więc prawdopodobnie wybór padnie na [imię], która już posiada pieczęć.

— Ta sama, którą spotkaliśmy wtedy podczas ataku na Konohę? — dopytał Hābu, stojący obok Ciebie. Jego spojrzenie nabrało więcej ciepła, kiedy spojrzał na Ciebie w ciele Mikadzuki.

— Tak — potaknęłaś. Wiedziałaś, że spodobałaś mu się. Czy też: spodobała mu się ta wersja Ilo, którą Ty kierowałaś. Ale Tobie on, Arisha i wioska byli obojętni. Wypełniałaś tylko swoją misję. Zmieniłaś się przez te sześć tygodni.

— Co z Piątką Dźwięku? — spytała ponownie Tsunade. Nienawidziłaś jej. Twoje wspomnienia nie były już tak żywe, sceny w Twojej głowie wyblakły, więc musiałaś dopowiedzieć sobie resztę: to wina Tsunade, że Shikai i Fusagaru zginęli.

— Nic nie zmieniło się od ostatniego raportu — zakomunikowałaś. Tsunade kiwnęła głową i kazała opuścić Wam gabinet.

— Szczerze, to kiedy obwieściłaś pierwszy raz, że jesteś liderką elitarnej grupy strzegącej Orochimaru, myślałem, że to żart — zaczął rudowłosy, gdy znaleźliście się na korytarzu. — Pomyślałem, że co może zdziałać taka nieogarnięta, spóźnialska, zapominalska, niezdecydowana i leniwa osoba jak ty?

Uniosłaś brew w geście słuchania go. Ten natychmiast uchwycił Twoje krytyczne spojrzenie, więc uniósł ręce i zaczął nimi machać zarumieniony.

— Bez urazy! — zawołał. — Serio taka byłaś, ale potem... się zmieniłaś. Wydoroślałaś, Ilo.

Uśmiechnęłaś się kącikiem ust. Nie wierzyłaś, że czterooki uznał tę przemianę Mikadzuki za prawdziwą. Hābu zakochał się w Ilo po tym, gdy już dawno umarła.

¦~¦~¦~¦

— Hābu nie interesował mnie jako chłopak w żadnym momencie naszej znajomości. Od kiedy jednak prawie stawałam się morderczynią niewinnych dzieci przy każdych treningach z Kabuto, a prawdziwe relacje międzyludzkie przestały mnie obowiązywać, nie obchodził mnie nawet jako człowiek. A jednak obdarzył mnie jakimś uczuciem, którego nigdy nie poznałam. Czułam je Mūnganem: przywiązanie, głębokie zaufanie, chęć przebywania ze mną w każdej chwili, a w najgorszym przypadku również oddanie za mnie życie. Uznałam to więc za definicję miłości.

— Nie wierzę, że serio się w tobie zakochał — mruczy Itami sceptycznie.

— Ej, no wiesz — jęczysz. — Chciałam być jak Ilo, jednak nawet mój własny charakter na to nie pozwalał. Wyszła z tego jej zmodyfikowana wersja, która w pewnym momencie przeistoczyła się w to, co potem pokazywałam.

— W którym momencie?

— Chyba w tym, w którym zdałam sobie sprawę, że to wszystko jest na pokaz. Te sztuczne uśmiechy, czas spędzany na rozmowach, przytulanki, filmowe wieczory, kupowana czekolada... Nic nie było prawdziwe. Chociaż mogli coś dla mnie znaczyć, ja, jako [imię], nie znaczyłam dla nich nic. Oni przyjaźnili się z Ilo, nie ze mną. Musiałam zdać sobie sprawę, że kiedy zakończy się misja, będą opłakiwać jej śmierć, a ja pójdę dalej i nawet nie będę mogła się z nimi pożegnać. Tak samo, jak nie pożegnałam się z Fusagaru i Shikaiem. Oni byli moimi prawdziwymi przyjaciółmi, ale już nie żyli...

— Więc wyzbyłaś się uczuć. Zakładałaś maski, oszukiwałaś samą siebie, a potem nie wiedziałaś, która wersja ciebie jest prawdziwa. — Podsumowuje. — Szpieg idealny.

¦~¦~¦~¦

— Nie śpisz?

Zacisnęłaś oczy, próbując udawać sen. Wstrzymałaś oddech z nadzieją, że Kabuto się nabierze.

— Nie umiesz udawać snu — stwierdził z rozbawieniem, po czym przysiadł się do Ciebie. Jęknęłaś wewnętrznie, przeklinając swój brak umiejętności aktorskich.

— Coś się stało? — warknęłaś, jednak w głębi duszy niezwykle cieszyłaś się na jego widok. Zdusiłaś w sobie uśmiech. Miałaś już dość tej dziwnej ekscytacji, kiedy był w pobliżu.

— Orochimaru-sama się niecierpliwi — powiedział, a Ty zmarszczyłaś brwi. Nie użył formy grzecznościowej.

— Ta ta, jasne — mruknęłaś, machając lekceważąco ręką. I tak nie miałaś zamiaru przykładać do tego ręki. Grałaś na zwłokę, wciąż zastanawiając się, co jest Twoim celem.

Kolorowa rzeczywistość Konohy Cię odrzucała. Wszyscy tam wydawali się szczęśliwi, bez zmartwień, nie przejmujący się śmiercią. Tobie zaś było spieszno do skrytej w mroku kryjówki, z której wciąż próbowałaś uciec. Wydawało Ci się, że to właśnie tam spoczywają dusze Shikaia i Fusagaru. Chociaż było to irracjonalne, gdyż nienawidzili tego miejsca. Ale ich zaufanie do siebie dodawało im sił i potrafili wytrwać duchotę korytarzy.

Nie mając nikogo, komu mogłaś powierzyć swoje myśli, szukałaś bratniej duszy w kryjówce. Kimimaro był zbyt oddany Orochimaru, Karin już zepsuta przez wymuszone posłuszeństwo, Czwórka Dźwięku zatracona w egoizmie bez własnego przywódcy, a Lotus tak dwulicowy, że przestałaś wierzyć w jego niewinne "panienkowanie" i szczerze składane obietnice. Nie potrafiłaś znaleźć nikogo takiego, kto odzwierciedlałby Twoje poglądy.

¦~¦~¦~¦

— I wtedy popełniłam najgorszy błąd — wzdychasz, przypominając sobie ten ból sprzed lat. — Myślałam, że jest taki, jak ja. Też szukał siebie, nie wiedział kim jest i po co żyje. Nadane mu imię było dowodem jego egzystencji, która ciągnęła się bez celu, więc sam nadawał jej kierunek. Czułam, że się dogadamy. Był mi bliski i pomocny, a chociaż był szpiegiem, byłam pewna, że to jego prawdziwa twarz. Byłam pewna, że w głębi duszy jest pomocny do bólu, a gdy winny przysługę, gotowy oddać wszystko, by ją spłacić. Medyk, który ratował nie z powinności, a z własnego dobrego serca. Tak odczytywałam jego gesty, uśmiech i spojrzenie zza okularów.

— I ostatecznie zaufałaś Kabuto Yakushiemu.

— Dokładnie. Zaufałam szpiegowi, który nigdy nie służył temu, po którego prawdziwie był stronie. 

¦°¦°¦°¦°¦

To się psuje z rozdziału na rozdział.

Medyk ¦ Kabuto x ReaderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz