Rozdział 70

1.1K 149 12
                                    

Camila's POV:

Gdy tylko uchyliłam powieki, to poczułam przeszywający ból z tyłu głowy, przez co jęknęłam cicho z bólu. Nade mną szybko pojawiły się zielone tęczówki, które mnie speszyły tak, że zapiekły mnie policzki.

- Wszystko w porządku? - usłyszałam jej zmartwiony głos, przez co moje kąciki ust lekko się uniosły.

- Jasne, tylko się poślizgnęłam. - mruknęłam, przypominając sobie mój niedawny wypadek w kabinie prysznicowej.

- Nie powinnaś brać sama prysznica. Mogło ci się stać coś poważnego. - powiedziała Lauren, a ja machnęłam na jej słowa ręką.

- Nic mi się nie stanie. Nie potrzebuję pomocy. - wyjaśniłam, a brunetka westchnęła.

- Następnym razem masz mnie zawołać, jak chcesz się wykąpać. - rozkazała zielonooka, a ja zmarszczyłam brwi.

- Co jeszcze? - fuknęłam sarkastycznie. - Nie obraź się... - spojrzałam się na dół na jej identyfikator. - Jauregui. Byłam przywiązana przez miesiąc do łóżka i jakoś nie korci mnie, by do tego wrócić. - warknęłam już lekko wkurzona. 

Jęknęłam cicho, czując straszny ból w czaszce.

- Nie chodziło mi o to, że masz cały czas leżeć. Po prostu potrzebujesz drobnej pomocy w niektórych czynnościach. - oznajmiła kobieta, a ja przewróciłam teatralnie oczami.

- Nie jesteś moim lekarzem i gówno wiesz. - mruknęłam, poprawiając swoją pozycję na łóżku. 

- Zgadza się, nie jestem twoim lekarzem. Jednak coś czuję, że jak poślizgniesz się tak jeszcze kilka razy, to stracisz coś więcej niż przytomność. - stwierdziła zielonooka. 

- Chodzi ci o to, że mogę się zabić? - zapytałam z uśmiechem, a brunetka kiwnęła głową. - Źle trafiłaś. Nie dbam o to, czy umrę. - zaśmiałam się cicho, obserwując zmieniającą się mimikę twarzy niższej.

- Ale ja będę o to dbać od teraz. - stwierdziła, po czym wstała i chwyciła za kule, oparte o ścianę. Złapała za nie i podeszła do pryczy naprzeciwko mnie i wrzuciła je na górne łóżko. 

- Nieźle. - zaśmiałam się, po czym spojrzałam się na lewą nogę, okrytą tylko materiałem spodni więziennych. - Gdzie moje metalowe urządzenie? - zapytałam, patrząc się z powrotem na kobietę.

- Masz na myśli stabilizator? 

- Nie, to nie jest stabilizator. - stwierdziłam. - I gdzie jest to coś?

- Zabrane. - odparła, a ja rozluźniałam mięśnie twarzy.

- Musisz mi go oddać. - powiedziałam dość cicho.

- Z jakiej to racji? - zapytała, opierając się o ścianę niedaleko mnie.

- Bo bez niego mogę sobie coś złamać. - oznajmiłam z przejęciem w głosie, a brunetka się zaśmiała cicho. - Mówię poważnie!

- Jak nigdzie nie będziesz chodzić, to nic sobie nie zrobisz.

- Lauren. - jęknęłam smutno. - Błagam cię, oddaj mi go. 

Mimika twarzy Lauren zmieniła się na ciekawską i przejętą.

- Bez niej moja lewa noga wygląda tak krzywo i nieładnie. - mruknęłam, po czym zaciągnęłam się mocno powietrzem. - Lauren, proszę i tak nigdzie nie pójdę tylko z tym urządzeniem. 

Brunetka odwróciła się w stronę wejścia z zamyśloną miną. Po chwili pokręciła głową i podeszła do jednej z szafek i wyjęła z niej moją własność. Następnie podeszła do mnie, a ja szybko podniosłam się do siadu. 

- Mogę ci to sama założyć? - zapytała szeptem. Spojrzała się na mnie swoimi zielonymi tęczówkami, dotykając moją chorą nogę. 

- Nie. - powiedziałam stanowczo, zabierając jej urządzenie i szybko zakładając ją na moją nogę. Zapięłam wszystko porządnie, po czym oparłam się o poduszkę. - Serio będziesz mnie tu tak trzymać? - zapytałam Lauren, a ona kiwnęła głową. - Dlaczego?

- Bo nie możesz wykonyw... - brunetka zaczęła mówić, ale szybko jej przerwałam.

- Nie, chodzi mi o to, dlaczego się mną opiekujesz. Coś masz w zamian?

- Nie możesz po prostu podziękować za to? - zapytała, a ja się zaśmiałam wrednie.

- Nie, bo robisz to wbrew mojej woli. Nie będę dziękować za coś, co sprawia, że czuję się gorzej! - warknęłam już nieźle wkurzona. - Jeśli będziesz mnie tu trzymać, to nie będę cię lubić. Ba! Będę cię nienawidzić całym moim ciałem, umysłem i duszą! Nie masz pojęcia przez co musiałam przejść! - ostatnie słowa wysyczałam przez zęby. - Przez okrągły miesiąc sikałam przez rurkę. Nie miałam w ustach normalnego żarcia, tylko jakieś papki, a to dopiero po kilku tygodniach w szpitalu. Nie czułam kompletnie nóg i czułam się jak prawdziwa kaleka. Modliłam się wtedy, by mnie zabili! - krzyknęłam, czując cisnące się w moje oczy łzy. - Teraz mogę chodzić z kulami i mi to odbierasz! Kim ty do cholery jesteś, by decydować o moim losie? - warknęłam, a łza spłynęła mi po policzku. - Bogiem? - zapytałam cicho. - Nie. - odpowiedziałam, zanim Lauren zdążyła coś powiedzieć. - Nie jesteś żadnym Bogiem. Nie będziesz mi mówiła jak mam żyć, bo jesteś nikim. Jesteś nikim do kurwy! - wykrzyczałam, waląc pięściami o poduszki. Trochę mnie poniosło i mówiłam wszystko, by tylko odebrać moją własność. - Nic nie zmienisz. Jeśli nie będę mogła chodzić, to będę się, do cholery, czołgać! Ale wtedy doczołgam się do twojej pryczy, by zacisnąć dłonie na twoim gardle! - krzyknęłam, zaciskając pięści na pościeli. Brunetka pokręciła głową, nie patrząc się na mnie. Odepchnęła się od ściany i zaczęła się kierować w stronę wyjścia. - Gdzie idziesz? - zapytałam z wrogością w głosie. Lauren wyszła z pokoju, a ja poczułam mocny uścisk w żołądku. - A idź do diabła! - wrzasnęłam, po czym strumień łez pociekł po mojej twarzy.

^^^^^^^^^^^^^^

2/3

DUИGЕОИ | CamrenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz