¦47.¦ Ucz mnie, mistrzu!

130 18 6
                                    

Oczywiście, zanim dotarłaś do kryjówki, pogubiłaś się po drodze niemal dwadzieścia cztery razy (prawie, bo za dwudziestym czwartym znalazł Cię Kabuto), przez co na miejscu znalazłaś się dopiero na trzeci dzień od opuszczenia Konohy.

— Ta podróż sprawiła, że dowiedziałam się, dlaczego tak trudno znaleźć jego kryjówkę, chociaż, kiedy ją opuszczałam, wydawała się być bardzo na widoku — mówisz czerwonookiej.

— Albo ty masz tak kiepską orientację w terenie, że nie potrafisz wrócić.

— Niemniej, w drodze nie odzywaliśmy się do siebie, nawet nie pytał o mój wczesny powrót, nieobecność Lotusa, czy brak Sasuke. Ani ja nie pytałam się go, co robił w takim miejscu. Odprowadził mnie pod same drzwi mojego pokoju i odszedł powiadomić Orochimaru o moim przybyciu.

¦~¦~¦~¦

Zaraz kiedy tylko wróciłaś, zaszyłaś się w swoim pokoju na pięć godzin. Utworzyłaś wielką mapę myśli w stylu Sherlocka Ninja, łącząc wszelakie zdobyte fakty. Potem odwróciłaś się do znudzonego Kabuto i przedstawiłaś mu swoje wyniki z dumą:

— Ilo nie była po naszej stronie.

Spojrzałaś głęboko w ciemne oczy Kabuto. Ten przymknął je w zamyśleniu, poprawił okulary i odetchnął z irytacją. Spojrzał na Ciebie wzrokiem pytającym się, dlaczego zmarnował tyle czasu dla takiej pierdoły.

— Oh, bo nikt tego nie podejrzewał — mruknął ironicznie. Podniósł się z Twojego łóżka i ruszył ku drzwiom. — Będziesz się bić o zupę, czy ci przynieść?

— Jakbyś mógł... — mruknęłaś. Zostałaś sama w pokoju.

Nie widziałaś, dlaczego tu wróciłaś. Być może powodem było wciąż dręczące Cię sumienie po śmierci Fusagaru i Shikaia, którzy umarli w służbie Orochimaru. Po części.

To prawda, że nie ufałaś Orochimaru. I prawda, że nie potrafiłaś wybaczyć Czwórce Dźwięku zabicia Shi Yukiego. Ani Orochimaru tego, że nosił swoją duszę w ciele Fujiwary Senju. A Kabuto przecież był szpiegiem, również kłamał, więc nie było mowy o zaufaniu mu.

— Jestem tutaj tylko po to, aby poznać swoją przeszłość — powiedziałaś sobie twardo. — Wciąż nie wiem, kim jestem, kim byłam. Izumi Kamimūn, [imię], Ilo Mikadzuki, Fumei, to wciąż nie ja.

— Coś mówiłaś? — spytał Kabuto. Odskoczyłaś z paniką w oczach.

— Skąd ty tu? — wrzasnęłaś. Chłopak uśmiechnął się.

— Stołówka stąd jest niedaleko — powiedział rzecz oczywistą, położył głęboki talerz na komodzie i zebrał się do wyjścia. Obdarzyłaś zupę Tsubo niechętnym spojrzeniem. Po chwili zorientowałaś się, że Yakushiego już w pokoju nie ma. Wychyliłaś głowę za drzwi i wrzasnęłaś:

— Kabuto!

— Tak? — Odwrócił się. — Ja wiem, że to wciąż zupa Tsubo, ale nic lepszego nie-

— Naucz mnie medycznego ninjutsu — rozkazałaś, a ten uśmiechnął się półgębkiem.

— Myślałem już, że nigdy mnie o to nie poprosisz. — Poprawił okulary.

¦~¦~¦~¦

— Więc tak, Sherlocku Ninja, kilka pytanek — przerywa Ci Itami. Wykręcasz młynka oczami. Czyżbyś opowiadała zbyt chaotycznie? — Dlaczego Ilo Mikadzuki tak późno dostała pieczęć?

— Oczywiście, z początku mogło nie być odpowiedniego rodzaju dla kekkei genkai jej klanu i tak dalej. Kiedy jednak przeszła na stronę Konohy, dostała rozkaz od Hiruzena Sarutobiego, aby nie doprowadzić do sytuacji, w której dostanie nową tożsamość: Fumei. Ponieważ tylko osoby z pieczęciami miały swoje pokoje, ale również tylko takie mogły stać się pojemnikami Orochimaru. Działała na dwa fronty. Orochimaru dostawał od niej informacje o wiosce, która wiedziała o nim wszystko dzięki niej. Ale Ilo była pisarką. Kreowała własnych bohaterów. Wykorzystywała informacje o obu stronach do swojej powieści, której głównym bohaterem był szpieg, rozdarty między dwie organizacje. I mieszały jej się, więc czasami już nawet nie wiedziała, kim jest.

— I dzięki temu, że była pisarką, potrafiła stworzyć ci taką przeszłość? — dopytuje Itami. Kiwasz głową na znak zgody. — A co z Hābu Uchihą? Porzucili go bo nie miał Sharingana? Przecież posługiwał się medycznym ninjutsu, posiadał umiejętności sensoryczne, był dobry w pieczętowaniu... Dlaczego, skoro był idealnym shinobi, którego mógł potem wykorzystać? Albo Arisha Jikan! W ogóle się typu nią nie interesował.

— Arishy nie chciał, a bo ja wiem, dlaczego? Może przypominała mu Tsunade, przez te jej balony... Eee, znaczy, zrobiła z całej ich trójki jōninów, posiadała Daragan, i to jeszcze sprawnie się nim posługiwała, no i w dodatku miała własną drużynę. Ale była zbyt inteligentna. Takiej osoby nie mógłby kontrolować.

— O, właśnie, jej drużyna! Przejęła ją po śmierci Kakashiego Hatake, kto w niej był?

— Skład Drużyny Siódmej: Sakura Haruno, uczennica Tsunade, Naruto Uzumaki, chrześniak Jiraiyi i Sasuke Uchiha, przyszły pojemnik Orochimaru.

— Czeekaj, jakie Illuminati! — woła. — Idealnie się dopasowali do Sanninów, prawda? To nie może być przypadek!

— Zbyt idealnie — odpowiadasz. — O, a zgadnij, kto do tego doprowadził?

— Ee, no nie wiem, na pewno nie ty — stwierdza, patrząc na Ciebie z niedowierzaniem.

— No nie ja — mówisz, siląc się na spokój. Że też ona w Ciebie nie wierzy! — Lotus Yakushi. Bo chociaż nie wyglądał, był równie inteligentny i przebiegły, co jego brat. Pomimo pokrewieństwa nikt nawet nie podejrzewał go o bycie szpiegiem, co uważam za mistrzostwo. Potrafił tak zmanipulować ludzi i doprowadzić do takich sytuacji, jak właśnie ta. A wiadomość, którą od niego dostałam, informowała mnie o tym, że udało mu się skłócić Drużynę Siódmą, przez co pogłębiły się w niej konflikty, które dotychczas występowały.

— Czemu miało to służyć?

— Oczywiście, że przeciągnięciu Sasuke na stronę Orochimaru. Kiedy Sakura i Naruto mieli już swoich mistrzów, Sasuke leżał w szpitalu i nic się nie poprawiał, nadal nie zemścił się na bracie, więc musiał jakoś zyskać więcej siły. Czy jest lepszy sposób na szybkie zdobycie mocy, niż dostanie jej od Orochimaru?

¦~¦~¦~¦

— Masz opanowaną kontrolę czakry, a mimo to nie panujesz nad dostarczaną jej ilością — skarcił Cię Kabuto, gdy pogorszyłaś stan leczonej dziewczynki.

— Nie wiedziałam, że będziesz mi kazał się uczyć na ludziach! — zawołałaś spanikowana. Dziewczynka, na oko ośmioletnia, miała rozdartą skórę na całych nogach na wskutek zacięcia się kajdanami. Twoim zadaniem było zasklepić ranę, a skończyło się na tym, że dziewczynka straciła przytomność.

— A na czym lepiej ćwiczyć? Kiedy masz świadomość tego, że jej życie zależy od twoich wyborów, chcąc nie chcąc, musisz się postarać. Tacy są już ludzie, nie chcą ponosić odpowiedzialności za swoje błędy — powiedział i odsunął Cię od małej pacjentki. — Musisz robić to delikatniej.

Spojrzałaś jak oświetlona zielonym blaskiem skóra dziewczynki zrasta się z powrotem. Nadal pozostawała nieprzytomna, jednak byłaś pod wrażeniem. Czego jednak miałaś się spodziewać po najlepszym medyku?

¦~¦~¦~¦

— Czemu Kabuto nie nauczył cię medycznego ninjutsu wcześniej?

— Akurat nałożyła się wtedy jego nieobecność, potem był atak, a później... sama już wiesz.

¦~¦~¦~¦

— Czy to nie dziwne, że tym razem to ty mnie leczysz? — Westchnął Hābu z uśmiechem. Jego ręce zaczęły wracać do normalnego stanu sprzed odmrożenia.

Zaczynał się grudzień, a wraz z nim surowsze chłód i zimno. Sześć tygodni spędzonych z Arishą i Hābu jako Ilo oraz nauki medyczne z Kabuto utrzymywały Cię w stanie rozdwojenia. Trzymałaś się między uśmiechem, a łzami, życiem i śmiercią, szaleństwem radości i wariactwem rozpaczy.

Ironicznie, barwy stracił ten świat, który miał ich najwięcej, gdyż pokochałaś ciemność korytarzy, w których błyszczały złowrogo okulary Kabuto Yakushiego.

¦°¦°¦°¦°¦

Boli mnie mój poziom humoru.

Medyk ¦ Kabuto x ReaderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz