Rozdział 25

1.8K 205 11
                                    

Lauren's POV:

Obudziłam się, przez czyjeś głosy. Uchyliłam powieki i zauważyłam przed sobą Lexę, która wyglądała, jakby coś jej się stało. Uklękła ona przed moim łóżkiem i wplotła palce w moje włosy. Zmarszczyłam brwi, patrząc się na nią z lekkim zdziwieniem i zmęczeniem.

- Wszystko okej? - zapytałam, mrugając kilka razy, by przyzwyczaić oczy do światła. Chyba było już dość późno. Może nawet po śniadaniu.

- Lauren, twoje włosy... - zielonooka powiedziała, chwytając coś obok mojej głowy i unosząc to. Tym czymś były dość długie kosmyki włosów. 

Złapałam je szybko w dłoń i rozszerzyłam oczy. Automatycznie się podniosłam czując wyjątkową lekkość. Spojrzałam się na poduszkę, na której spałam i zauważyłam na niej mnóstwo odciętych kosmyków włosów. Dotknęłam swoją głowę i przejechałam palcami po włosach. Zaciągnęłam jeden kosmyk do przodu, zauważając, że jest krótki.

- Suka. - warknęła Woods, dlatego się na nią spojrzałam.

- Kto? Co się stało? Gdzie są moje włosy? - zadawałam pytania w szybkim tempie.

- Cabello. - to jedno słowo wystarczyło, by moje całe zdziwienie zmieniło się w złość. 

Zrzuciłam pościel, po czym zacisnęłam dłonie w pięści. Mam zamiar ją znaleźć i udusić gołymi rękami. Wstałam z łóżka i już miałam iść ją szukać, gdy zatrzymała mnie dłoń na moim ramieniu.

- Czekaj. - usłyszałam głos Woods. - To tylko włosy, odrosną. - powiedziała, po czym po jej słowach usłyszałam tupot stóp, który oznaczał posiłek.

- Śniadanie. - stwierdziłam, oblizując suche wargi. - Nie zatrzymuj mnie proszę, umiem o siebie zadbać. - powiedziałam.

- Gdybyś umiała, to by nie doszło do tego. - mruknęła, a ja rzuciłam jej wrogie spojrzenie. - Po prostu tu zostań i nie pogarszaj swojej sytuacji. 

- Gorsza być już nie może. - mruknęłam, po czym wyrwałam ramię z uścisku dłoni Woods. Chciałam już wyjść na korytarz, kiedy moją drogę zaszła mi brunetka. - Czego chcesz? - warknęłam już lekko zirytowana.

- Żebyś nie szła na śniadanie. - odpowiedziała. - Proszę, zostanę tu nawet z tobą. - powiedziała błagalnie.

- Czemu tak bardzo ci zależy, bym tam nie szła? - zapytałam trochę głośniej niż chciałam.

- Zależy mi na tobie. - wyznała. - Na tobie i na tym, byś nie wylądowała w izolatce, a wiem, że jak pójdziesz na stołówkę, to na tym się to skończy.

- Zależy ci na mnie? - dopytałam lekko zdziwiona. 

- Nie wyobrażaj sobie zbyt wiele, po prostu się o ciebie troszczę. - mruknęła, kręcąc głową. - Może słabo cię znam, ale wydajesz się całkiem w porządku osobą. Młodą i szukająca wszędzie problemów, ale nie taką złą, jak na pierwszy rzut oka się wydaje.

- Dzięki? - podziękowałam niepewnie, zastanawiając się, czy uznać to za komplement czy raczej obelgę.

- Zostań. 

- Nie mogę. - powiedziałam, po czym wyminęłam ją i poszłam w kierunku stołówki.

Minuta później i byłam na miejscu. Szybko wyszukałam wzrokiem stolika, przy którym powinien siedzieć mój cel. Była tam. Siedziała i wydawała się szczęśliwa. Kątem oka zauważyłam, że w pomieszczeniu było mnóstwo osób, ale nie obchodzili mnie oni. 

Podeszłam szybko do stolika, starając się nie stracić nad sobą kontroli na widok jej wesołej twarzy.

- Lauren. - odezwała się, gdy tylko mnie zauważyła. Wzrok wszystkich ze stolika brązowookiej powędrował w moim kierunku, w tym też Dinah. - Obcięłam ci końcówki, by zadbać o twoje włosy. Podoba ci się? - zapytała, po czym na jej twarzy pojawił się serdeczny uśmiech. Możliwe, że wymuszony.

- Camila. - Dinah szepnęła do Cabello, szturchając ją.

- Nie teraz, Di. - odparła w jej stronę, po czym jej wzrok z powrotem zatrzymał się na mojej osobie. - Czego chcesz? Nie ma dla ciebie miejsca przy tym stoliku. - zaśmiała się, a ja poczułam, że się gotuję od środka.

- Nie usiadłabym nawet jakby mi zapłacono. - warknęłam.

- A dałaś się wypieprzyć przez klawisza za darmo. - mruknęła Camila, podnosząc brew do góry i upuszczając. Chwyciła ona za kubek i przyłożyła go do swoich ust, by się napić. Usłyszałam śmiech osób ze stolika, tylko Dinah wydawała się niewzruszona i chyba zażenowana tą sytuacją.

Wściekła szturchnęłam kubek Cabello, który wypadł jej z dłoni i spadł na ziemię. Nie był ze szkła, więc tylko wydał się lekki huk, a jego zawartość rozlała się po podłodze. Camila wciąż wydawała się rozbawiona.

- Będziesz to sprzątać. - stwierdziła, wskazując palcem na podłogę.

- Posprzątam to tobą. - syknęłam, po czym zbliżyłam się do niej i zacisnęłam pięści na materiale jej koszulki. Przyciągnęłam ją do siebie, po czym popchnęłam ją na ziemię w stronę, gdzie leżał kubek i rozlana woda.

Nie mam pojęcia, skąd znalazło się we mnie tyle siły, ale podoba mi się to.

Odwróciłam się w stronę ściany, przy której zazwyczaj stali wszyscy klawisze i zauważyłam znajome twarzy. Czarnoskóry funkcjonariusz, wiecznie wystraszona blondynka i Mendes. Wszyscy wpatrywali się we mnie ze zdziwieniem wypisanym na twarzy. 

Spojrzałam się w drugą stronę i zauważyłam, że wszystkie więźniarki się we mnie wpatrują.

Camila szybko podniosła się z ziemi i podeszła do mnie. Na jej twarzy lśnił uśmiech, który mnie bardzo zdziwił. Dlaczego się uśmiecha, gdy powaliłam ją na ziemię przed wszystkimi?

- Suka. - warknęłam, gdy znajdowałyśmy się naprzeciwko siebie.

- Do twarzy ci w krótkich. - skomentowała Camila, po czym obejrzała się po sali. Jej wzrok po chwili znowu powrócił na moją osobę. - Ciekawe czy twojemu kochasiowi się spodoba. Jak nie, to będziesz musiała szukać kolejnego klawisza, który będzie cię chciał zapinać w tyłek. - powiedziała wystarczająco głośno, by każdy w sali dokładnie usłyszał jej wypowiedź.

Nie wytrzymałam i moja zaciśnięta pięść z impetem zderzyła się z twarzą brązowookiej. Potem kolejne uderzenie. Nie mogłam przestać i kolejny cios uderzył w jej twarz. Nawet nie próbowała się ona bronić. Zrobiła kilka kroków do tyłu, po czym opadła na ziemię. Poczułam czyjeś dłonie, na moich ramionach, gdy chciałam się na nią rzucić i stłuc ją, jak już leży. 

- Do izolatki. - usłyszałam głos Mendesa i jego dłonie zaciśnięte ciasno na moim ramieniu.

Odwrócił się i zaczął mnie ciągnąć. Przeszliśmy w ciszy przez korytarze i różne drzwi. Znaleźliśmy się w miejscu, gdzie było dość sporo drzwi. Klawisz otworzył jedne i wręcz wepchnął mnie do środka, po czym zatrzasnął je za mną. Usłyszałam z ziemi tylko zgrzyt zamka.

Rozejrzałam się wokoło i zobaczyłam brukowe ściany, jedno łóżko i toaletę. Szybko zerwałam się z podłogi i pobiegłam. Zaczęłam w nie uderzać z pięści.

- Nie, proszę! Wypuść mnie stąd! - krzyczałam, pukając głośno. - Przepraszam, że ją walnęłam! Nie zrobię tego więcej! 

Odpowiedziała mi cisza.

DUИGЕОИ | CamrenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz