¦70.¦ Początek końca!

126 17 3
                                    

— W końcu! — Itami wstaje z okrzykiem. Odprawia jakieś dziwne ruchy, prawdopodobnie będące tańcem zwycięstwa. — Nareszcie koniec tej idiotycznej historii! Umarłaś i to już ko-

Nagle się zatrzymuje i patrzy na Ciebie ze strachem.

— Nie umarłaś, prawda? — szepce przerażona. — Oh, czyli Kabuto cię uratował i to nadal nie jest koniec tej histo-

— Owszem, umarłam — odpowiadasz całkiem poważnie, patrząc jej głęboko w oczy. Jej źrenice rozszerzają się, widząc Twoje [kolor oczu] tęczówki i czarne białka.

— Hyaaa! — wrzeszczy jeszcze bardziej. — Jesteś zombie? Albo wampirem? A kysz, demonie, przepadnij! — Wyciąga z kieszeni dziwne przyrządy do egzorcyzmów i wymachuje nimi przed Twoją twarzą.

— Itami, spokojnie, nigdy nie słyszałaś o przywracaniu ludzi do świata żywych?

— Czekaj, masz na myśli tę Technikę Przywołania Nieczystego Świata?

— Dokładnie.

Szatynka oddycha spokojnie i odkłada wszystkie krzyżyki, pióra i inne breloczki, jednak patelnię wciąż ma pod ręką.

— Brzmi jeszcze bardziej kozacko niż Technika Księżycowej Myśli — mówisz dla rozluźnienia sytuacji. Mimo wszystko czerwonooka wciąż patrzy na Ciebie z przymrużonymi powiekami.

— Mów dalej. — Przykłada koniec patelni do Twojego gardła. — Za gościem, który wskrzesza taką pierdołę jak ty, musi coś się kryć.

Uśmiechasz się do siebie. Koniec już za niedługo.

¦~¦~¦~¦

Przestrzeń wokół Ciebie falowała. Nie było ciemno, ale nie było też jasno. Mieszanina wielu barw zlewała się w szarość. Cisza.

Oh, jednak nie.

— Zabiłaś mnie! — Suigetsu wycelował oskarżająco palec w Twoją stronę.

— Nie tylko ciebie — mruknął Hābu, poprawiając swoje okrągłe okulary lewą ręką. Arisha również fuknęła coś pod nosem, powstrzymywana ostrym spojrzeniem Ilo.

— I tak już umarła, po co się wkurzasz? — powiedziała niebieskooka na Twoją obronę. Uśmiechnęła się serdecznie, jednak zaraz po chwili rozmyła się wraz ze swoim śmiesznym pieprzykiem pod okiem. Arishy i Hābu też już nie było.

Pustki.

— Nie wierzę, że tu wróciłem — sapnął ktoś z rezygnacją. Kroki ustały, odwróciłaś się gwałtownie, zadzierając głowę, aby spojrzeć w oczy niespodziewanego gościa.

— Fu... — Jego imię nie potrafiło Ci przejść przez gardło. Oto stał przed Tobą w pełnej krasie, opalony, dwumetrowy tytan. Nic się nie zmienił od kiedy ostatnim razem go widziałaś. Zdawałoby się tylko, że czarne włosy związane w kucyka są dłuższe, a także ma więcej zarostu.

— [imię]-chama! — Natychmiast znalazłaś się w objęciach Fujiwary. Objęłaś go mocno, jakby nie wierząc, że to on. Wbrew Twojej woli po Twoich policzkach zaczęły spływać łzy, mocząc jego jasną koszulkę.

— Fu-Fusagaru — powtarzałaś. Płakałaś chwilę, a on w ciszy głaskał Cię po głowie. Tyle chciałaś mu powiedzieć. Tak wiele się wydarzyło, odkąd stał się ciałem dla duszy Orochimaru. Na usta pchało Ci się tylko jedno słowo: przepraszam. I mimo, że było tylko ono jedno, nawet jego nie wypowiedziałaś.

— Gołąbeczki, też tu jestem — warknął ktoś, przyglądając się Wam z niecierpliwością. Drgnęłaś, słysząc ten charakterystyczny glos. Odkleiłaś się od Senju i ponownie zalałaś się łzami na widok wykrzywionej w grymasie twarzy Shikaia. — I co beczysz? Wszyscy tu jesteśmy martwi i tak.

Przykleiłaś się do lodowca, a ten tylko westchnął z niechęcią. Przed Twoimi oczami przelatywały Ci sceny, w których Yuki wykrwawiał się na Twoich oczach. Tuż obok Ciebie. A Ty nie byłaś w stanie go uratować. Umarł on, umarł Fusagaru... i to była Twoja wina.

— Przepraszam — szepnęłaś, nadal szlochając.

— Za co? — jęknął znowu białowłosy.

— Umarliście... przeze mnie. Nie byłam dość silna, aby was uratować. To ja mogłam zostać pojemnikiem, a zamiast tego Kabuto wysłał Was na pewna śmierć, abym tylko była bezpieczna.

— I tylko o to ci chodzi? — westchnął. — Nie chcę się powtarzać, ale jesteś tak mało inteligentna, że jestem do tego zmuszony. I tak już umarliśmy, ty z resztą też, więc nie ma to znaczenia.

— Zwłaszcza, że widząc, co się tam dzieje, chyba wolimy zostać tutaj. - Senju zaśmiał się i podrapał wielką dłonią po karku.

— Co się tam dzieje? — szepnęłaś ostrożnie.

— FUSAGARU! — wrzasnął Shi. Kolejna rzecz, której miałaś nie wiedzieć? Czy nawet po śmierci miałaś trwać w niewiedzy?

— Jak śmieliście znowu umrzeć, idioci!? — Znikąd zjawiła się czerwona furia i złapała Shikaia za koszulkę. Yuki zignorował ją, patrząc na nią beznamiętnie.

— Tayuya! — Upomniał ją Jirōbō, ale nie poskutkowało.

— Zamknij się, kretynie — palnęła, po czym uniosła do góry Shikaia. — Oberwie wam się za to, że nas zostawiliście na pastwę tego sadysty!

— Spokojnie, Tayuya — jęknął Ukon. — My też znowu umarliśmy.

— Więc wszystko wróciło do normy — dodał Sakon, ale to tylko rozwścieczyło dziewczynę.

— Tayuya! — Kidōmaru użył wszystkich swoich sześciu rąk do oddzielenia obu stron. — Wszyscy jesteśmy poirytowani tym całym jego wskrzeszaniem randomów, ale jakoś nie wyżywamy się na innych trupach.

Rozszerzyłaś oczy, łącząc wszystko w całość. Nagle jakby zdałaś sobie sprawę, w którym miejscu przebywasz. Zidentyfikowałaś niezliczone ilości dusz wokół Ciebie.

Nie tylko Fusagaru, Shikai i Piątka Dźwięku. Znalazłaś się w miejscu, gdzie było niezwykle tłoczno. Oni wszyscy, którzy umarli. Czemu wcześniej nie czułaś ich obecności?

Powoli wszystko zaczęło cichnąć. Fusagaru odwrócił się w Twoją stronę, rozszerzył oczy, krzyknął i próbował złapać Cię za rękę, ale nie zdołał. Opuściłaś ich, nurkując w ciemnościach.

Wieko skrzyni opadło. Przezwyciężając opór powiek otworzyłaś oczy. Chociaż pierwszy raz widziały one tego człowieka, udawało Ci się go rozpoznać.

Choć nosił szkarłatny płaszcz, biała skórę zdobiły pęknięcia, a wokół złotych oczu . Srebrne włosy wyblakły i przerzedziły się, ciągnący z brzucha wąż wlepiał w Ciebie swoje spojrzenie.

— W końcu... W końcu mi się udało.

Czy to wciąż... ? Tak, choć wyglądał inaczej, to wciąż był Kabuto. Zza okularów w kwadratowej oprawce wciąż płonął ogień tej samej miłości.

Postawiłaś pierwszy krok, niepewny. Czując władzę nad swoim ciałem ruszyłaś wprost w objęcia Yakushiego.

— Tęskniłam — szepnęłaś.

— Następnym razem nie stawaj w mojej obronie — szepnął Ci do ucha. — Nie potrafiłbym przeżyć kolejnych pięciu lat bez Ciebie.

¦°¦°¦°¦°¦

Aj, trochę mi to zajęło. Serio myślałam, że jak będę mieć wolne od szkoły, to znajdę więcej czasu na pisanie, a tu mało brakuje, abym siedziała 24/7 przy lekcjach.
Przy okazji zapraszam Was do "Hitomi", które też się powoli tworzy.
A Wy jak spędzacie koronaferie?

Medyk ¦ Kabuto x ReaderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz