¦37.¦ Spotkanie towarzyskie przy łożu śmierci. Herbatki brakuje!

161 21 17
                                    

— Czy Orochimaru-sama się udało? — spytał Kimimaro. Uśmiechnęłaś się nieśmiało.

To, co dowiedziałaś się od Hābu, zmieniło Twoje patrzenie na niektóre rzeczy. Między innymi zrozumiałaś, że Kimimaro doskonale wiedział, co go czeka i tego pragnął. Pragnął oddać swe ciało jako pojemnik dla duszy Orochimaru, któremu miał służyć do samego końca.

— Nie zniszczył całej Konohy, ale udało mu się zabić Trzeciego Hokage. Niestety, stracił swoje techniki, więc będzie musiał zmienić ciało — wyjaśniłaś.

— Zmienić ciało? — powtórzył. W powietrzu wisiało wręcz namacalne pragnienie bycia pojemnikiem. Wzdrygnęłaś się.

— Jednak wiesz, że nie masz zbyt wielkich szans na wybranie? — Kabuto dorzucił swoje trzy grosze. Poprawił okulary, po czym ponownie pochylił się nad monitorem, gdzie wyświetlały się informacje o stanie Kimimaro.

Yakushi trzymał chłopaka w specjalnym pomieszczeniu, podpiętego do wielu urządzeń podtrzymujących jego życie. Sprawcą takiego stanu była jego choroba, jednak tak naprawdę wciąż czułaś się winna. Być może za bardzo dałaś mu popalić na tym treningu?

— Wiem — odezwał się po chwili. Ton jego głosu jeszcze bardziej obciążył Ci sumienie, pomimo tego, że wiedziałaś, że nie miał Ci nic za złe. — Ale chciałbym być przydatny dla Orochimaru-sama.

Odwróciłaś wzrok od jego białej, wychudzonej twarzy. Kiedy poznałaś go pierwszy raz, pomyślałaś o nim jak o żywym trupie. Jednak po czterech dniach, podczas których trwało oblężenie Konohy, upodobnił się do szkieletu jeszcze bardziej.

Rozległo się pukanie do drzwi. Kabuto zmarszczył brwi i oderwał się od wykresu wyświetlanego na monitorze. Odprowadzany Twoim uważnym wzrokiem, podszedł do drzwi i je otworzył. W progu stanął Lotus.

— Cześć, braciszku! — zawołał, ignorując zaskoczenie starszego. — O, i panienka też tu jest! — dodał, gdy znalazłaś się w zasięgu jego wzroku.

— Lotus-kun, co ty tu robisz? — spytał czterooki.

— Uznałem, że mogę pomóc — powiedział. Spojrzał na Kimimaro, a jego oczy o dziwnym wzorze na tęczówce rozbłysły ciepłym, pomarańczowym światłem. Za chwilę jednak blask zniknął, a na dziecięcej twarzy chłopca malowało się przerażenie.

— Jaka diagnoza? — Kabuto wykazywał drobną obawę. Usiadł na fotelu, wciąż zachowując kamienną twarz.

— Szczerze... Jest już za późno — powiedział cicho, a po jego słowach zapadła grobowa cisza. Przełknęłaś gulę w gardle. — Z-Znaczy... — Zaczął z paniką machać rękami.

— Spokojnie — przerwał mu brat. — Kimimaro-san jeszcze nie umiera.

Westchnęłaś cicho pod nosem, przyglądając się nienaturalnie białej skórze Kimimaro. Jeszcze tego by brakowało, żeby umarł, kiedy jest blisko swojego marzenia.

— Właściwie to przyszedłem, bo wydaje mi się, że jesteś potrzebny u pana Orochimaru, braciszku — powiedział ponaglająco.

— W jakiej sprawie? — Widocznie nie dowierzał słowom przybranego brata.

— Pan Orochimaru chce nałożyć pieczęć siostrzyczce Ilo — powiedział, a po Kabuto został tylko wirujący fotel.

— Ilo nie miała pieczęci? — spytałaś, gdy zarejestrowałaś brak starszego Yakushiego.

— Wciąż posługiwała się swoim starym imieniem i nazwiskiem — powiedział spokojnie Lotus. Zajął wcześniejsze miejsce Kabuto i zaczął kręcić się w fotelu w milczeniu.

— Ilo Mikadzuki — mruknęłaś pod nosem. Lotus Yakushi. Kabuto Yakushi. Hābu Uchiha. [imię]. Izumi Kamimūn. Tsumekuse. Po nałożeniu pieczęci dostawało się nowe imię i nową tożsamość. — Ale wy też.

— Owszem. Nie mamy przecież pieczęci — powiedział, nie przestając się kręcić w fotelu.

— Nie masz pieczęci z takimi umiejętnościami? — spytałaś z myślą o jego świecących się oczach. Chłopak zatrzymał się nagle na wprost Ciebie. Wodził przez chwilę wzrokiem po ścianach, ale mówił:

— Panienka chyba lubi poznawać czyjeś historie, prawda? — Przestało mu się kręcić w głowie, więc spojrzał w Twoje [kolor oczu] oczy. — Nie mam pieczęci, bo taka była umowa. Szczegółów ci nie zdradzę, bo obiecałem, że nikomu nie powiem, więc nikomu powiedzieć nie mogę. Działam na takich zasadach.

— Och — mruknęłaś. Oparłaś podbródek o rękę w zamyśleniu. Musiałaś dowiedzieć się czegoś o sobie w inny sposób. Czy to poznając historie innych, zasady działania tego miejsca czy nowe techniki, w końcu się tego dowiesz.

— Ale mogę powiedzieć ci czegoś o Hitomi! — zawołał podekscytowany. Zaskoczona jego krzykiem niemal spadłaś z krzesła, które stało obok leżanki Kimimaro.

— Kto to jest Hitomi? — spytałaś. W Twojej głowie już kreowała się postać dziewczyny Lotusa, która została w Liściu i pewnie też, to już Cię nie zdziwi, jest tamtejszym szpiegiem na zlecenie Orochimaru i posiada Przeklętą Pieczęć.

— Hitomi to moje kekkei genkai! — Wskazał palcem na swój wzór na tęczówce. Odetchnęłaś z ulgą na myśl, że nie będziesz słuchać tandetnej historii miłosnej. — Dzięki niemu widzę żywe organizmy wokół mnie, a kiedy są blisko, mogę skopiować ich DNA i później ich rozpoznać oraz określić, co im dolega. To jest bardzo pomocne, kiedy jest się medykiem!

Kiwnęłaś głową na znak zrozumienia. Zainteresowała Cię jednak jeszcze jedna kwestia.

— Prawie wszyscy znacie medyczne ninjutsu. Jakaś nowa moda, czy jak? — Zadałaś kolejne pytanie. Ostatnio czułaś się jak na przesłuchaniach. Normalnie profesjonalny detektyw.

— Braciszek Kabuto nas uczy — powiedział. — Ja jestem medykiem, siostrzyczka Ilo też jest, pan Orochimaru, ale on już to wszystko znał wcześniej... O, i jeszcze pan Tsumekuse. Ale braciszek Kabuto i tak jest najlepszym medykiem!

— Nie wątpię — powiedziałaś z uśmiechem.

Spojrzałaś jednak na Kimimaro. Najlepszym, ale czy aby na pewno na tyle dobrym, aby wyleczyć go z jego choroby? Pomimo tego, że jest za późno? Chociaż nie zna specyficznej budowy ciał członków klanu Kaguya? A nawet Hitomi Lotusa nie może pomóc? Za dużo tego wszystkiego.

— Kimimaro-san — zwróciłaś się do chłopaka — jakie imię miałeś przed otrzymaniem pieczęci?

— Nie wiem — powiedział słabo. — Nie pamiętam. Zdaje mi się, że nie miałem...

Jego wargi zastygły. Otworzyłaś szeroko oczy.

— Nie umieraj, Kimimaro! — wrzasnęłaś.

— Spokojnie, panienko, on tylko poszedł spać — powiedział Lotus. Kamień spadł Ci z serca. — Jest przemęczony, musi odpoczywać. Ty też już wracaj do pokoju. Obiecuję, że kiedy tu będę, nic mu się nie stanie!

Wzruszyłaś się, widząc tę jego dziecięcą chęć niesienia pomocy, chociaż stał po stronie Orochimaru. Podziękowałaś mu i ruszyłaś do pokoju, który znajdował się naprzeciwko sali treningowej. Pamiętałaś, kiedy przydzielali Ci go, abyś nie zgubiła się, szukając sali.

Kiedy naciskałaś klamkę do swojego pokoju, otworzyły się drzwi do sali treningowej za Twoimi plecami. Odwróciłaś się, by zobaczyć, kto ją opuszczał.

— Cześć, Shikai — zaczęłaś z uśmiechem, jednak jego lodowaty wyraz twarzy całkowicie zmienił Twój nastrój.

— Staw się jutro rano w zbrojowni. Mamy zlecenie — powiedział obojętnie i wyminął Cię. Zniknął w odległej czerni korytarza, zanim zdążyłaś o cokolwiek zapytać.

W tym momencie dziękowałaś za dar posiadania Rankana, Mūngana, Daragana, czy cokolwiek tam miałaś. Ponieważ poczułaś, że Shikai musiał usłyszeć coś, co, wbrew pozorom, mocno nim wstrząsnęło.

¦°¦°¦°¦°¦

Krótkie pytanko od Vaaxte: kogo bardziej lubicie? Fusagaru czy Shikaia? I dlaczego? 

Medyk ¦ Kabuto x ReaderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz